Wielkie miasta, wielki kłopot

Piotr Legutko

GN 10/2014 |

publikacja 06.03.2014 00:15

Dzieje ustawy metropolitalnej są długie jak dzieje III RP. A finału wciąż nie widać.

Śląsk to jeden z dwóch – obok Pomorza – obszarów, na których ustawa metropolitalna jest najbardziej potrzebna. Na zdjęciu: panorama Katowic Roman Koszowski /gn Śląsk to jeden z dwóch – obok Pomorza – obszarów, na których ustawa metropolitalna jest najbardziej potrzebna. Na zdjęciu: panorama Katowic

WSejmie, już po pierwszym czytaniu, jest projekt ustawy zakładającej powstanie powiatów metropolitalnych. Ma ona dać impuls rozwojowy dużym aglomeracjom, na początek śląskiej i trójmiejskiej. Mieszkańcom ułatwić komunikację, samorządom planowanie przestrzenne oraz gospodarkę wodą, ściekami i odpadami. Metropolie – dzięki ustawie – miałyby dodatkowe własne dochody (10,25 proc. z PIT i 1,4 proc. z CIT), zwolnienie z „janosikowego” i szybką ścieżkę do funduszy unijnych. Wszystkie te korzyści są w zasięgu ręki… ale jest mało prawdopodobne, by powstała w parlamencie koalicja na rzecz metropolii. Sprzeciw już zadeklarowało PSL, veto zgłasza Związek Miast Polskich, niechętne są właściwe wszystkie już istniejące szczeble samorządu, obawiające się uszczuplenia swoich kompetencji (i pieniędzy). Marszałek, wojewoda i prezydent nie potrzebują „czwartego do brydża”. Trudno uwierzyć, by w roku wyborczym Platforma Obywatelska, która oficjalnie firmuje projekt, chciała otwierać sobie kolejny front wewnętrzny.

Co jest metropolią?

Już autorzy pierwszej ustawy samorządowej dostrzegali problem dużych aglomeracji i usług komunalnych wykraczających poza granice miast, ale go nie rozwiązali. Raczej skomplikowali, przez powołanie powiatów miejskich i ziemskich. Prezydentowi Krakowa dodali za partnera w interesach starostę powiatu krakowskiego, odpowiadającego za otaczające jego miasto gminy. Oba urzędy, zamiast obligatoryjnie współpracować, często znajdują się w sytuacji konfliktu interesów. Kłopot brał się też z niemożliwości ustalenia takiej definicji metropolii, która wszystkim by pasowała. Inna jest bowiem sytuacja Warszawy, a inna Łodzi. Kraków dominuje nad okolicznymi gminami, w Trójmieście (jak sama nazwa wskazuje) są trzy duże organizmy miejskie, a na Śląsku spora ich grupa, bynajmniej nie zdominowana przez Katowice. Wymyślenie dla tak różnych sytuacji jednej ustawy było jak kwadratura koła. Do tego dochodziły ogromne ambicje niewiele mniejszych miast wojewódzkich, traktujących słowo „metropolia” bardzo pojemnie. Formalnie rzecz biorąc, Unia Metropolii Polskich liczy dziś 12 członków wyłonionych na podstawie kryterium liczby ludności (od 500 tys.) i studentów (od 50 tys.). Profesor Michał Kulesza – autor rządowego projektu ustawy metropolitalnej sprzed 5 lat – proponował utworzenie 7 obszarów metropolitalnych (Warszawa, Katowice, Kraków, Wrocław, Trójmiasto, Łódź i Poznań). Po politycznej awanturze ustalono kompromisową dwunastkę, choć PSL kwestionowało także i tę liczbę, twierdząc, że obszarów powinno być tyle, ile województw. Sprawa upadła, bo w ambicjonalnym wyścigu zgubiono pierwotny sens ustawy. Najbardziej potrzebnej właśnie na Śląsku i Pomorzu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.