Czy Bóg jest urojeniem?

publikacja 18.06.2007 18:58

Bóg Biblii jest okrutnym maniakiem seksualnym, który każe wyznawcom gwałcić i mordować - twierdzi Richard Dawkins, autor wydanej w zeszłym roku w Wielkiej Brytanii książdki "Bóg urojony". Wwywołała ona wielkie poruszenie. Także w Polsce, gdzie właśnie opublikowano jej przekład. Niemal natychmiast ukazała się druga książka - odpowiedź na wynurzenia Dawkinsa: "Bóg nie jest urojeniem".

Uczony zoolog rozprawia się z religią z iście zwierzęcą pasją. No cóż… Pycha i nienawiść odbierają rozum, nawet wielkim uczonym - pisze ks. dr Tomasz Jaklewicz w artukuje zatytułowanym "Zoolog o religii" (cały tekst w Gościu Niedzielnym nr 25/2007). Jego zdaniem książka „Bóg urojony” autorstwa oksfordzkiego biologa przypomina komentarze internautów zamieszczane pod artykułami o treści religijnej. Agresja, cynizm, szyderstwo, poniżanie wierzących. Tak przez 520 stron. Autor bez wątpienia zasłużył na wpis do Księgi Rekordów Guinnessa za największą ilość bzdur na temat religii wypowiedzianych przez uczonego w jednej książce. Rzecz wcale nie w tym, że Dawkins wyznaje i głosi ateizm. Ma do tego prawo, tak samo jak ja mam prawo wyznawać i głosić wiarę w Boga. Chodzi o styl. Emocje biorą tu górę nad rzeczową argumentacją i elementarną uczciwością. Używając terminologii bokserskiej, Dawkins cały czas uderza swojego przeciwnika poniżej pasa. Obawiam się, że zachowuje się w taki sposób bez obawy o utratę naukowego prestiżu, ponieważ w sporej części środowiska naukowego panuje zgoda na taką grę nie fair. Mówił o tym niedawno na łamach Gościa prof. Joseph M. Mellichamp z USA („Uniwersytet nie szuka już prawdy” – GN nr 20/2007). W tej rozgrywce religia od początku do końca traktowana jest jak przysłowiowy chłopiec do bicia. Czyżby metody zaczerpnięte z cyrku Monty Pythona stały się standardem współczesnego uniwersytetu? Jak dyskutować z kimś, kto i tak ma cię za idiotę i fanatyka, a jego główną bronią jest wyśmiewanie wszystkiego, w co wierzysz? (...) Ulubionymi reprezentantami religijnej postawy są dla Dawkinsa terroryści Al Kaidy mordujący niewinnych ludzi z imieniem Boga na ustach. Symbolem wychowania religijnego są szkoły prowadzone przez sadystycznie okrutne zakonnice molestujące ciała i umysły biednych dzieci. Myli się ten, kto uważa, że Stalin i Hitler byli ateistami – twierdzi Dawkins. Stalin był wychowankiem seminarium i pewnie tam nauczył się ślepo wierzyć autorytetom i akceptować zasadę, że cel uświęca środki. Hitler nigdy nie wyrzekł się katolicyzmu i twórczo kontynuował chrześcijańską tradycję nienawiści do Żydów. Moralność ludzi religijnych jest moralnością talibów. Wierzący kamienują za bluźnierstwo, dyskryminują kobiety, skazują na śmierć na AIDS przez zakaz stosowania prezerwatywy, mordują zwolenników aborcji i homoseksualistów, są przeciwnikami nauki. Nawet jeśli nie wszyscy tak robią, to jednak w każdym religijnym człowieku mieszka potencjalny fanatyk. Dlatego „to, co naprawdę jest groźne – stwierdza Dawkins – to uczenie dzieci, ze wiara sam w sobie jest cnotą. Wiara jest złem przez to i dokładnie przez to, że nie wymaga uzasadnienia i nie toleruje sprzeciwu”. Tego rodzaju odkrywczych wniosków uczony zoolog przedstawia dużo więcej. W pewnym miejscu zauważa skromnie: „Z natury nie jestem zwolennikiem konfrontacji. Nie uważam też, by ostra konfrontacja dobrze służyła dochodzeniu do prawdy”. Albo cynizm albo głupota. Właściwie nie wiadomo, śmiać się czy płakać. Podjąć dialog? Ale o czym? Udowadniać, że wierzący nie jest wielbłądem, talibem, krwiożerczą bestią - zastanawia się ks. Jaklewicz.

