13 maja 1981 - Zamach na Jana Pawła II wspominają bezpośredni świadkowie

Fragmenty książki 'Pozwólcie mi odejść' wydanej przez Edycję św. Pawła

publikacja 13.05.2006 15:28

W środę 13 maja 1981 roku o godzinie 17.19 na Placu Świętego Piotra rozległ się huk dwóch strzałów z pistoletu.

Dni cierpienia i nadziei

Renato Buzzonetti (osobisty lekarz Jana Pawła II) W środę 13 maja 1981 roku o godzinie 17.19 na Placu Świętego Piotra rozległ się huk dwóch strzałów z pistoletu. Kule trafiły Jana Pawła II. Stojąc w swoim białym jeepie, Papież przemierzał wtedy prawą część placu, gdzie zebrała się znaczna liczba wiernych przybyłych na tradycyjną środową audiencję generalną. Na miejscu było sześciu lekarzy z personelem dwóch karetek. Doktor Alessandro Sabato, lekarz intensywnej terapii i członek ochrony medycznej Ojca Świętego, natychmiast ruszył w stronę papamobilu, który jednak bardzo szybko się oddalił i znikł w Bramie Dzwonów. Samochód przemierzył ulicę delie Fondamenta, która okrąża absydę bazyliki, przejechał przez „Grottone” i przemierzając dziedziniec Belvedere, dotarł do siedziby Dyrekcji Służb Medycznych Państwa Watykańskiego. Tutaj, powiadomiony telefonicznie przez lekarza członka ochrony, który znajdował się przy Bramie Spiżowej, jako osobisty lekarz Jego Świątobliwości wraz z całym personelem medycznym byłem gotowy na zajęcie się Ojcem Świętym. Ze względu na serię szczęśliwych lub opatrznościowych zbiegów okoliczności, opóźniłem wtedy moje dotarcie bezpośrednio na plac. Ojciec Święty został położony w korytarzu budynku i pobieżnie przeze mnie zbadany. Papież był przytomny, reagował na podstawowe polecenia, poruszał nogami i miał dobrze wyczuwalne tętno. Zauważono małą czerwoną plamę na pasie, który opinał białą sutannę. Jan Paweł II został następnie ostrożnie ułożony na noszach jednego z przybyłych na miejsce ambulansów. O godzinie 17.29 karetka ruszyła do szpitala i po opuszczeniu bramy św. Anny, z mojego polecenia, potwierdzonego przez sekretarza, udała się do kliniki Gemelli. Podczas podróży zablokowała się syrena w karetce i kierowca w desperacki sposób musiał nieustannie posługiwać się klaksonem. Podczas transportu zdjęto Papieżowi sutannę. Widać było zakrwawione spodnie, zauważono złamanie paliczków w drugim palcu lewej ręki i powierzchowną ranę prawego łokcia. Podczas transportu ciśnienie tętnicze spadło, ale nie osiągnęło poziomu krytycznego. W karetce Ojciec Święty skarżył się cichym pojękiwaniem i nieprzerwanie szeptał po polsku: „Jezu, Maryjo, Matko moja”.

