Historyczne decyzje prymasa Hlonda

Jan Żaryn

publikacja 09.03.2006 10:23

Wiele wypowiedzi samego prymasa, jak i analizy sporządzane przez jego przeciwników, świadczą o tym, że kardynał Hlond liczył się z krótkim panowaniem komunizmu na ziemiach Polski.

Rodzice Augusta Hlonda, (ojciec dróżnik kolejowy z Brzęczkowic koło Mysłowic na Śląsku), mieli w sumie dwanaścioro dzieci; z nich aż czterech synów zdecydowało się wstąpić do zakonu salezjanów. Jeden z braci – Ignacy, przedwcześnie zmarły, prowadził misje w Ameryce Płd, a po powrocie do Polski był proboszczem, m.in. w Czerwińsku n. Wisłą; słynął ze znajomości języków obcych (znał ich pięć) [1]. Kolejny brat prymasa Polski, salezjanin, ks. Antoni Hlond (ps. Chlondowski) był kompozytorem, autorem ok. 4 tysięcy utworów z zakresu muzyki sakralnej: msze polskie i łacińskie, zbiór pieśni, kilka zeszytów śpiewów liturgicznych na cały rok kościelny, motety polskie i łacińskie, hymny, zbiór 225 preludiów organowych, oratorium Męka Pańska i inne. Przed wojną był pierwszym dyrektorem słynnej szkoły organistów w Przemyśle, jedynej, która działała przez długie lata PRL. Po II wojnie światowej przygotowywał wydanie śpiewnika dla młodzieży, w czym wspierał go prymas Stefan Wyszyński; niestety cenzura nie chciała tego zbioru dopuścić do druku [2]. Bratanek kardynała, urodzony w 1926 r. Edward Chlond po wojnie należał do formacji zbrojnej odwołującej się do tradycji Armii Krajowej, w Gliwicach. Aresztowany w czerwcu 1946 r. został skazany na karę śmierci wyrokiem Sądu Okręgowego w Radomiu, w trybie doraźnym. Bierut, dopiero w lutym 1947 r. zmienił wyrok na dożywotnie więzienie. Amnestie pozwalały mu mieć nadzieję, że kiedyś wyjdzie na wolność. Wyszedł 19 VI 1956 r. [3] “Na zapytanie, czy Eminencja zapisuje coś swej rodzinie, [prymas] rzekł: 'Rodzina moja jest liczna, zacna i uczciwa, bo pracuje sama na siebie i nie korzystała za życia z łaski Kardynała. Niechaj i nadal tak będzie!'” – notował ostatnie słowa prymasa, jego sekretarz ks Antoni Baraniak [4]. Na tle tych nietuzinkowych osób, postać kardynała staje się jeszcze bardziej wyjątkową.
* * *
Życiorys prymasa Polski składa się z wyraźnych odcinków, wyznaczonych konkretnymi wydarzeniami. Urodził się 5 VII 1881 r., w 1897 złożył śluby w zakonie salezjanów. Kontynuował studia, a następnie przez 11 lat duszpasterzował w Wiedniu, wśród młodzieży. W 1918 r. poznał osobiście przyszłego papieża Piusa XI, wówczas nuncjusza Achillesa Ratti, co miało wpływ na dalsze losy naszego bohatera. Już w 1922 r. powołano go na administratora apostolskiego Górnego Śląska, obszaru właśnie włączonego do Polski. Po podpisaniu konkordatu w 1925 r. administracja została podniesiona do rangi stałej diecezji. Biskup August Hlond już w następnym roku, po śmierci kardynała Edmunda Dalbora, został wyniesiony, jako arcybiskup gnieźnieńsko-poznański, do godności prymasa Polski. Mając 47 lat, w 1927 r. został wprowadzony przez papieża do kolegium kardynalskiego. W 1939 r. na życzenia władz polskich opuścił kraj, by szukać pomocy dla Polski w Stolicy Apostolskiej. Okres wojny przeżył najpierw we Francji (m.in. w Lourdes), a w końcu - aresztowany przez Niemców - w obozie jenieckim. Najcięższy okres jego prymasowskiej posługi przypadł na ostatnie lata życia, powojenne.

