Tata – mama zastępcza

Franciszek Kucharczak

GN 08/2014 |

publikacja 20.02.2014 00:15

Gdyby kobieta i mężczyzna nie mieli odmiennych zadań, nie byłoby kobiety i mężczyzny.

Tata – mama zastępcza rysunek franciszek kucharczak /gn

Parę dni temu radiowa Jedynka wzięła się za promocję „urlopów tacierzyńskich”. A bo to takie świetne, a bo matka może się realizować zawodowo, a bo równe szanse. I w kółko: „tacierzyński, tacierzyński, tacierzyński”. Kariera tego lansowanego na salonach idiotycznego słowa „tacierzyński”, ewentualnie „ojcierzyński” – zamiast po prostu „ojcowski” – jest, śmiem twierdzić, nieprzypadkowa. Bo urlop „ojcowski” wskazuje, że – jak w piosence „Arki Noego” – „mama to nie jest to samo co tato”. A chodzi o to, żeby było to samo. „Tacierzyński” – bo „macierzyński”. Podobieństwo brzmienia sugeruje, że tatuś będzie w domu jako druga mamusia. Ojciec jest w tej ideologii niepotrzebny. Ech, żeby jeszcze ten truteń mógł karmić piersią…

Genderyści, oczywiście, zaoponują: „Ależ to absurd, nikt nie każe mężczyznom karmić piersią”. No jasne – bo to, przynajmniej na razie, niemożliwe. Ale wszystko inne – owszem, mamy robić jak kobiety, a docelowo – jako kobiety. W efekcie rola ojca zanika, bo zanika męskość. Zbabiali faceci, wiecznie niezdolni do odpowiedzialnych decyzji, pięćdziesięcioletnie oseski, które ani się ożenić, ani żyć samotnie nie potrafią – oto zatrute owoce, jakie dopiero zaczynamy zbierać z drzewa pomieszania płci. Te same skutki dotykają oczywiście i kobiet. Musi tak być, bo uznanie własnej podstawowej – męskiej lub żeńskiej – tożsamości decyduje o podjęciu właściwych ról. Gdy zaś tożsamości się miesza, mieszają się też role, i nikt nie wypełnia dobrze swojej. Oczywiście dla entuzjastów teorii LGBTQ… (kolejne literki w trakcie dodawania) to żadna strata. Ale to chyba nie nasza teoria, prawda?

Żeby było jasne: urlop ojcowski z pewnością dziecku służy, bo ojcostwo dziecku służy. Ale właśnie ojcowski – dla ojca. A dla matki macierzyński. Słowa mają duże znaczenie – od manipulacji ich sensem i brzmieniem zaczyna się społeczny terror.

Potrzebna jest mama, potrzebny jest tata. Oboje mogą i powinni sobie pomagać, a gdy trzeba – zastępować się, ale nigdy we właściwych sobie rolach ojciec nie będzie tak dobry jak matka ani matka nie będzie tak dobra jak ojciec. Dzieci rozwijają się harmonijnie, gdy mają matkę w roli matki, a ojca w roli ojca.

Rzecz znamienna – w sprawie ochrony rodziny Bóg zwraca się do mężczyzny. „Weź Dziecię i jego Matkę i uchodź do Egiptu” – mówi Józefowi anioł. Podobne polecenie słyszy, gdy przyszła pora powrotu z Egiptu. To przecież dyskryminacja! Czemu anioł nie poszedł z tym do Maryi? Była najdoskonalsza z ludzi, niepokalana, a Józef co? Zwykły chłop taki. A jednak, podczas gdy Maryja opiekuje się małym Jezusem bezpośrednio, to z Józefem Bóg uzgadnia logistykę i działania „osłonowe”.

Gdyby feministki mogły, „przetłumaczyłyby” Ewangelię tak, że to Maryja heblowałaby deski w warsztacie, a Józef karmiłby Dzieciątko… manną z nieba.

Oczywiście nie musimy uznać pomysłu Boga na ludzką tożsamość. W ogóle nic nie musimy – zwłaszcza dać się zbawić.

Atak z odzysku

Debiut TV Trwam na multipleksie został poprzedzony jednoczesnym atakiem „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego” na o. Tadeusza Rydzyka. Oba tytuły uruchomiły ks. Jerzego Galińskiego. To już druga taka próba posłużenia się przebywającym w Niemczech byłym redemptorystą. Pierwsza miała miejsce w 2002 roku. Ówczesna TVP, opanowana przez lewicę, nadała materiał, w którym o. Galiński opowiadał o swoim współbracie historie, z których nie dało się sformułować żadnego konkretnego zarzutu. Materiał okazał się klapą i nic z niego nie wynikło. Fakt, że media nieprzychylne o. Rydzykowi posłużyły się ponownie tą samą zgraną kartą, może świadczyć jedynie o tym, że innej po prostu nie ma. A przy okazji – cytat z dyskusji na gosc.pl: „Ks. Galiński zadaje bardzo dociekliwe i dające do myślenia pytania”. Riposta: „Fajnie by było, gdyby jeszcze był w stanie na któreś z tych pytań udzielić sensownej odpowiedzi”.

Hit mniemany

Dołujący „Newsweek” (ileż można ekscytować się skandalizującymi okładkami) tematem numeru uczynił „hit” o terapii homoseksualistów w katolickim ośrodku „Odwaga”. Zaczęło się sensacyjnie. Oto dziennikarz udaje homoseksualistę (zapewnia czytelników, że nim nie jest) i wkręca się na terapię. Spodziewał się pewnie, że będzie biczowanie i post o wodzie święconej, ale niestety – usłyszał, że pomaga „modlitwa, wsparcie księdza, miłość Boga, a także wspólne kopanie w piłkę”. Z braku czegoś lepszego kpi i z tego. Opisuje też, jak komuś burczało w brzuchu, a posiłek dopiero po godzinnej adoracji w kaplicy. No, jak dla faceta od Lisa, to warunki ekstremalne. Aha, à propos katolickiej ciemnoty: osoby o skłonnościach homoseksualnych kierował na terapię do „Odwagi” także abp Życiński.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.