O godzinie 17.36 karetka dotarła do uniwersyteckiej kliniki Gemelli. Pomimo mojej wypowiedzianej podniesionym głosem prośby, aby natychmiast była do dyspozycji sala operacyjna, pacjent został najpierw przetransportowany na dziesiąte piętro, do sali, która od 1979 roku była wyposażona i przygotowana na każdą ewentualną konieczność przyjęcia Ojca Świętego. Tutaj udzielono mu pierwszej pomocy i zbadał go dyżurny chirurg, profesor Alfredo Wiel-Marin. Skóra Papieża była spocona i zimna, ciśnienie tętnicze jeszcze bardziej się obniżyło, a świadomość Ojca Świętego była nieco przyćmiona. Papież został natychmiast przewieziony na salę operacyjną. Musiano wyłamać dwoje drzwi, aby skrócić czas dotarcia do sali. O godzinie 17.50 Ojciec Święty był już na stole operacyjnym w sali D pięćdziesiątego bloku operacyjnego na dziewiątym piętrze i rozpoczęło się wprowadzanie do znieczulenia ogólnego. Za moją radą, ksiądz prałat Stanisław Dziwisz udzielił Ojcu Świętemu - być może już wtedy nie całkiem świadomemu - sakramentu namaszczenia chorych i rozgrzeszenia. Należy podkreślić, że sala operacyjna była już przygotowana do ewentualnej, ale nieplanowanej operacji, i personel również był w większości gotowy. Znieczulenie rozpoczął profesor Francesco Beccia, a następnie kontynuował profesor Corrado Manni, dyrektor Instytutu Anestezjologii i Intensywnej Terapii z Katolickiego Uniwersytetu Sacro Cuore, który dotarł do kliniki najszybciej, jak to było możliwe. Pierwsze etapy operacji przeprowadził profesor Giovanni Salgarello, pracownik Kliniki Chirurgicznej. Skomplikowanej operacji osobiście podjął się i szczęśliwie doprowadził do końca profesor Francesco Crucitti - szef katedry Chirurgii Urazowej i zastępca profesora Gian Carlo Castiglioniego, dyrektora Instytutu Kliniki Chirurgicznej, nieobecnego w tym czasie w Rzymie. Warto dodać, że profesor Crucitti był przed operacją w jednej z rzymskich klinik. Poinformowany przez siostrę o tym, co się stało, jak najszybciej udał się do kliniki Gemelli, prosząc strażnika miejskiego, aby ten na swoim motorze torował mu drogę. Tego dnia dyżur pełnił personel Kliniki Chirurgicznej i profesor Crucitti czuł się zobowiązany, aby osobiście poprowadzić operację. Po godzinie 19.00 dotarł z Mediolanu również profesor Castiglioni, który postanowił przeprowadzić część operacji. Asysta sercowo-naczyniowa została powierzona profesorowi Ugo Manzoliemu, dyrektorowi Instytutu Kardiologii na Uniwersytecie Katolickim. W czasie operacji trzeba było dokonać transfuzji 3150 mililitrów krwi, której pierwsze jednostki dotarły ze szpitala pediatrycznego Bambino Gesu, gdzie od 1979 roku na wszelki wypadek była przechowywana krew dla Papieża. Operacja była konieczna ze względu na liczne obrażenia wewnętrzne wywołane rozległą raną postrzałową o przebiegu brzuszno-krzyżowym. Stwierdzono poważne obrażenia jelita cienkiego, okrężnicy esowatej, krezki jelita i przestrzeni pozaotrzewnowej z masywnym krwotokiem wewnątrzbrzusznym. Oprócz tego była jeszcze rana tłuczono-miażdżona prawego przedramienia i rana przeszywająca drugiego palca lewej dłoni ze złamaniem drugiego i trzeciego paliczka. Na koniec konieczne było zastosowanie czasowej kolostomii. Opatrznościowo kule nie dosięgły aorty brzusznej i rdzenia kręgowego.