Powrócił w lipcu 1945 r. do Polski i osiadł w Poznaniu, a następnie - po decyzji papieża z początku 1946 r. o utworzeniu unii personalnej między arcybiskupstwem gnieźnieńskim i warszawskim - przeniósł się do stolicy. W latach II RP zdążył uczynić wiele dobrego dla Kościoła. Lista jego dzieł - "patentów" - jest długa, i co charakterystyczne, nie zdezaktualizowała się także po wojnie. Niektóre z osiągnięć kardynała wypada zapisać raczej do księgi Guinessa, jak choćby fakt, że był pierwszym sternikiem polskiego Kościoła, który odbył podróż samolotem. Jeszcze jako administrator apostolski w Katowicach powołał do życia tygodnik "Gość Niedzielny" i przeprowadził koronację obrazu Matki Boskiej Piekarskiej. Tygodnik do dziś cieszy się poczytnością, a pielgrzymki mężczyzn do Piekar Śląskich stały się jednym z ważniejszych wydarzeń w kalendarzu pielgrzymkowym okresu PRL. Już jako kardynał m.in. powołał kancelarię prymasa Polski, ustanowił sieć rad parafialnych, w seminariach wprowadził katedrę - bliskiej mu - misjologii. W 1932 r., jako protektor emigracji, powołał do życia Zgromadzenie Chrystusowców, które miało nieść pomoc duszpasterską rozproszonym po świecie katolikom polskim. Nie wiedział wówczas, rzecz jasna, że po 1945 r. liczba przymusowych emigrantów politycznych wzrośnie o blisko 1 mln 600 tys. Polaków [5]. W 1933 r. powołał do życia Radę Społeczną przy Prymasie Polski, w skład której powołał m.in. ks. Stefana Wyszyńskiego, a której celem była realizacja społecznej nauki Kościoła, szczególnie w środowiskach narażonych na pauperyzację w skutek kryzysu ekonomicznego. To doświadczenie pozwoli Kościołowi po wojnie nie stracić kontaktu z "nowoczesnością" świata, dotkniętego powszechną nędzą i skłonnością do lewicowych "ukąszeń". W tym samym czasie prymas nadzorował rozwój Akcji Katolickiej, w skład której w latach 30-tych weszło wiele stowarzyszeń katolickich, z najbardziej masowym: Katolickim Stowarzyszeniem Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, na czele. Po 1945 r. młodzież, masowo i w sposób spontaniczny garnęła się do organizacji bliskich Kościołowi. Mimo olbrzymich strat wojennych, duchowieństwo - moderatorzy i duszpasterze akademiccy - było przygotowane na przyjęcie kolejnego pokolenia Polaków, dla których skończyła się możliwość prowadzenia działalności politycznej w zgodzie z ich sumieniem i dla którego nie było miejsca w oficjalnym życiu stowarzyszeniowym, zdominowanym coraz bardziej przez komunistów (wyjątkiem był legalny ZHP liczący w pierwszych latach po wojnie ponad 200 tys. członków, na bieżąco współpracujących na poziomie drużyn z kapelanami, a także do jesieni 1947 ZMW "Wici", bliski PSL, ale daleki od katolicyzmu społecznego). Już przed wojną prymas upowszechnił kult maryjny, m.in. w maju 1936 r. podejmując śluby akademików na Jasnej Górze. Po wojnie, Matka Boska miała stać się dla narodu przewodniczką i pocieszycielką. We wrześniu 1946 r. z inicjatywy kardynała nastąpił , w obecności miliona wiernych, jasnogórski akt oddania się Polski Niepokalanemu Sercu Maryi. Na łożu śmierci zaś, prymas kilkakrotnie wzywał pomocy Matki Boskiej dla Polski. Wszystkie te dzieła z okresu II RP jak widać owocowały w latach powojennych, podtrzymywane przez prymasa i przezywane przez wiernych. Inicjatywy kardynała Hlonda, kierunki wyznaczonych działań kontynuował jego wielki następca Prymas Tysiąclecia. Odnalezienie ks. Stefana Wyszyńskiego w szeregu wielu innych, wybitnych kapłanów i biskupów, było niewątpliwie największym osiągnięciem prymasa Hlonda w ostatnich latach jego życia.

