Siła zakonów

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 05/2014 |

publikacja 30.01.2014 00:15

Europa cywilizacyjny sukces zawdzięcza w dużej mierze zakonom. To paradoks, że ci, którzy odchodzili od świata, by żyć dla Boga, okazywali się wyjątkowo skutecznymi gospodarzami tego świata. Nie ma postępu bez Boga.

Krużganki opactwa w Aiguebelle we Francji założonego w 1137 roku Hervé Champollion /akg-images Krużganki opactwa w Aiguebelle we Francji założonego w 1137 roku

Zakony odegrały ogromną rolę nie tylko w historii samego Kościoła, ale wpłynęły w decydujący sposób na kształt zachodniej kultury. Ta prawda bywa przemilczana w podręcznikach, przekłamywana w literaturze czy filmie. Umberto Ecco w powieści „Imię Róży” sportretował zakonników jako dewiantów. Jak pisał G. K. Chesterton, są ludzie, którzy widzą tylko plamę na dywanie, ale nie dostrzegają dywanu. Koncentracja na jakimś wycinku rzeczywistości, zwłaszcza na słabościach, nie pozwala zobaczyć całości. Dlaczego papież Paweł VI pierwszym patronem Europy ogłosił św. Benedykta z Nursji? Bo stworzona przez niego reguła, streszczana w haśle „Módl się i pracuj”, stała się siłą napędową nie tylko chrześcijaństwa, ale całego zachodniego świata. Żyjemy dziś w tak przewrotnym klimacie kulturowym, że Europa zamiast mówić z dumą o swoich ojcach założycielach, pomija ich często wstydliwym milczeniem albo z nich szydzi. Niechże przynajmniej świadomi katolicy znają swoją historię i potrafią jej bronić.

Zaczęło się na pustyni w Egipcie

Historia życia zakonnego bierze początek w Egipcie. Około roku 270 św. Antoni zaczyna wieść życie pustelnika (eremity). Słowo „monastycyzm” wywodzi się od greckiego „monos”, co znaczy „samotny”. Pierwsi mnisi byli w większości ludźmi świeckimi, którzy porzucali swoje społeczności, aby samotnie prowadzić życie duchowe. Pojedynczy pustelnicy bardzo szybko zaczęli żyć w zorganizowanych grupach, dając początek wspólnotowemu życiu zakonnemu. Ludzie ze świata nie dawali im jednak spokoju. Szukali u nich rady, pociechy, prosili o modlitwę, o światło dla życia. Szukali u nich potwierdzenia, że Bóg jest. Dlaczego niektórzy chrześcijanie porzucali własności, rezygnowali z małżeństwa na rzecz skrajnej ascezy, poszukiwania doskonałego zjednoczenia z Bogiem? Niewątpliwie w samej Ewangelii odnajdywali inspirację do takiego radykalizmu. Bogaty młodzieniec szukający ideału słyszy odpowiedź Jezusa: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie” (Mk 10,21). Wysokie wymagania pociągają. Znaczną rolę odegrały też okoliczności historyczne. Do roku 313 chrześcijanie byli prześladowani przez Rzym. Męczeństwo było realną „szansą” dla każdego zwykłego wierzącego w Chrystusa. Panowało też wtedy mocne przekonanie, że ponowne przyjście Pana jest bliskie. To wszystko sprzyjało poważnemu traktowaniu wymagań Ewangelii. Gdy cesarz Konstantyn ogłosił pokój z Kościołem, sytuacja zmieniła się. Wiara potaniała. Do Kościoła zaczęły napływać masy niekoniecznie nawróconych. Jakość życia chrześcijańskiego radykalnie się obniżyła. W tej sytuacji wielu tych, którzy szukali życia Ewangelią na serio, poczuło zew pustyni. Ponieważ czasy męczenników przechodziły do historii, nowym ideałem radykalizmu wiary stali się mnisi szukający ewangelicznej doskonałości w ascezie i oddaleniu od wygód świata. Kluczowym czynnikiem, który sprawił, że życie zakonne nie stało się „sportem ekstremalnym” rozwijającym się na marginesie, ale okazało się trwałym elementem życia Kościoła i zaczynem jego odnowy, okazało się opracowanie reguły zakonnej.