Bóg nie jest urojeniem

(fragmenty) Alister McGrath and Joanna Collicutt McGrath Książka ukazała się w Wydawnictwie WAM

Urojenia w sprawie Boga?

Bóg jest „psychopatycznym zbrodniarzem" wymyślonym przez szalonych, otumanionych ludzi. Takie jest przesłanie „Boga urojonego”. Chociaż Dawkins nie dostarcza ścisłej definicji „urojenia”, wyraźnie ma na myśli przekonanie niepoparte dowodami, czy - jeszcze gorzej - takie, które od dowodów ucieka. Wiara oznacza „ślepą ufność przy braku dowodów, a nawet na przekór dowodom”. Wiara „jest złem przez to i dokładnie przez to, że nie wymaga uzasadnień i nie toleruje sprzeciwu”. Takie oto podstawowe definicje wiary tkwią mocno w światopoglądzie Dawkinsa i obsesyjnie powtarzają się w całym jego pisarstwie. Nie jest to chrześcijański sposób definiowania wiary, lecz wymyślony przez Dawkinsa w celu wspierania jego polemicznych zamiarów. Z góry określa on wszystkich wierzących w Boga jako ludzi, którzy utracili kontakt z rzeczywistością, czyli jako dotkniętych urojeniami. Dawkins słusznie zauważa, jak bardzo wiara jest dla ludzi ważna. To, w co wierzymy, wywiera niezwykle istotny wpływ na nasze życie i nasze myślenie. Tym ważniejsze jest - mówi - poddanie wiary ścisłemu, krytycznemu badaniu. Urojenia należy ujawnić, a następnie - usunąć. Całkowicie się z tym zgadzam. Od czasu publikacji mojej książki zatytułowanej „Dawkins' God (Bóg Dawkins a)” w roku 2004 jestem regularnie proszony o wygłaszanie na ten temat wykładów na całym świecie. W wykładach tych przedstawiam poglądy Dawkin-sa na temat religii i, wspierając się materiałem dowodowym, punkt po punkcie je obalam. Kiedyś, po jednym z takich wykładów, podszedł do mnie bardzo zagniewany młodzieniec. Wykład nie był szczególnie niezwykły - po prostu zademonstrowałem, ściśle trzymając się argumentacji czerpanej z nauk przyrodniczych, historii i filozofii, że sprawa wytoczona Bogu przez Dawkinsa nie wytrzymuje naukowej krytyki. Młody człowiek był jednakże rozgniewany, ba! wręcz wściekły. Dlaczego? Ponieważ -jak powiedział, we wzburzeniu kiwając mi palcem przed nosem - „zniszczyłem jego wiarę”. Jego ateizm opierał się na fundamencie autorytetu Richarda Dawkinsa, ja zaś skutecznie tę wiarę podkopałem. Będzie teraz musiał pójść i wszystko na nowo przemyśleć. Jak śmiałem mu to zrobić?! Gdy po drodze do domu zastanawiałem się nad tym wydarzeniem, czułem pewne rozdarcie. Po części było mi przykro z powodu ogromnego dyskomfortu, o jaki przyprawiłem tamtego chłopaka. Spowodowałem wszak zamieszanie w jego ustalonych założeniach życiowych. Pocieszałem się jednak myślą, że jeśli byłby on na tyle niemądry, by opierać swe życie na tak jawnie niewystarczającym światopoglądzie, jaki proponuje Dawkins, to i tak któregoś dnia musiałby sobie uświadomić, iż opiera się ono na nader chwiejnych podstawach. Złudzenia musiały kiedyś zostać rozwiane. Ja spełniłem jedynie rolę czynnika historycznego, który spowodował to w danym miejscu i czasie. Jednakże inna część mnie poczęła zdawać sobie sprawę, jak głęboko tkwią w nas nasze przekonania i jak wielki wpływ na wszystko wywierają. Dawkins ma rację - wiara ma znaczenie decydujące. Opieramy na niej całe życie; kształtuje ona nasze decyzje w kwestiach najbardziej fundamentalnych. Do dziś pamiętam niepokoje, jakich sam doświadczałem na drodze bolesnego (choć dającego wielką satysfakcję) przechodzenia od ateizmu do chrześcijaństwa. Każdy element umeblowania mojego umysłu musiał zostać przeniesiony w inne miejsce. Dawkins ma słuszność - niekwestionowaną słuszność - gdy żąda od nas, byśmy nie opierali swego życia na urojeniach. Wszyscy musimy poddać naszą wiarę badaniu, zwłaszcza jeżeli okazujemy się być na tyle naiwni, by uważać, iż żadnej wiary w nas nie ma. Zastanawiam się, kto tak naprawdę ma złudzenia w sprawie Boga...