* * *

Wiele wypowiedzi samego prymasa, jak i analizy sporządzane przez jego przeciwników, świadczą o tym, że kardynał Hlond liczył się z krótkim panowaniem komunizmu na ziemiach Polski. W kwietniu 1945 r., po odzyskaniu wolności dzięki wojskom amerykańskim, znalazł się we Francji. Przez kolejne tygodnie rezydował w ambasadzie RP rządu na emigracji, u Kajetana Morawskiego. Bez wątpienia tę władzę z prezydentem Władysławem Raczkiewiczem na czele i ludzi z "polskiego Londynu" uznawał za rzeczywistych reprezentantów państwa polskiego. Traktował komunistów, jako zło przejściowe, a jednocześnie liczył – jak sądzę – na społeczność międzynarodową, której opinia była po wojnie przychylna Polsce. Wyniki konferencji jałtańskiej, potem porwanie 16-stki przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, nieobecność Polski w San Francisco, a w końcu ówczesna (większa niż dzisiaj) znajomość bohaterstwa polskiego w czasie II wojnie światowej, to wszystko powodowało sympatię i współczucie, wyrażane spontanicznie przez polityków (np. członków brytyjskiej Izby Gmin), Episkopaty i wiernych z Europy czy tez Stanów Zjednoczonych: “Episkopat Francji składa hołd pełen uznania i najgłębszego podziwu za prowadzoną przez długi czas walkę, mimo okrutnych prześladowań w obronie religii i Kościoła” – pisano o Polakach do kardynała [6]. Po przybyciu do kraju nie zamierzał spotykać się z “rządem warszawskim”, czy też jego reprezentantami w Poznaniu (tam zamieszkał). Wkrótce postawił jednak na politykę Stanisława Mikołajczyka, czego efektem było m.in. zdystansowanie się od koncepcji niektórych środowisk katolickich, by budować w okresie przed wyborami ze stycznia 1947 r. partię narodowo-katolicką. Jednocześnie utrzymywał kontakt z emigracją polską, poprzez bp Gawlinę z którym stale korespondował. Często jeździł do Rzymu, by pilnować spraw polskich w Watykanie, wysyłał tam zdolniejszych kleryków. Atmosfera watykańska miała w pierwszym okresie po wojnie, zapewne, wpływ na kardynała. Tam zaś – jak twierdził amb. TRJN Stanisław Kot – przeważała opinia o rychłym upadku rządu warszawskiego, zdominowanego przez PPR. Starał się także na bieżąco utrzymać kontakt z ziemiami dawnej II RP, po wojnie należącymi do ZSRR. Jednocześnie, dzięki otrzymanym od papieża 8 VII 1945 r. pełnomocnictwom, mógł sprawnie odnowić struktury Kościoła, w tym m.in. mianować administratorów apostolskich na ziemiach zachodnich i północnych, a także dziekanów, proboszczów i administratorów parafii powierzonych mu metropolii: od wiosny 1946 r. gnieźnieńskiej i warszawskiej. Miał olbrzymi wpływ na powojenne nominacje biskupie, co zaowocowało stworzeniem zwartej i lojalnej mu konferencji plenarnej Episkopatu Polski. Podczas kolejnej wizyty w Watykanie, pod koniec 1946 r. otrzymał ponownie pełnomocnictwa; z nominacji Piusa XII stał się delegatem dla wszystkich obrządków w Polsce. Miało to znaczenie wobec ataku, który za chwilę władze skierowały w stronę grekokatolików.