Na Wschodzie uczynił to św. Bazyli, na Zachodzie św. Benedykt z Nursji (ok. 480–550), nazywany ojcem mnichów. Żył w czasach, gdy w Europie Zachodniej panował zamęt. Cesarstwo Rzymskie upadło, barbarzyńskie ludy wędrowały z miejsca na miejsce, dokonując spustoszenia antycznego dziedzictwa. Czy lekarstwem na panujący chaos mogło być zamykanie się w klasztorze? Okazało się, że tak. Benedykt, pisząc regułę (ordo), znalazł klucz do takiego przełożenia Ewangelii na konkrety, które wydało zaskakująco obfite owoce. Reguła opisująca zasady życia zakonnego, „szkoły służenia Bogu”, cechowała się roztropnością i umiarkowaniem, mądrym połączeniem pracy fizycznej z lekturą i modlitwą. Benedykt nakazał mnichom stabilność życia – obowiązek przebywania w jednym klasztorze, w którym opat pełnił rolę ojca, nauczyciela, wychowawcy, był obrazem samego Chrystusa. „Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń ku nim ucho swego serca…” – tak zaczyna się ten tekst. Wiele wskazówek nie straciło nic na aktualności, nadal pomagają tym, którzy chcą mieć mocne życie z Bogiem.

Potężna fala

Od pierwszego klasztoru benedyktyńskiego, założonego na Monte Cassino w 529 roku, na całą Europę rozlała się fala duchowej rewolucji. To była prawdziwa lawina. Klasztory były, zwłaszcza na początku średniowiecza, najważniejszymi ośrodkami ewangelizacji ludów Europy. Niezwykle otwarte na życie zakonne okazały się ludy celtyckie. W Irlandii cała pierwotna organizacja Kościoła była oparta na klasztorach. Papież Grzegorz Wielki wysłał z Rzymu do Anglii wyprawę misyjną benedyktynów (św. Augustyn z Canterbury). Zakonnicy misjonarze pochodzący z Wysp ewangelizowali później kontynent: w Galii działał św. Kolumban, wśród ludów germańskich św. Bonifacy i inni. Historia klasztorów to przeplatające się fale odchodzenia od ideału i poszukiwania odnowy. Z benedyktyńskiej rodziny wyrastały kolejne zgromadzenia, szukające bardziej wiernej realizacji ideału (cystersi, kameduli, kartuzi, trapiści i wiele innych). W X wieku symbolem odnowy i rozkwitu zakonnego życia było opactwo Cluny we Francji, założone w 910 roku. (Największa świątynia romańska w historii!). Jednym z najbardziej twórczych kontynuatorów benedyktyńskiej tradycji okazał się św. Bernard z Clairvaux (1090–1153). Włączył się w dopiero co powstały zakon cystersów (w Citeaux),  przyczyniając się do jego gwałtownego rozwoju. Gdzie się pojawił, budził postrach u kobiet, ponieważ najszlachetniejszych kandydatów na mężów pociągał za sobą do zakonu. Osobiście założył 63 klasztory. Kiedy umierał, istniało już 350 cysterskich fundacji w Europie (także polski Jędrzejów). Na początku XIV wieku ilość wszystkich benedyktyńskich klasztorów sięgnęła liczby 37 tysięcy. Z benedyktynów wywodziło się 24 papieży, 200 kardynałów, 7 tys. arcybiskupów, 15 tys. biskupów i ponad 1500 świętych wyniesionych na ołtarze. Zakony oparte na regule Benedykta pełniły nie tylko rolę czysto religijną, ale stały się czynnikiem cywilizacyjnego rozwoju naszego kontynentu. Zasada „módl się i pracuj” wytworzyła etos pracy fizycznej nieznany w antyku. Przezwyciężyła panujący w starożytności podział na pracę fizyczną dla niewolników i zajęcia intelektualne dla ludzi wolnych. Mnich musiał pracować fizycznie, a życie zakonne sprawiało, że była to praca dobrze zorganizowana, systematyczna. Stąd określenie „benedyktyńska praca”. Co więcej, mnich pracował na chwałę Boga. Gdzieś tu tkwi tajemnica niezwykłego ekonomicznego sukcesu wielu opactw.