Bóg nie jest urojeniem

(fragmenty) Alister McGrath and Joanna Collicutt McGrath Książka ukazała się w Wydawnictwie WAM

Jezus i miłość nieprzyjaciół

Krytyka wysuwana często pod adresem religii oskarża ją o sprzyjanie tworzeniu i utrzymywaniu podziału grupowego na „swoich” i „obcych”. Wedle Dawkinsa, jedynie likwidacja religii może przełamać tego typu społeczne podziały i rozróżnienia. Co jednak - spyta wielu - z Jezusem z Nazaretu? Czyż podstawą Jego nauczania nie było zapewnienie, że miłość Boga przewyższa, a co za tym idzie - znosi, wszelkie podziały społeczne? Dowodzenie Dawkinsa w tej kwestii jest nie do przyjęcia. Znajdujemy w nim miejsca, w których jego religijna ignorancja przestaje być zabawna, a staje się po prostu żenująca. Zajmując się tą kwestią, Dawkins czerpie obficie z tekstu opublikowanego w roku 1995 przez Johna Hartunga na łamach magazynu „Skeptic”, którego autor twierdzi, że - tu cytuję dokonane przez Dawkinsa streszczenie - Jezus był bardzo lojalnym żydem, to dopiero Paweł wpadł na to, by żydowskiego Boga zaoferować poganom. Nawet ja nie ośmieliłbym się sformułować tego tak mocno jak Hartung: „Jezus przewróciłby się w grobie, gdyby wiedział, że Paweł zaniósł jego nauki między świnie”. Wielu czytających to chrześcijan wprawi w zdumienie równie dziwaczne, co fałszywe przedstawienie sprawy, dodatkowo zaprezentowane w taki sposób, jakby było ewangeliczną prawdą. Z przykrością jednak stwierdzam, że jest to metoda charakterystyczna dla Dawkinsa: metoda wyśmiewania, wypaczania, umniejszania i demonizowania. Czytającym to chrześcijanom da ona jednak pogląd na brak jakiegokolwiek naukowego obiektywizmu oraz podstawowej ludzkiej uczciwości, który przepaja ateistyczny fundamentalizm. Nie ma sensu spierać się z tak fundamentalistycznymi bzdurami. Zda się to na tyle, co przekonywanie zwolennika płaskości Ziemi, że jest ona okrągła. Dawkins wydaje się być tak głęboko uwięziony we własnym światopoglądzie, że nie jest w stanie ocenić alternatyw. Wielu czytelników jednak wolałoby odpowiedź rzetelniejszą i bogatszą w wiedzę, niż ze strony na stronę coraz nudniej szą tyradę Dawkinsa. Spójrzmy więc, jak się rzeczy mają naprawdę. Przede wszystkim, Jezus wyraźnie rozszerza starotestamen-towe przykazanie miłości bliźniego aż do nakazu miłości nieprzyjaciół (Mt 5, 44). Daleki od popierania „wrogości zewnątrzgrupowej” zarazem poleca i nakazuje etykę „wewnątrz-grupowej afirmacji”. Ta cecha nauczania Jezusa z Nazaretu jest tak dobrze znana i charakterystyczna, że brak jakiejkolwiek wzmianki o niej ze strony Dawkinsa jest nie do usprawiedliwienia. Bezsprzecznie można oskarżać chrześcijan o niedorastanie do wymagań tego nauczania, niemniej ono istnieje - w samym sercu chrześcijańskiej etyki.