Operacja zakończyła się o godzinie 23.25 i została zapisana w rejestrze pod numerem 750. W czwartek 14 maja o godzinie 00.05 Ojciec Święty został przewieziony do centrum reanimacji Bianca Rosa Fanfani, gdzie panowały absolutny porządek i cisza. W nocy Ojciec Święty był wybudzany przez personel oddziału, a także przez sekretarza, siostrę Tobianę Sobótkę, przełożoną wspólnoty zakonnej posługującej w domu, i przeze mnie. W pierwszych godzinach następnego dnia Papież zupełnie odzyskał przytomność, a jego pierwsze słowa to: „Boli... pić”, a później dodał: „Jak Bachelet”, czyli jak wiceprzewodniczący Rady Najwyższej Magistratury i były prezes Włoskiej Akcji Katolickiej, zamordowany przez Czerwone Brygady. To wspomnienie często powracało w słowach Ojca Świętego w następnych dniach. O świcie Papież powiedział do sekretarza: „Wczoraj nie odmówiliśmy komplety” i później wysłuchał spóźnionej modlitwy wieczornej. Personel medyczno-pielęgniarski i pomocniczy poświęcał się całkowicie służbie choremu. Szczególnie pielęgniarki, nie zważając na zmęczenie, spędzały całe noce na czuwaniu przy łóżku Ojca Świętego. 14 maja zostało zwołane konsylium lekarzy, któremu powierzono opiekę nad Papieżem. W skład tego konsylium weszli: profesorowie Castiglioni, Crucitti, Manni, Manzoli, Breda (lekarz kliniczny) i doktor Buzzonetti. Po południu 14 maja obłożnie chory Ojciec Święty koncelebrował Mszę Świętą. W następną niedzielę, 17 maja, założył stułę i odprawił Mszę Świętą: podniesiono zasłonę sali, w której leżał Papież, i w modlitwie uczestniczył także personel medyczny. Po Mszy Ojciec Święty nagrał pozdrowienie kończące zawsze modlitwę Regina Coeli, które później wyemitowało Radio Watykańskie. O godzinie 00.10 w poniedziałek 18 maja, w dniu sześćdziesiątych pierwszych urodzin Ojca Świętego, złożyłem mu życzenia, a później w imieniu mojej żony i dzieci ofiarowałem Papieżowi czerwoną różę. W tym samym dniu chory został przeniesiony na dziesiąte piętro kliniki, do pokoju przystosowanego specjalnie na potrzeby jego leczenia. Sala ta była przygotowana już od 1979 roku jako następstwo mojego tajnego porozumienia z rektorem uniwersytetu, profesorem Giuseppe Lazatim. W chwili pożegnania Ojciec Święty pozdrowił cały personel i powiedział między innymi: „Lekarz i kapłan dotykają wymiaru eschatologicznego człowieka i pomagają mu przekroczyć tajemniczą granicę śmierci”. We wtorek 19 maja po południu odbyła się konsultacja medyczna, zaproponowana przez Sekretariat Stanu i przez polskich kardynałów, w której uczestniczyli lekarze z różnych krajów, między innymi: profesor J. Loygue z Wydziału Medycznego SanfAntonio z Paryża, profesor H. Bunte z uniwersytetu w Münster, profesor E. Welch z Bostonu, profesor K. M. Cahill z Nowego Jorku, profesor G. Turowski z Akademii Medycznej z Krakowa i profesor F. Vilardell ze Szpitala Świętego Pawła i Świętego Krzyża z Barcelony. Konsultanci zostali przyjęci przez Papieża i byli bardzo poruszeni uprzejmym pozdrowieniem, jakie chory przekazał każdemu z nich w ich ojczystym języku. Konsultacja zakończyła się jednoznacznym i publicznym wyrażeniem zadowolenia z rezultatu operacji i zastosowanych środków terapeutycznych. 23 maja konsylium lekarzy powiadomiło, że minął stan bezpośredniego zagrożenia życia Papieża.