Zamieniali bagna w kwitnące ogrody

Zadziwia różnorodność aktywności gospodarczej zakonników. Łatwiej powiedzieć, czego nie robili, niż co robili. Wyliczę ich osiągnięcia w telegraficznym skrócie. Mnisi byli pionierami rolnictwa. Osuszali bagna, karczowali lasy, zamieniali pustkowia w uprawną ziemię, na terenach suchych budowali systemy nawadniające. Wprowadzali nowe metody uprawy, stając się szkołą rolniczą dla ludności. Opanowali sztukę warzenia piwa, pszczelarstwa, sadownictwa, hodowli bydła. Słynęli z produkcji wina. Ciekawostka: wynalezienie szampana przypisuje się mnichowi Dom Perignon z opactwa w Hautvilliers. Zakonnicy byli także doskonałymi budowniczymi. Posługiwali się maszynami, opanowali na przykład sztukę wykorzystania energii wodnej do mielenia zboża, szycia tkanin, garbowania skóry. Dali początek rozwojowi przemysłu. Przy klasztorach działały kuźnie, wydobywano złoża rudy żelaza. Zajmowali się ponadto wydobywaniem soli, ołowiu, aluminium, gipsu, marmuru. Mieli swoje huty szkła. Klasztory stawały się często centrami napędzającymi gospodarkę w całej okolicy, a także pełniły rolę schronienia dla wędrowców i pielgrzymów. Mnisi stworzyli nawet coś na kształt systemu ubezpieczeń społecznych dla swoich współpracowników. Osobny rozdział stanowi potężny wkład zakonników w kulturę. Większość dzieł starożytnych pisarzy i filozofów przetrwała tylko dzięki mozolnej pracy kopistów przepisujących księgi w zakonnych skryptoriach. Jakież bogactwo intelektu i ducha kryły w sobie zakonne biblioteki. Klasztory były ośrodkami, w których kultywowano rozwój różnych dziedzin wiedzy oraz sztuki. Medycyną zajmowali się na przykład mnisi z klasztoru św. Benignusa w Dijon, klasztor św. Galla prowadził szkołę malarstwa, w niektórych klasztorach w Niemczech można było usłyszeć wykłady z greki, hebrajskiego, arabskiego. Przy klasztorach działały szkoły. W takiej przyklasztornej szkole uczyła się na przykład św. Hildegarda z Bingen. Sama później założyła dwa klasztory. Pisała dzieła, w których dokonała niezwykle oryginalnej syntezy wiedzy przyrodniczej i teologii. Jej metody leczenia, diety, ziołolecznictwo przeżywają ostatnio renesans popularności. Rozwojowi benedyktyńskich klasztorów towarzyszył paradoks. Nowe klasztory zakładano w dziczy, ale dzięki działalności mnichów pustkowia szybko zamieniały się w krainy mlekiem i miodem płynące. Dlatego ciągnęli za nimi osadnicy. Ślub indywidualnego ubóstwa sprawiał, że owoce pracy mnichów pomnażały bogactwo opactwa. Dobrze zorganizowany klasztor, wysoki etos pracy, przyciąganie zdolnych, aktywnych ludzi – to wszystko napędzało ekonomiczny sukces. Doczesne bogactwo klasztorów mogło wyglądać na zdradę ideałów. Ale majątki klasztorne były w gruncie rzeczy formą własności społecznej, która służyła całemu społeczeństwu. Klasztory w średniowieczu pełniły wiele ról: pracodawcy, ubezpieczalni, szkoły, biblioteki, ośrodka kultury, hotelu, szpitala, gospody, ośrodka charytatywnego, wielkiego rolnego gospodarstwa. Ci, którzy pragnęli więcej „ora” niż „labora”, zakładali klasztory o zaostrzonej regule. Ascetyczno-kontemplacyjną wersją benedyktynów są kartuzi, założeni w 1084 roku przez św. Brunona z Kolonii. Nazwa pochodzi od pierwszej siedziby – Grande Chartreuse pod Grenoble. Przetrwali do dziś, żyjąc w „wielkiej ciszy”. Inną formą „protestu” przeciwko zbyt bogatym klasztorom typu benedyktyńskiego było wystąpienie św. Franciszka i św. Dominika. Dali oni początek tzw. zakonom żebraczym. O ile tradycja benedyktyńska nakazywała budować klasztory na odludziu, franciszkanie i dominikanie zakładali je z rozmysłem w centrach miast. Chcieli żyć czystością, ubóstwem i posłuszeństwem pośrodku świata, pokazując, że można być w świecie, a jednocześnie nie z tego świata. Chcieli apostołować, głosić słowo Boże, odnawiać Kościół. Taka wizja życia zakonnego była w ich czasach nowością i okazała się bardzo pociągająca. W krótkim czasie zakony żebracze zyskały ogromną popularność. Na tzw. kapitule namiotów, odbywającej się pod koniec życia św. Franciszka, zgromadziło się 5 tysięcy mężczyzn gotowych naśladować Biedaczynę. Asyż mógł wtedy liczyć ok. 2–3 tys. mieszkańców.

