W służbie bożka seksu

ks. Ireneusz Okarmus

publikacja 08.03.2014 08:00

O genderowej rewolucji i zagrożeniach, jakie się z tym wiążą dla człowieka, społeczeństwa i Kościoła, z ks. dr. hab. Dariuszem Oko, kierownikiem Katedry Filozofii Poznania Wydziału Filozoficznego Papieskiego Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie, rozmawia ks. Ireneusz Okarmus.

W służbie bożka seksu Adam Wojnar /GN Integralną częścią ideologii gender jest homoideologia - podkreśla ks. dr Dariusz Oko

Ks. Ireneusz Okarmus: W związku z krytyką teorii gender jest Ksiądz coraz bardziej znany i coraz bardziej sam krytykowany. Co ważne, niedawno ks. kard. Stanisław Dziwisz powiedział publicznie, że popiera Księdza w tym, co Ksiądz pisze i mówi na temat ideologii gender. Podobnego zdania są także inni biskupi polscy.

Ks. Dariusz Oko: Mam coraz więcej coraz potężniejszych przeciwników, ale i coraz więcej jeszcze liczniejszych i jeszcze bardziej znaczących zwolenników. Jak się okazało, to, co głoszę w moich wykładach od miesięcy, znalazło świetne potwierdzenie w Liście Episkopatu na Uroczystość Świętej Rodziny 29 grudnia 2013 r. Przed rokiem otrzymałem specjalne podziękowanie i błogosławieństwo od Ojca Świętego Benedykta XVI, który sam zdecydowanie skrytykował ideologię gender.

Zawsze moje prace w tym zakresie wspierali księża kardynałowie Stanisław Dziwisz i Marian Jaworski oraz śp. ks. kardynał Stanisław Nagy. W styczniu na opłatku lekarzy kardynał Stanisław Dziwisz publicznie i zdecydowanie poparł oraz pochwalił moją działalność medialną w walce z gender. Sam też zdecydowanie skrytykował tę ideologię jako olbrzymie zagrożenie dla dzieci. Wspomniał, że zalecił siostrom zakonnym oddanie pieniędzy unijnych, skoro warunkiem ich otrzymania jest wprowadzanie do przedszkola programu gender. Wcześniej, w ostatnią niedzielę 2013 roku, osobiście przeczytał w Zakopanem list Episkopatu – jako znak napomnienia dla tych, którzy wzywali do jego nieczytania. Podobnie publicznie poparł mnie ksiądz biskup Jan Szkodoń przed moim wykładem dla Akcji Katolickiej Archidiecezji Krakowskiej czy ksiądz biskup Wiesław Mering przed wykładem w Bydgoszczy. W ostatnim czasie na wykłady w swoich diecezjach zaprosili mnie między innymi księża arcybiskupi Józef Michalik, Wacław Depo i Marek Jędraszewski. W szeregu innych diecezji już miałem wykłady albo mam mieć. To wszystko przy pełnym poparciu ordynariuszów tych diecezji. Każdy biskup, którego spotykam, wyrażam mi swoje serdeczne poparcie i uznanie.

Zarazem te same osoby i media, które krytykują Ojca Świętego i Episkopat, a nawet odnoszą się do nich z pogardą i nienawiścią, napadają na mnie za to, że bronię ich nauczania. Ludzie wierzący dobrze wiedzą, o co tu chodzi, kto ma rację, na jeden mail krytyczny albo nienawistny, który otrzymuję, przypada około pięćdziesięciu bardzo pozytywnych, popierających mnie.

Zwolennicy i propagatorzy gender uważają, że jest to nauka. Tymczasem w wielu wypowiedziach ksiądz neguje „naukowość” gender i nazywa ją po prostu ideologią. Jak najprościej można wyjaśnić, na czym polega różnica pomiędzy ideologią a nauką?

Pomiędzy nauką a ideologią różnica jest zasadnicza. Nauka poszukuje prawdy. Ideologia prawdy nie poszukuje, lecz służy do wprowadzenia w życie interesów jakiejś grupy. Gender jest nauką w niewielkim zakresie, czyli tam, gdzie chodzi o badania ról płciowych w różnych epokach i kulturach. W tym wypadku jest to nauka z pogranicza socjologii, historii i kulturoznawstwa. W zdecydowanej większości gender jest ideologią ateistyczną, która ma być narzędziem pomocnym do przeprowadzenia rewolucji obyczajowej.

I rzeczywiście stanowi ona aż tak poważne zagrożenie?

Tak, gdyż rewolucja genderowa jest wymierzona przeciwko człowiekowi, rodzinie, Kościołowi i całemu porządkowi społecznemu. W istocie chodzi o gigantyczną rewolucję, która ma zupełnie przemienić wszystkie społeczeństwa globu ziemskiego.

Ale w gender nie wszystko chyba jest złe. Gdzie jest więc granica pomiędzy tym, co jest pozytywne, a tym, czego, jako chrześcijanie nie możemy zaakceptować? I na czym miałaby polegać ta niebezpieczna rewolucja, która podobno sięga nawet do przedszkoli?