Dalej, wielu czytelników wskaże, że znana przypowieść o dobrym Samarytaninie (Łk 10) nie pozostawia wątpliwości, iż przykazanie miłości bliźniego rozciąga się daleko poza judaizm. (W rzeczy samej, ten aspekt nauczania Jezusa z Nazaretu ściąga na Niego podejrzenie, że sam jest Samarytaninem - por. J 8, 48.) Niezaprzeczalną prawdą jest, iż Jezus - palestyński Żyd - dawał pierwszeństwo Żydom, jako narodowi wybranemu przez Boga, jednak jego definicja „prawdziwego Żyda” była radykalnie szeroka. Obejmowała wszystkich, którzy sami się wykluczyli z żydowskiej wspólnoty poprzez kolaborację z rzymskim okupantem. W Nowym Testamencie często określa się tę grupę mianem: „grzeszników”, „celników” i „nierządnic” (Mt, 21, 31-32; Łk 15, 1-2). Jednym z głównych zarzutów wysuwanych przeciwko Jezusowi przez Jego judaistycznych krytyków była otwarta akceptacja „obcych”. Faktycznie, pokaźną część nauczania Jezusa można odczytywać jako obronę Jego zachowania wobec nich. Życzliwe przyjmowanie przez Jezusa marginalizowanych grup zajmujących dwuznaczną pozy ej ę ni to „swoich”, ni „obcych” równie mocno zaświadczaj ą przykłady gotowości z Jego strony do dotykania osób uznawanych przez kulturę żydowską za rytualnie nieczyste (np. Mt 8, 3; 9, 20-25). Stosunek Jezusa do grecko-rzymskich pogan był - wedle relacji biblijnych - ostrożniejszy i bardziej ambiwalentny. W obu opisach uzdrowień takich ludzi (Mt 8, 5-13; 15, 22-28) został On przedstawiony jako otwarty na perswazję i jakby zdziwiony - czerpiący naukę z tych spotkań. (Tak jest - przeciwnie do tego, co zakłada Dawkins, ortodoksyjne chrześcijaństwo pojmuje Jezusa jako w pełni ludzkiego, nie zaś - wszechwiedzącego.) Prawdą jest, że masowe przystępowanie pogan do nowej „sekty” wewnątrz judaizmu zaczęło się już po śmierci Jezusa, nie jest nią jednak twierdzenie, iż działo się to wyłącznie za sprawą aktywności Pawła. Miał w tym udział również najbliższy krąg uczniów Galilejczyka: Piotr, Jan i Filip. Kontrowersja, która narosła wewnątrz pierwotnego Kościoła, dotyczyła rodzaju inicjacji i rytuałów wymaganych od nawracających się pogan, a nie kwestii samego ich nawracania się. Dawkinsowska krytyka Jezusa za promowanie „podejrzanych wartości rodzinnych” jest chyba bardziej zrozumiała. Dawkins ma rację, uznając redefmicję rodzinnych priorytetów za jedno z radykalniej szych żądań kierowanych przez Jezusa do swych wyznawców. Jezus w praktyce dokonuje relokacji i redefinicji rodziny w relacji do własnej Osoby, a przy okazji - otwiera ją na przyjęcie „obcych”. Należy jednakowoż podkreślić, że znacząca część Jezusowego nauczania utrzymywała w mocy rodzinne wartości i związki, a Jego uzdrowicielska posługa odbudowywała rodzinne relacje. Zilustrujmy tę kwestię garścią przykładów. Nauka Jezusa na temat „korban” (Mk 7, 11) reprezentuje zarówno krytykę tradycji religijnej, która zeszła na manowce, jak i afirmację wewnątrzrodzinnej odpowiedzialności. Nadużywanie zasady „korban” (ofiary na świątynię) pozwalało synowi czuć się usprawiedliwionym, że nie wspiera rodziców w ich starości, ponieważ mienie swe (albo jego część) złożył w darze świątyni. Świadczy to dobitnie o wielkiej wadze troski o rodziców - kwestię wzmocnioną dodatkowo zatroskaniem Jezusa o zapewnienie opieki własnej Matce po Jego śmierci na krzyżu (J 19, 26-27). Zainteresowanie życiem rodzinnym odbija się również w nacisku kładzionym przez Jezusa na wagę małżeństwa oraz konieczność docenienia dzieci (Mk 10, 1-16). Liczni czytelnicy zapewne wskażą jeszcze przypowieść o synu marnotrawnym (Łk 15, 11-24), w której Jezus używa odbudowanej relacji rodzinnej między ojcem a synem jako pozytywnej analogii do tematu aktualnego nauczania. Co ciekawe, Dawkins uważa, że zachodnia kultura nie powinna usuwać Biblii z programów nauczania. „Można porzucić wiarę w Boga, nie tracąc nic z całego skarbu kulturowego dziedzictwa”. Dlaczego zatem on sam fałszywie przedstawia jedną z kluczowych, wpływowych i etycznie najistotniejszych części owego „kulturowego dziedzictwa” - nauczanie Jezusa z Nazaretu? Zaledwie podstawowa znajomość Ewangelii wystarczy, by dostrzec, że sposób przedstawienia tegoż nauczania przez Dawkinsa należy zakwestionować. Chodzi tu nie o to, czy słowa Jezusa mówią prawdę, lecz o to, by mówić prawdę o Jego słowach.