Świat, który nie może zaginąć

Koniec średniowiecza był czasem kryzysu, który dotknął także życia zakonnego. Wielkiemu głodowi życia religijnego (tzw. devotio moderna) nie odpowiadała „oferta” duszpasterska Kościoła. Marcin Luter sam był zakonnikiem, augustianinem. Jego protest okazał się początkowo wołaniem o odnowę. Ostatecznie przyniósł podział i zniszczenie. Reformacja całkowicie odrzuciła życie zakonne. Wylano dziecko z kąpielą. Luter sam zrzucił habit i ożenił się z zakonnicą Katarzyną Bora. Protestantyzm dokonał pierwszego w historii radykalnego zniszczenia życia zakonnego. Kraje, które przyjęły protestantyzm jako wyznanie państwowe, zlikwidowały klasztory do zera. Najbardziej dramatycznie wyglądało to w Anglii. Król Henryk VIII, zrywając jedność z Rzymem, przyjął protestantyzm, zakonników i zakonnice uznając za potencjalnych zdrajców. W ciągu kilku lat zniszczył wszystkie 600 klasztorów, 8000 mnichów i mniszek wygnał na bruk. Dobra klasztorne stały się własnością króla i jego popleczników. Sobór Trydencki zainicjował odnowę Kościoła. Nowy powiew Ducha zaowocował także nowymi formami życia zakonnego. Najsłynniejszym reprezentantem nowej fali był św. Ignacy Loyola, były żołnierz, założyciel jezuitów. Powstało wtedy wiele innych nowych zgromadzeń, a stare ulegały przekształceniom. Szukano religijnej odpowiedzi na nowe wyzwania swoich czasów. Zakonnicy w wielu dziedzinach życia nadal okazywali się pionierami. Jezuici prowadzili misje (tzw. redukcje w Ameryce Południowej, pokazane w filmie „Misja”, ewangelizacja Dalekiego Wschodu), najlepsze w Europie szkoły średnie; św. Józef Kalasancjusz, twórca pijarów, założył pierwszą publiczną szkołę podstawową; św. Jan Boży i jego bonifratrzy zakładali szpitale. W dziedzinie Caritas nikt chyba nie zdziałał więcej niż zakonnicy i zakonnice. Trudno wyliczyć ilość dzieł służących najuboższym. Drugą po reformacji falą zniszczenia okazały się oświecenie i rewolucja francuska. Rozwiązanie jezuitów w 1773 roku (papież zrobił to pod presją monarchów) było pierwszym krokiem. Zakwestionowano sens klasztorów. Oświeceniowi filozofowie, wzywający do posługiwania się rozumem, nie byli na tyle rozumni, by dostrzec religijną i służebną rolę zakonów w społeczeństwie. Rozpoczęło się masowe niszczenie europejskiego dziedzictwa. We Francji wielki szturm na klasztory przypuściła rewolucja. Do 1793 roku ok. 30 tys. zakonników i zakonnic wygnano, co najmniej 300 zamordowano. Zniszczono m.in. słynne opactwo w Cluny. W katolickiej Austrii spustoszenia dokonali cesarzowa Maria Teresa i jej syn Józef (tzw. józefinizm). Za jego rządów z 2000 klasztorów zlikwidowano 700, ofiarą padły wszystkie zakony kontemplacyjne. Zgodnie z wolą oświeconego monarchy, „próżniacy powinni zamienić się w bardziej pożytecznych i bardziej podobających się Bogu obywateli państwa”. W Bawarii elektor Maks Józef upaństwowił 400 klasztorów. Podobne akcje kasaty klasztorów przeprowadzano w Hiszpanii i w Italii (opactwo Monte Cassino przekształcono w archiwum państwowe).

