Oko w oko z Papieżem…

Anna Kiser (Gliwicki Gość Niedzielny)

publikacja 12.05.2006 15:05

Już od roku na garażach obok targowiska usytuowanego w pobliżu centrum miasta widnieje graffiti przedstawiające papieża Jana Pawła II. Autorem tego niecodziennego pomnika jest Damian Malczewski, 24-letni lublinczanin, doskonale znany w grafficiarskim środowisku.

Przez swe dzieło chciał złożyć hołd Janowi Pawłowi II, którego uważał za wielkiego człowieka, umiejącego dostrzec w każdej osobie to, co najlepsze. – Na początku wcale sobie go tak nie wyobrażałem – wspomina Damian. – Moje prace dojrzewały zarówno pod względem technicznym, jak i w zakresie przedstawianych tematów. Potrzebowałem „tego czegoś”, by postawić kropkę nad „i”, udowadniając – sobie i innym – że potrafię i że sztuka ulicy jest dobra. Nabierałem wprawy i automatyzmu w tym, co robiłem, więc „wrzucenie” czegoś większego, co zwróci uwagę innych i nie pozostanie obojętne, było jedynie kwestią czasu. Wall of fame W slangu malarzy graffiti funkcjonuje pojęcie wall of fame, czyli ściany sławy. Jest nią ta, w którą wkłada się najwięcej emocji. – Czułem, że czas na jej powstanie już dla mnie nadszedł. Do 2 kwietnia ubiegłego roku miałem ukształtowaną wizję tego, co chciałem przedstawić. Miała to być metaforyczna historia człowieka, od fazy budzenia, poprzez upadki, pracę, po sen. Przypadek sprawił, że śmierć Papieża zbiegła się z moimi urodzinami i czasem, gdy chciałem swój zamiar zrealizować… – Wybranie motywu było impulsem – mówi Damian. Tym razem młody artysta nie miał precyzyjnego planu. Projekt przybierał konkretne kształty w miarę postępu prac. Rodził się z potrzeby duszy. Zgodnie z pierwotną koncepcją malowidło miało zdobić jeden z bloków, jednak dla zminimalizowania formalności wybór padł na garaże. Efekt kilkudniowej pracy, która pochłonęła siedemnaście sprayów z farbą (dwanaście na twarz, reszta na wymowne litery) i litry farby olejnej na podkład, do dzisiaj wywiera duże wrażenie.

Równie wymowne jak samo dwumetrowe popiersie Papieża uwiecznione na czarnym tle, jest również umieszczone obok jedno z wypowiedzianych przez niego zdań: „Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć”. Żadnych innych zbędnych słów ani elementów… Zobaczyć w człowieku dobro Zestawienie niezwykle dojrzałe, w wykonaniu hip-hopowego writera. – Nasze środowisko – dodaje ze smutkiem Damian – jest przez wielu utożsamiane z bandytami, ćpunami i złodziejami. Uważam, że w każdej społeczności są dobrzy i źli. To, że ktoś nie rozumie naszej kultury, nie oznacza wcale, że jest ona zła. Założenia są jak najbardziej pozytywne. Papież je uznał, przyjmując u siebie tańczących B-boyów. Poświęcone Janowi Pawłowi II graffiti budziło ciekawość już w trakcie tworzenia. Znicze, jak samo dzieło, pojawiły się pod nim spontanicznie. Ich ilość z każdym dniem rosła. Do dziś ich płomień niemal bez przerwy czci pamięć wielkiego Polaka. Nie jest to jedyny powód bijącego od tego miejsca blasku. Perfekcyjne posługiwanie się przez autora światłocieniem sprawia, że z postaci Papieża emanuje magiczna moc i światło. W zestawieniu z cytatem i dokonaniami Jana Pawła II skłania do refleksji i chwilowej chociaż zadumy…

Nie chodzi o sławę i pieniądze

Sercem malowane

Z Damianem Malczewskim, autorem lublinieckiego papieskiego graffiti, rozmawia Anna Kiser. Anna Kiser: Jak z rocznej perspektywy oceniasz swoje najgłośniejsze dzieło? Damian Malczewski: – Od strony technicznej jestem zadowolony, bo jest zrobione stylowo, a jednocześnie bardzo realistycznie. Widzę już jednak, co zrobiłbym dzisiaj inaczej. Z okazji rocznicy śmierci Papieża chciałbym to w najbliższych dniach trochę zmienić – odświeżyć, ożywić, rozjaśnić, dodać kilka elementów. – Czy była to praca przełomowa w twojej twórczości? – Cały czas się rozwijam. Technicznie nie był to żaden przełom. Od tego czasu zrobiłem kolejne postępy – od fotorealizmu, za pomocą którego grafy na ścianach przypominały fotografie (tak, jak właśnie Papież), dochodzę obecnie do hiperrealizmu, pozwalającego realistycznie uwieczniać elementy niczym na zdjęciach w trybie makro, w sposób łudząco podobny do rzeczywistości. Wykorzystuję już nie tylko ściany, ale także płótno. To, co teraz zajmuje mi 1–2 dni, pędzlem malowałbym przez trzy miesiące. Graffiti zajmuję się już od dziewięciu lat, a zostałem zauważony dopiero rok temu, choć mam na swoim koncie wiele ścian, nie tylko w mieście, w którym mieszkam, ale także w Częstochowie, Warszawie, Szczecinie czy Opolu. Ja robię cały czas swoje. Zmienił się natomiast sposób odbioru mojej twórczości przez innych ludzi. – W jakim sensie? – Graffiti nie jest już kojarzone, przynajmniej w Lublińcu, wyłącznie z wandalizmem i bohomazami. Ściana z Papieżem pomaga obecnie w zainteresowaniu decydentów inicjatywami wywodzącymi się z kręgu hip-hopu, kultury, której graffiti jest istotną częścią. Do tej pory nie miały one szans przebicia. Zabrzmi to może nieskromnie, ale dzieje się tak nie dlatego, że pomysły są dobre – choć oczywiście tak jest – ale pomocne okazuje się moje nazwisko jako autora papieskiego wizerunku, który budzi duże zainteresowanie.

– Jak traktowano Cię przed jego powstaniem? – Typowo… Jak dewastatora. Niejednokrotnie zatrzymywała mnie policja, oskarżając o namalowanie grafów, z którymi nie miałem nic wspólnego. Wiedzieli, że maluję, więc jak tylko w okolicy pojawiały się jakieś „bazgroły”, które przez amatorów nazywane są graffiti, od razu składali mi wizytę, z której wynikało nieraz wiele komplikacji. – Czym jest dla Ciebie graffiti? – Wielką pasją i sposobem na życie. A także źródłem mojego utrzymania. Jeśli będę musiał, znajdę jakąś zwykłą pracę. Nie wyobrażam sobie jednak życia bez graffiti – to całe moje życie. Dla mnie jest to sztuka. – Interesują Cię też pozostałe składowe hip-hopu? Jakie są, Twoim zdaniem, najważniejsze wartości tego stylu? – Zdecydowanie tak, ale tylko te prawdziwe, a nie „hip-hop-polo”…Ważne są dla mnie rymy, muzyka, breakdance i elektro-hip-hop – wszystkiego po trochu. Istotne w tym wszystkim jest to, że człowiek mówi lub przedstawia w obrazach lub w tańcu to, co czuje, a nie to, co mógłby czuć… To, co płynie prosto z serca, a nie jest obliczone na sławę i pieniądze.