Wieczorem 3 czerwca o godzinie 19.10 blady i wzruszony Ojciec Święty powrócił do Watykanu po dwudziestu jeden dniach hospitalizacji. Jednak bardzo szybko pojawił się stan gorączkowy, który dokuczał mu już w czasie ostatnich dni pobytu w klinice Gemelli. Chcąc postawić właściwą diagnozę, przeprowadzono między innymi badanie ultrasonograficzne jamy brzusznej, które zrobiono w wielkiej sali biblioteki papieskiego apartamentu. Papież miał wysoką gorączkę i całe jego otoczenie było bardzo przejęte i wystraszone, a lekarze stawiali sobie pełne niepokoju pytania. Niespodziewanie badanie musiało zostać przerwane ze względu na interferencje elektroniczne fal radiowych, emitowanych przez anteny Radia Watykańskiego. Tylko dzięki osobistej interwencji zastępcy Sekretarza Stanu udało się przekonać szefów radia, którzy obawiali się gestów sabotażu ze strony Czerwonych Brygad, aby na moment przerwano transmisję radiową, ogłaszając słuchaczom, że nastąpiła awaria techniczna. Badanie zostało dokończone, ale nie dało jednoznacznej odpowiedzi. Chcąc upewnić się, co naprawdę było przyczyną stanu gorączkowego, 20 czerwca Ojciec Święty wrócił do kliniki. Tutaj, na podstawie wyników badań laboratoryjnych, została postawiona diagnoza, że powodem gorączki jest infekcja wywołana przez wirus cytomegalii. W tych okolicznościach, oprócz lekarzy z konsylium i lekarzy prowadzących, zostali poproszeni także profesor Luisi Ortona, dyrektor Instytutu Chorób Zakaźnych na Uniwersytecie Katolickim, profesor Giancarlo Fegiz, ordynator Kliniki Chirurgicznej, i profesor Giuseppe Giunchi, lekarz kliniczny z Uniwersytetu La Sapienza w Rzymie. Zamach, niezwykle trudna operacja chirurgiczna, komplikacje będące wynikiem infekcji, długi pobyt w szpitalu zostawiły ślady na zdrowiu Papieża. Ojciec Święty, pokonawszy momenty krytyczne, bardzo pragnął wrócić do pracy - jak mówił - przynajmniej w drugiej dekadzie sierpnia, kiedy kuria kończy wakacje. Tę myśl Papież przedstawił na posiedzeniu konsylium lekarskiego wieczorem 21 lipca w klinice Gemelli. Był w dobrej formie i choć zastrzegał, że nie posiada kompetencji medycznych, to stanowczo podkreślał prawo chorego - swoje prawo - do tego, aby być podmiotem, a nie biernym przedmiotem procesu leczenia. Dodał, że rozumie ryzyko, które być może zostałoby zbagatelizowane, gdyby chodziło o jakąkolwiek inną osobę, i że nie zdecyduje się na opuszczenie kliniki przed drugą, końcową operacją. Na koniec poprosił o to, by nie odkładać na później tego ostatniego etapu, aby jeszcze bardziej nie odwlekać wielu zaplanowanych prac, wśród których było także podjęcie na nowo obowiązków związanych z wizytami ad limina. Rzeczywiście, 5 sierpnia profesor Crucitti przeprowadził przewidzianą operację, mającą na celu zamknięcie kolostomii. Po odzyskaniu dobrego stanu zdrowia - co potwierdziło badanie kliniczne, które odbyło się w wigilię uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, 14 sierpnia o godzinie 10.10 - Jan Paweł II powrócił do Watykanu. Tak zakończyło się dramatyczne wydarzenie i proces leczenia, w którym następujące po sobie ryzykowne komplikacje były przeplatane chwilami wytchnienia, skrywanymi niepokojami i cichym poświęceniem Papieża. Później była długa rekonwalescencja w letniej rezydencji w Castel Gandolfo. W środowy poranek 7 października Papież po raz pierwszy od zamachu pojawił się na Placu Świętego Piotra i przejechał białym jeepem w czasie audiencji generalnej.