Działania te, podobnie jak np. powołanie wiosną 1947 r,. Rady Prymasowskiej dla odbudowy 55 kościołów warszawskich, były potrzebne niezależnie od oceny politycznej wydarzeń dziejących się w Polsce. Wydaje mi się, że gdzieś na przestrzeni 1948 roku prymas powoli zaczął zmieniać swoje poglądy na temat przyszłości Polski. Świadczył o tym zarówno testament duchowy, pozostawiony na łożu śmierci przez prymasa, a także jego decyzja o desygnowaniu na następcę młodego biskupa lubelskiego, Stefana Wyszyńskiego. Jeszcze w grudniu 1947 r. podczas swej wizyty (ostatniej jak się okazało) w Watykanie był pod wrażeniem opinii krążących po pałacu papieskim: “Przyjechałem do Watykanu wezwany przez Ojca Świętego celem otrzymania instrukcji na wypadek wybuchu wojny i odcięcia Stolicy Apostolskiej. Sprawę tę omówiłem w czasie dwukrotnej audiencji u Ojca Świętego bardzo szczegółowo i otrzymałem bardzo daleko idące pełnomocnictwa. Sfery watykańskie są przekonane, że wojna wybuchnie w bardzo niedługim czasie”[7]. Jeszcze w tym samym roku, podczas rozmowy ze środowiskiem Bolesława Piaseckiego prymas tłumaczył, że nie można się wiązać z "kliką" Bieruta, że co najwyżej, gdy już ich nie będzie - z dystansu - można im przyznać, że nie tylko przynieśli cierpienia. Powroty z Rzymu do kraju, jak zawsze nie pewne, pozwalały spojrzeć trzeźwiej na przyszłość Polski. O ile przez całe powojenne życie prymas dawał wielokrotnie sygnały, iż wierzy w rychły upadek ekipy Bieruta, o tyle jego decyzje podjęte na łożu śmierci były jednoznacznym zaprzeczeniem powyższej wiary. Oto bowiem, dzień przed śmiercią 21 X 1948 r. kardynał przyjął sakrament ostatniego namaszczenia i spisał swą decyzję dotyczącą następcy. Czy wiedział o niej jego sekretarz ks. Antoni Baraniak, a może tylko s. Maksencja opiekująca się prymasem w warszawskim szpitalu SS. Elżbiettanek na Mokotowie ? Do dziś tego dokładnie nie wiadomo. Faktem jest natomiast, że o decyzji umierającego prymasa nie wiedzieli członkowie Komisji Głównej EP, którzy zebrali się 16 XI 1948 r. Nie wiedzieli tez, że papież już kilka dni wcześniej podjął w Rzymie decyzje zgodną z sugestiami umierającego Augusta Hlonda. Kardynał prosił, by jego następcą został dotychczasowy ordynariusz lubelski, młody 47 letni, bp Stefan Wyszyński. Nominacja ta oznaczała, że nadszedł czas by sternikiem Kościoła została silna jednostka, z tego samego pokolenia co rządzący Polską komuniści. Komisja Główna wypracowała inny wariant, podtrzymujący dotychczasowy styl rządów w Kościele polskim. Zamierzano prosić papieża, by przywrócił unię personalną Gniezna z Poznaniem. "W związku z tym wnioskiem postanowiono przedstawić Ojcu św. dwóch kandydatów: jednego na Stolicę Prymasowską w Gnieźnie, a drugą na stolice Metropolitalną Warszawską. W głosowaniu - kandydatem na Stolice Gnieźnieńska okazał się Arcbp [Walenty] Dymek [wówczas abp poznański], a na Stolice Warszawską - Bp Wyszyński" [8]- notował na gorąco w swoich zapiskach przyszły Prymas Tysiąclecia. Sugestie Komisji okazały się nietrwałe w porównaniu z wolą kardynała Hlonda i ostateczną decyzją Piusa XII. Bp Stefan Wyszyński dowiedział się o nominacji od powracających z Rzymu, gdzie byli w ramach wizyty ad limina apostolorum, w końcu grudnia 1948 r. , biskupów Michała Klepacza i Tadeusza Zakrzewskiego.