To jest tak, jak z każdą pokusą. Gdy się kusi, to nie mówi się o złych następstwach. Gender ma coś pozytywnego, czym ludzie mają być przyciągnięci. Takim magnesem ma być propagowanie równouprawnienia kobiet. Trudno temu się sprzeciwiać. Wszyscy zgadzają się z tym, że każdego człowieka trzeba szanować. W gender pozytywne są również studia nad rozumieniem roli płci w kontekście kultury. To prawda, że inaczej rozumie się rolę kobiety i mężczyzny w hinduizmie, a inaczej w islamie czy chrześcijaństwie, i różnie się tę rolę rozumiało w poszczególnych epokach i kulturach. I to można studiować, ale trudno robić z tego centralną teorię objaśniającą wszystko. Jednak to jest tylko oficjalna wersja. Pod nią jest ukryty genderowy program globalnej rewolucji seksualnej. Chodzi o to, aby poprzez przemianę rozumienia płciowości i seksualności człowieka dokonać zmiany w rozumieniu rodziny i społeczeństwa.

Według zwolenników ideologii gender rozumienie płci zależy całkowicie od kultury. Ich czołowa przedstawicielka, lesbijka Judith Butler mówi, że płeć kulturowa i płeć biologiczna nie mają żadnego związku. Płeć jest naszą fantazją, czymś relatywnym, co można dowolnie kształtować. To jest teoria, która jest także racjonalizacją życia lesbijek i gejów, uzasadnia ich życie i propaguje homoseksualizm. Integralną częścią ideologii gender jest homoideologia. Zwolennicy gender przedstawiają to jako coś pięknego. Rozdzielenie płci kulturowej i biologicznej pozwala im na przeprowadzenie rewolucji obyczajowej. A skutki są straszne. Na przykład efektem wprowadzenia ideologii gender do przedszkoli jest totalny chaos wśród dzieci. Na przykład wtedy, gdy każe się chłopcom ubierać sukienki, by wypróbowali, czy nie chcą być w przyszłości kobietami albo homoseksualistami. Ideologia gender jest tworzona przez ateistów, którzy nie wierząc w Boga potrzebują innych bożków. Dla nich jest nim często seks i oni ten styl życia chcą narzucić młodzieży. Chcą ją rozseksualizować. Ale to tak, jakby kilkuletnim dzieciom podawać alkohol lub narkotyki. Wtedy wielu z nich stanie się alkoholikami, narkomanami. I  to jest najgorsze, bo to jest niszczenie człowieczeństwa w zarodku, niedopuszczanie do normalnego procesu wychowania i rozwoju.

To brzmi jak poważne oskarżenie. Strona przeciwna może powiedzieć, że to kłamstwa. Gdzie można znaleźć twarde dowody na potwierdzenie tej tezy?

Dowody znajdziemy chociażby w programie edukacji seksualnej, według którego mają być wychowywane wszystkie dzieci w Europie. Ten program jest popierany przez Światową Organizację Zdrowia. Jego autorzy stawiają sobie za cel m.in. nauczenie dzieci masturbacji już we wczesnym dzieciństwie. Uwaga, tego mają nauczyć dzieci ich rodzice. Według wspomnianego programu, w każdej kategorii wiekowej, począwszy już od 4. roku życia, dzieci mają nabywać doświadczenia w dziedzinie seksualnej. Na przykład w piątej klasie szkoły podstawowej dzieci powinny mieć już pierwsze doświadczenia seksualne. Wtedy mają być już „przygotowani do życia seksualnego z inna osobą”. Czyż nie można powiedzieć, że jest to program maniaków seksualnych? Gabriele Kuby w książce „Globalna rewolucja seksualna” pisze o broszurce wydanej przez niemieckie ministerstwo wychowania i oświaty, w której rodzice byli zachęcani do pobudzania stref erogennych swych dzieci w czasie kąpieli, czyli właściwie do pedofilii kazirodczej. Kiedy oburzeni rodzice wymusili na ministerstwie wycofanie tego programu, to gengeryści byli temu przeciwni. Mówili, że robią to tylko dlatego, ponieważ rodzice są jeszcze głupi i nie rozwinięci, ale gdy się ich wychowa i urobi przy pomocy mediów, to znów się wprowadzi ten program.

Wydaje się więc, że jest to podstępny atak na Kościół i wartości, które on głosi.

Oczywiście. Dzieje się to w myśl zasady: nie atakujcie wprost Kościoła, lecz seksualizujcie młodzież, a reszta przyjdzie sama. Bo jeżeli rodzice mają masturbować swoje dwu-, trzy-, cztero-letnie dzieci, to wiadomo, że z tych dzieci wyrosną jacyś seksonarkomani. I jako dorośli będą już niezdolni do małżeństwa, rodzicielstwa i poszukiwania wartości wyższych. W ten sposób wielu ludziom uniemożliwi się wejście w świat wiary religijnej i osobowej relacji z Bogiem. Takimi ludźmi można łatwo sterować.

Jednak niektórzy publicyści i dziennikarze katoliccy, co obserwujemy ze smutkiem niekiedy, zdają się nie zauważać tego zagrożenia. Mają złą wolę, brak im elementarnej wiedzy, czy może jeszcze coś innego odgrywa rolę?

Często jest to brak wiedzy, ale może to być zła wola, albo pycha. Dziwi tylko i boli, gdy ludzie uważający się za członków Kościoła, ufają bardziej przeciwnikom Kościoła niż jego pasterzom. Jeśli ktoś wypowiada się publicznie przeciw nauczaniu biskupów i papieża (np. Benedykta XVI) w kwestii ideologii gender, to trzeba go traktować jak kogoś, kto zdradza i przeszedł już na stronę przeciwników.