Oświeceniowo-rewolucyjna ideologia głosząca tolerancję okazywała się skrajnie nietolerancyjna dla katolickich zakonników i zakonnic. Johan Pezzl, niemiecki pisarz oświeceniowy, pisał, że zakonnicy „niczym szczury w skrzyni Noego żyli z rabowania pracowitych stworzeń”. Na początku XIX wieku życie zakonne znalazło się na najniższym poziomie w swej całej długiej historii. Wydawało się, że już się nie podźwignie z upadku. Jednak podobnie jak po reformacji, tak i po czasach rewolucji pod popiołami zaczęło kiełkować nowe życie. W 1814 roku papież reaktywował jezuitów, a już w 1820 zakon liczył 2000 członków. Nadeszła prawdziwa „wiosna monastyczna”. Wielką frekwencją cieszyły się zwłaszcza zakony żeńskie prowadzące działalność charytatywną. Do końca XIX wieku powstało około 100 nowych zgromadzeń (np. oblaci, pallotyni, salezjanie, salwatorianie). Wiele starych opactw benedyktyńskich przeżyło ponowne narodziny (w Niemczech, we Francji, a nawet w Anglii). Ten rozwój trwał jeszcze do lat 60. XX wieku. Po Soborze Watykańskim II przyszła fala kolejnego kryzysu. Tym razem jakiś rodzaj zakwestionowania życia konsekrowanego pojawił się we wnętrzu samego Kościoła. Źle rozumiane wyjście Kościoła do świata spowodowało „zeświecczenie” wielu zakonników i zakonnic. Masowe porzucanie tradycyjnych strojów zakonnych było tylko zewnętrznym znakiem utraty wewnętrznej orientacji. Działano społecznie, a często wręcz bezkrytycznie przejmowano lewicowe idee, kosztem pierwszeństwa Boga. To nastawienie, cechujące wiele modernizujących się zgromadzeń, okazało się zabójcze. Mimo spadku liczby powołań są jednak oznaki przebudzenia. Bł. Matka Teresa z Kalkuty założyła rozwijające się dynamicznie zgromadzenie służące najbiedniejszym. Pojawiają się nowe formy życia kontemplacyjnego (np. Wspólnoty Jerozolimskie, betlejemici i betlejemitki). Powstały tzw. instytuty świeckie. Wiele tradycyjnych zakonów szuka odpowiedzi na znaki czasu (przykładem w Polsce są benedyktyni w Tyńcu, ewangelizacyjne pomysły kapucynów czy rozkwit rekolekcji ignacjańskich dla świeckich). „Gdzie jest padlina, zgromadzą się i sępy”. Tam, gdzie życie zakonne jest prawdziwym życiem, tam będą powołania i będą rozkwitać inicjatywy pomagające współczesnym ludziom wierzyć, kochać i odnajdywać Boże Tchnienie w czasach zamętu. Jan Paweł II ustanowił 2 lutego Dniem Życia Konsekrowanego. „Życie konsekrowane znajduje się w samym sercu Kościoła”, pisał.Benedykt XVI i Franciszek (sam zakonnik!) przybrali imiona wielkich zakonników: św. Benedykta z Nursji i św. Franciszka z Asyżu, szukając w ich życiu inspiracji dla odnowy Kościoła. To daje do myślenia. Wierność dziedzictwu i szukanie nowych dróg nie wykluczają się.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.