Prymas August Hlond na łożu śmierci podjął jeszcze jedną decyzję, która zaowocowowała w kilka lat później. Chciał być pochowany w murach katedry warszawskiej. Ta jednak leżała w gruzach, i nic, poza wiarą kardynała nie wskazywało, by stan ruin zmienił się w najbliższym okresie. Odbudowa katedry posuwała się, wobec oporu władz państwowych, bardzo powoli. Stare Miasto nadal przypominało kupę gruzów. Tak wspominał dzień pogrzebu, 26 X 1948 r. Prymas Tysiąclecia: " Dziś nabożeństwo żałobne. Celebruje Kardynał Sapieha. Kazanie jest słabe. Kondukt do Katedry - wzruszający. Warszawa zakwitła na zwaliskach gruzów. Zda się życie przykryło nową szatą dzieło śmierci. Warszawa stoi w zadumie i w milczeniu bolesnym. Składa do grobu największego Optymistę, któremu tak ufała bezgranicznie. Czyżby wszystkie swoje otuchy zabrał ze sobą? - Posuwamy się wolno wśród bezbrzeżnych tłumów. Męczymy się podwójnie - nie tylko trudem drogi, ale ciężarem jej bólu. Trzeba przejść ulica Miodową do Długiej, przez Freta i Rynek Starego Miasta. Pole gruzów - ale dziś one żyją. Kardynał Sapieha, o wspaniałej twarzy człowieka głęboko skupionego, wpatrzonego w przyszłość - prawdziwie się modli. Inni - raczej się dziwują rzeczy. Skąd się wzięła? Czy był inny taki pogrzeb? Prowadzono żywego wśród martwych gruzów. Wiedziono martwego wśród ożyłych gruzów. W katedrze las rusztowań. Trzeba się przebić przez nie. Wszystko obwieszone ludźmi. Na wysokich murowiskach młodzież. Na krawędziach świeżo odbudowanej fasady katedry - las głów. Warszawa umie być poważna, myśląca. Złożyliśmy kardynała wśród gruzów katedry świętojańskiej, w kaplicy najśw. Sakramentu" [9]. Grób kardynała Hlonda można dziś oglądać w pięknie odbudowanej pod kierunkiem prof. Jana Zachwatowicza, katedrze obok kaplicy, w której znajdują się, od 1981 r. doczesne szczątki jego następcy Dla architektów, w tym mojego ojca Stanisława, który kierował odbudową strony Dekerta staromiejskiego rynku, obecność pochówku prymasa zobowiązywała. Prymas Hlond swą obecnością pośród gruzów i swym optymizmem obecnym także po śmierci przyśpieszył odbudowę Starego Miasta. Przypisy [1] Zob. życiorys ks. I. Hlonda autorstwa Jolanty Kwiatek, [w:] Słownik biograficzny katolickiego duchowieństwa śląskiego XIX i XX wieku, pod red. M. Patera, Katowice 1996, s. 139-140. [2] Tamże, s. 133-134. S. Wyszyński, "Pro memoria". 22 X 1948 - 20 IX 1953, Warszawa 2002 [praca w druku]. [3] T. Kurpierz, Kwestionariusz osobowy, [w:] Lista skazanych na karę śmierci przez WSR w l. 1944 - 1955, strona : www.Ipn.gov.pl /bep, koordynatorzy: J. Żaryn, J. Żurek. [4] Abp A. Baraniak, Wspomnienie. W obliczu śmierci, strona: www.tchr.org/ahlond/mem/memory39.htm, s. 3. [5] Więcej o liczebności emigracji powojennej, zob. np. T. Wolsza, Rząd RP na obczyźnie wobec wydarzeń w kraju 1945 - 1950, Warszawa 1998, s. 17. [6] Cyt. za: J. Żaryn, Kościół a władza (1945 – 1950), Warszawa 1997, s. 30-31. [7] Wg doniesienia wywiadu: Raport gen. Wacława Komara do Jakuba Bermana, 20 III 1948, AAN, B. Bierut, sygn. II/69, k. 58. [8] S. Wyszyński, "Pro memoria" 22 X 1948 - 20 1953, Warszawa 2002, s. 4 [praca w druku]. [9] Tamze, s. 1.