Świadectwo z pierwszej ręki

Edward Kabiesz

publikacja 15.10.2008 14:39

Po premierze w Watykanie do kin w Polsce wchodzi „Świadectwo". Ten film z pewnością zaskoczy wielu widzów.

Książka kardynała Dziwisza „Świadectwo”, będąca zapisem rozmów z włoskim watykanistą Gian Franco Svidercoschim, była światowym bestsellerem. W Polsce sprzedano ją w ponad milionie egzemplarzy. Została przetłumaczona na kilkanaście języków. Pomysł nakręcenia filmu na jej podstawie zrodził się, zanim jeszcze znalazła się księgarniach. Nie jest to jednak proste przeniesienie książki na ekran, ale jej dopełnienie. Świadectwo z pierwszej ręki - Nie było dotychczas świadectwa z pierwszej ręki, które mówiłoby: „Tak, widziałem – tak było.” W książce nie ma żadnych interpretacji i domysłów, wyłącznie fakty” – mówi Przemysław Häuser, producent i zarazem pomysłodawca filmu „Świadectwo". – Kardynał Dziwisz przez 40 lat codziennie zapisywał jedną stronę w swoim notatniku. Na pewno jest w nim tyle rzeczy ważnych, by mogło powstać swego rodzaju „Świadectwo II". Hauser do realizacji filmu z elementami fabuły przekonał kardynała. Ten fabularyzowany dokument miał nie tylko rozwinąć zawarte w książce wątki, ale pokazać także rzeczy zupełnie nowe. - Nieznanych faktów jest wiele. Nie zdradzając nic z filmu, powiem tylko, że niektóre mają charakter wręcz sensacyjny – dodaje producent. I nie ukrywa, że skłonienie kard. Dziwisza do projektu wymagało „pewnej pracy”. Jego wypowiedzi w rozmowach z dziennikarzami były suche, powściągliwe. Tymczasem od pierwszych słów wypowiedzianych w filmie kardynał mówił tak, jakby przygotowywał się do tego filmu od wielu miesięcy. Każde słowo było przemyślane. O wielu wydarzeniach nie potrafił mówić z kronikarskim chłodem. Widać bardzo silne emocje, zwłaszcza gdy opowiadał o zamachu na Papieża i o jego ostatnich chwilach. Ekipa schodziła z planu ze łzami w oczach. Spośród kilkudziesięciu godzin nagrań, w filmie i serialu telewizyjnym mogła znaleźć się tylko część. Cały komplet materiałów otrzyma krakowska kuria. Michael York w Watykanie Trochę czasu zajęło poszukiwanie drugiego narratora. Twórcy filmu zakładali, że powinna nim zostać gwiazda filmowa, bo dzięki temu film łatwiej znajduje drogę do widza z zagranicy. Brali pod uwagę m.in. Mela Gibsona, Seana Connery’ego, Boba Hopkinsa i Michaela Yorka. Hauser przekazał listę z nazwiskami do Watykanu i wkrótce otrzymał odpowiedź. Wybrańcem okazał się York. To on właśnie łączy poszczególne wypowiedzi kardynała. Trudność polegała na tym, że w Watykanie obowiązuje zakaz filmowania scen z udziałem aktorów. – Dzięki dobrym kontaktom i życzliwości uzyskaliśmy zgodę, na filmowanie scen z Yorkiem – mówi Hauser. Nie chce jednak zdradzić szczegółów pertraktacji. – Weszliśmy z kamerą wszędzie, gdzie chcieliśmy: do Bazyliki św. Piotra, do Ogrodów Watykańskich. Kręciliśmy scenę, w której Michael York przechadzał się loggiami Rafaela, a za drzwiami pomieszczenia, w którym działała nasza ekipa, pracował papież Benedykt XVI. Hauser podkreśla, że wkład Yorka w produkcję jest ogromny. – Michael okazał się przewspaniałym człowiekiem. Profesjonalizm, pełne poświęcenie, punktualność. Umawialiśmy się na 12 godzin na planie i York przez 12 godzin był do dyspozycji. Żadnych przerw na obiad w luksusowych restauracjach. Jadł razem z nami catering przygotowany dla całej obsługi planu. Nie ma żadnych gwiazdorskich cech, jest ciepłym i skromnym człowiekiem, a w dodatku poliglotą o ogromnej łatwości przyswajania języków. Zefirelli podczas prac nad „Jezusem z Nazaretu” nauczył go mówić po włosku, co przydało się podczas prac nad naszym filmem. Dobrze wiedział, gdzie robimy zdjęcia i że jest pierwszym aktorem, któremu dane jest pracować nad filmem w Watykanie.