W sanktuarium bólu i nadziei

kard. Stanisław Dziwisz i o. Czesław Drążek SJ Więź Jana Pawła II z chorymi umocniła się jeszcze bardziej w tym dniu pontyfikatu, który -jak żaden inny od wielu stuleci - został naznaczony krwią i długim cierpieniem. Podczas audiencji generalnej na Placu Świętego Piotra 13 maja 1981 roku Mehmet Ali Agca strzałem z pistoletu zranił ciężko Ojca Świętego w brzuch, w prawy łokieć i palec wskazujący prawej ręki. Gdyby nie szybka akcja ratownicza, dzięki której lekarze w klinice Gemelli przystąpili do operacji zaledwie w kilkadziesiąt minut po zamachu, nastąpiłby rozległy krwotok wewnętrzny i śmierć. Operacja, którą kierował chirurg, profesor Francesco Crucitti, była skomplikowana i trwała ponad 5 godzin. Ojciec Święty bardzo cierpiał. Ciągle się modlił. Przez cztery dni pozostawał na oddziale intensywnej terapii, po czym został przewieziony do pokoju przygotowanego dla niego na dziesiątym piętrze kliniki. Przez szereg dni doświadczał tego, o czym wspominał w wielu przemówieniach do chorych i co dostrzegał podczas spotkań z nimi: niemocy, słabości, bólu, smutku, izolacji. Siłę czerpał z modlitwy liturgicznej i osobistej. Wielkim umocnieniem była dla niego świadomość, że cudownie został ocalony od śmierci i że ludzie na całym świecie modlili się za niego nieustannie, na wzór pierwszych chrześcijan w Jerozolimie, którzy świadczyli taką pomoc Piotrowi, gdy jego życie było zagrożone (por. Dz 12, 5). W pierwszych słowach skierowanych do wiernych po zamachu, z pokoju szpitalnego wypowiedział słabym głosem to, co czuło jego serce: „Ze wzruszeniem dziękuję wam za modlitwy i wszystkich was błogosławię. Jestem szczególnie blisko dwóch osób, zranionych wraz ze mną, oraz modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem. Zjednoczony z Chrystusem Kapłanem - Ofiarą, składam moje cierpienie w ofierze za Kościół i świat. Tobie, Maryjo, powtarzam: Totus Tuus ego sum”. Zamach i cierpienie Ojca Świętego poruszyły sumienia ludzi na wszystkich kontynentach. Wierzących i niewierzących, chrześcijan i wyznawców innych religii połączyła w tych dramatycznych dniach nić nadziei. Do Watykanu z całego świata napływały listy i telegramy z życzeniami dla Papieża od przywódców państw i rządów, organizacji międzynarodowych, przedstawicieli różnych wyznań religijnych, zwykłych ludzi. Na placu przed kliniką Gemelli i w holu gromadzili się każdego dnia dziennikarze, goście i pielgrzymi na znak bliskości i solidarności z chorym Następcą Piotra. 3 czerwca Jan Paweł II powrócił do Watykanu. Jednak po kilku dniach pogorszył się stan jego zdrowia. Wystąpiła gorączka i ostre bóle. Konsylium lekarskie podjęło decyzję o leczeniu szpitalnym. 20 czerwca Papież musiał powrócić do kliniki Gemelli. Badania hematologiczne i mikrobiologiczne wykazały stan zapalny, wywołany obecnością wirusa o nazwie cytomegalovirus. Gdy Ojciec Święty poczuł się lepiej, profesor Francesco Crucitti dokonał 5 sierpnia, we wspomnienie Matki Bożej Śnieżnej - tak jak chciał Pacjent - drugiego zabiegu chirurgicznego. Leczenie pooperacyjne przebiegało pomyślnie. Przed opuszczeniem kliniki, 14 sierpnia, Jan Paweł II w przemówieniu do chorych powiedział, że jest wdzięczny Bogu za dar ocalonego życia oraz za to, że „dane mu było przez prawie trzy miesiące należeć (...) do wspólnoty chorych, którzy w tym szpitalu cierpią, a przez to stanowią jakby szczególny organizm w Kościele: w mistycznym Ciele Chrystusa”. Natomiast w krótkim improwizowanym przemówieniu powitalnym w Watykanie wyznał, że wszystko mogło potoczyć się inaczej i w podziemiach Bazyliki Świętego Piotra „mógł być o jeden grób więcej”. „Ale Pan - dodał -zrządził inaczej, i Matka Boża - bo wszyscy dobrze pamiętamy, że było to 13 maja - miała udział w tym «inaczej»”.

Gdy po pięciu miesiącach choroby i rekonwalescencji Papież powrócił na Plac Świętego Piotra, dziękował gorąco wszystkim, którzy ratowali jego życie, jak również wszystkim, którzy otaczali go modlitwą na całym świecie. Wtedy to również, podczas kilku audiencji generalnych, odsłonił cząstkę swoich przeżyć duchowych z okresu, kiedy przebywał w szpitalu. „Czyż mogę zapomnieć, że wydarzenie na Placu Świętego Piotra miało miejsce w tym dniu, w którym od sześćdziesięciu z górą lat wspomina się w portugalskiej Fatimie pierwsze pojawienie się Matki Chrystusa ubogim wiejskim dzieciom? Wszak we wszystkim, co mnie w tym właśnie dniu spotkało, odczułem ową niezwykłą macierzyńską troskę i opiekę, która okazała się mocniejsza od śmiercionośnej kuli”. „Bóg pozwolił mi doświadczyć w ciągu minionych miesięcy cierpienia, pozwolił mi doświadczyć zagrożenia życia. Pozwolił mi równocześnie jasno i dogłębnie zrozumieć, że jest to szczególna Jego łaska dla mnie samego jako człowieka, a równocześnie — z uwagi na posługę, którą sprawuję jako Biskup Rzymu i Następca Świętego Piotra - łaska dla Kościoła”. „Poprzez moje własne doświadczenie odczułem jeszcze szczególniejszą bliskość z tymi wszystkimi, którzy w jakimkolwiek miejscu ziemi i w jakikolwiek sposób cierpią prześladowania dla Imienia Chrystusowego. A także z tymi wszystkimi, którzy ponoszą ucisk dla świętej sprawy człowieka i jego godności. Dla sprawiedliwości i pokoju w świecie. Z tymi wreszcie, którzy tę swoją wierność przypieczętowali śmiercią”. Wydarzenia z tamtego okresu pozostały na zawsze w sercu Jana Pawła II. Przeżywał je również na modlitwie, szczególnie w każdą rocznicę zamachu, odprawiając po południu Mszę Świętą dziękczynną w swojej prywatnej kaplicy z najbliższymi osobami. W testamencie napisał słowa, wyrażające jego najgłębsze przekonanie: „W dniu 13 maja 1981 roku, w dniu zamachu na Papieża podczas audiencji na Placu Świętego Piotra, Opatrzność Boża w sposób cudowny ocaliła mnie od śmierci. Ten, który jest jedynym Panem Życia i śmierci, sam mi to życie przedłużył, niejako podarował na nowo. Odtąd ono jeszcze bardziej do Niego należy”. Choć był ofiarą zamachu i do śmierci nosił blizny po odniesionych ranach, Jan Paweł II nie zmienił swojego stylu pasterzowania. Przynaglany miłością Chrystusa, nie szczędził sił w głoszeniu Ewangelii wszystkim narodom, w utwierdzaniu braci w wierze, w niesieniu pociechy ludziom, zwłaszcza cierpiącym. Zamach i przebyte po nim operacje nadwerężyły jednak zdrowie i siły fizyczne Papieża. Coraz częściej nękały go choroby, których nie ukrywał. 12 lipca 1992 roku, podczas niedzielnej modlitwy Anioł Pański, „zwierzył się”, że wieczorem udaje się do kliniki Gemelli na badania lekarskie. Wiadomość w krótkim czasie dotarła na wszystkie kontynenty, wzbudzając powszechny niepokój. W dniu zamachu cierpienie wtargnęło w życie Ojca Świętego nagle. Obecnie weszło w jego życie w sposób naturalny i dlatego jeszcze bardziej wzruszało ludzi. Jan Paweł II, który przez wielu był postrzegany jako człowiek o niespożytych siłach i niestrudzonej aktywności, teraz stawał przed światem dotknięty chorobą; jego zdrowie było nadwątlone przez doświadczenia minionych lat. Badania i analizy diagnostyczne wykonane w klinice wykazały, że w jelicie grubym powstał duży guz; trzeba było przeprowadzić operację i dokonać również usunięcia pęcherzyka żółciowego z uwagi na obecność kamieni. Gdy ktoś z najbliższego otoczenia napomknął o cierpieniach związanych z zabiegiem przewidzianym na 15 lipca, Ojciec Święty powiedział: „Kościół potrzebuje cierpienia”. A innym razem: „Czymże są moje cierpienia wobec cierpień Jezusa”. Przez cały czas pobytu w szpitalu Papież nie zaprzestawał modlitwy osobistej i liturgicznej. Codziennie odmawiał brewiarz i celebrował Eucharystię, leżąc w łóżku, a później - gdy poczuł się już lepiej - siedząc w fotelu.