Z szarości tęcza Zdjęcia do „Świadectwa” kręcone były głównie w Krakowie. Janusz Tatarkiewicz, autor zdjęć, wspomina, że do najbardziej emocjonujących należały wydarzenia inscenizowane w miejscach związanych z biografią Papieża, przede wszystkim w Wadowicach - miejscu urodzin i scenerii lat dziecinnych. - „Świadectwo” to film o specyficznej formie, trudnej dla autora obrazu. Pracowaliśmy na różnych nośnikach: i tych historycznych, dokumentalnych, i tych retrospektywnych, czyli inscenizowanych. Prace przebiegały bardzo sprawnie, były dobrze przygotowane. Atmosfera była niezwykle sympatyczna. Wszyscyśmy ten film głęboko przeżywali. Niesamowita była też aura, w sensie dosłownym. Staraliśmy się kręcić w dobrych warunkach pogodowych, przy dobrym świetle. I nawet jeśli dzień zaczynał się ulewą czy śnieżycą, gdy tylko rozstawiliśmy sprzęt, rozchylało się niebo i wychodziło słońce. Zawsze pogoda, nawet tam, gdzie o tej porze roku słońca nigdy nie ma i zasadniczo być nie może. Pewnego razu kręciliśmy pejzaże w górach, chcąc pokazać wątek tatrzański w życiu Papieża, a że było już dość późno, zaczęło się zmierzchać. Nagle z szarości przebija się ogromna, przepiękna tęcza... Nie tylko, my jako ekipa, ale i ludzie, którzy towarzyszyli naszej pracy, nie mogli się nadziwić temu cudownemu wsparciu natury – opowiada Tatarkiewicz.
Muzyka do filmu jest dziełem Vangelisa i Roberta Jansona. Janson, znany z Varius Manx, pisze również muzykę symfoniczną. Początkowo brano pod uwagę także Ennio Morricone, ale sławny Włoch skomponował wcześniej muzykę do filmu „Karol. Człowiek, który został papieżem", a autorzy nie chcieli iść utartą ścieżką. Zostawić świadectwo Filmowa opowieść Pawła Pitery podejmuje próbę pokazania Karola Wojtyły takiego, jakim zapamiętał go wieloletni sekretarz i przyjaciel, kardynał Stanisław Dziwisz. Kardynał towarzyszył Ojcu Świętemu przez 40 lat jego życia, od czasów krakowskich, aż do ostatnich dni w Watykanie. Jego wspomnienia zostały zilustrowane materiałami dokumentalnymi i fabularyzowanymi. Autorzy dotarli do wielu nieznanych w Polsce źródeł. Korzystali z archiwów watykańskich, z dotychczas niepublikowanych materiałów zdjęciowych. - Chcemy pozostawić potomnym świadectwo – mówi o idei, jaka towarzyszyła twórcom tego obrazu, jego producent. – Rzadko myślimy dziś w kategoriach potomności, dziedzictwa przekazywanego następcom. Nasi przodkowie, cokolwiek robili, czynili to z pewną perspektywą. Tak pisali, budowali, tworzyli, by coś pozostało po nich dla prawnuków. My zaś jesteśmy tylko tu i tylko dziś, myśląc co najwyżej w kategoriach przyszłego tygodnia. Chciałbym, aby film choć trochę to zmienił.