Krym nie zagranica

Jacek Dziedzina


GN 10/2014 |

publikacja 06.03.2014 00:15

Chruszczow lekką ręką podarował Krym Ukrainie, bo i tak wszystko miało zostać w granicach sowieckiej rodziny. Postradziecka Rosja w rzeczywistości nigdy nie uznała rozpadu imperium. Dlatego teraz, upokorzona na Majdanie, postanowiła odzyskać półwysep – bo Ukraina „zaniedbała rodzinę”.


Krym nie zagranica INFOGRAFIKA STUDIO GN/ ŹRÓDŁO: texty.org.ua Krym

Ten, kto nie żałuje utraty przez Rosję Krymu, nie ma serca; ten, kto chce go odzyskać, nie ma głowy – tak dziennik „Moskowskij Komsomolec” skomentował faktyczną okupację Krymu przez wojska rosyjskie w ostatnich dniach. To, że Krym jest oczkiem w głowie kolejnych władców Kremla, było oczywiste od dawna.


Raj utracony


Pewnie niejeden Rosjanin ma pretensję do towarzysza sekretarza Nikity Chruszczowa – Ukraińca, który po Gruzinie Stalinie objął rządy na Kremlu – za to, że w 1954 r. zwyczajnie sprezentował swoim rodakom kawałek ziemi. Okazją do takiego podarunku była 300. rocznica umowy między carską Rosją a kozackimi powstańcami Chmielnickiego. Słynna ugoda w Perejasławiu oddawała de facto Ukrainę pod jurysdykcję Rosji – tak to przynajmniej interpretuje historiografia rosyjska. Dla wielu Ukraińców Chmielnicki tym samym zdradził narodowe aspiracje swoich ziomków (uważał tak na przykład ukraiński wieszcz Taras Szewczenko).

Zdaniem innych, sojusz z Rosją był konieczny w walce o stworzenie samodzielnego państwa kozackiego – w opozycji do polskiej szlachty. 
W każdym razie nic dziwnego, że w latach 50. XX wieku, gdy bardziej brano pod uwagę koniec świata niż rozpad Związku Radzieckiego, przekazanie Krymu w prezencie Ukrainie wyglądało po prostu jak przypieczętowanie więzi „bratnich narodów”. Właściwie jakie to miało znaczenie, czy administracyjnie Krym należy do Rosyjskiej FSRR czy Ukraińskiej SRR – skoro nawet „Polsza nie zagranica”, to co dopiero republika tworząca ZSRR. I gdy parę lat temu Władimir Putin powiedział, że rozpad Związku Radzieckiego był największą geopolityczną tragedią XX wieku, to miał na myśli również i to, że wraz z sowieckim mocarstwem runęła też cała wizja, w której mieściło się takie wzajemne „obdarowywanie się” kawałkami ziemi przez „bratnie narody”. 


Przeciąganie liny


Nic dziwnego, że już w 1991 roku podniosły się głosy, że Krym powinien wrócić do Rosji. W 1992 roku rosyjski parlament unieważnił nawet decyzję Chruszczowa, a władze Krymu ogłosiły, że zrywają z Ukrainą. Kijów jednak, co jasne, nie uznał tego. Aby uniknąć realnej secesji, zgodził się na nadanie Krymowi szerokiej autonomii. Rosja zgodziła się na to m. in. pod warunkiem, że stacjonująca na Krymie Flota Czarnomorska będzie mogła pozostać tam do 2017 roku. Później (już za Janukowycza) umowa przedłużyła tę gwarancję do 2047 roku. Autonomia dla Krymu, umowa z Rosją były tak naprawdę tylko próbą oddalenia w czasie formalnego przejęcia przez Rosję półwyspu. Rosjanie nie kryli się właściwie nawet z tym, jaki mają stosunek do tego terenu, zajmując również obiekty, które – zdaniem Ukraińców – nie powinny według umowy znajdować się w ich rękach. 
Choć integralność terytorialną Ukrainy, obejmującą autonomię krymską, gwarantuje umowa (w zamian za rezygnację Ukrainy z posowieckiej broni atomowej) podpisana przez USA, Wielką Brytanię i samą Rosję, było jasne, że ta ostatnia jest gotowa „honorować” nieszczęsny dla niej prezent Chruszczowa tylko do czasu, gdy sama będzie w stanie kontrolować władze w Kijowie. Pierwszym sygnałem, że sytuacja jest niepewna z punktu widzenia Kremla, była pomarańczowa rewolucja. Ostatnie wydarzenia na Majdanie tylko pogłębiły przekonanie, że o Ukrainę trzeba powalczyć innymi niż dotąd metodami. I wiadomo było, że pierwszy w kolejce będzie Krym – najbardziej naturalny obszar zainteresowania Rosji i również najłatwiejszy cel do zdobycia.


Rosyjski w praktyce


Krym zamieszkiwali kiedyś zarówno Grecy, jak i Tatarzy, i Turcy. Rosjanie przyszli później. Każdy kolejny car marzył o dostępie do Morza Czarnego. „Russian dream” zrealizowała dopiero Katarzyna Wielka w 1783 roku. To pierwszy powód, dla którego Krym tak bardzo boli Moskwę. Po drugie, spośród ok. 2 milionów mieszkańców Autonomicznej Republiki Krymu aż 60 proc. stanowią etniczni Rosjanie. Ukraińcy to zaledwie 25 proc. populacji, natomiast krymscy Tatarzy, którzy również czują się tutaj jak u siebie, to ok. 12 proc. ludności.

Republika, jak wspomnieliśmy, jest zależna od Ukrainy, natomiast jej autonomia dotyczy takich obszarów, jak samorządność, kultura, turystyka, ekologia, gospodarka wodna czy edukacja. Republika ma nawet swoją własną konstytucję, jednak jej zapisy nie mogą być sprzeczne z konstytucją Ukrainy. 
Po trzecie, stacjonująca na Krymie poradziecka Flota Czarnomorska choć czasy swojej świetności (wiele okrętów jest przestarzałych) ma już dawno za sobą, jej obecność w tym miejscu jest dla Rosji sprawą nie tylko honorową, ale i strategiczną. Tu ważna uwaga – akurat miasto, w którym znajduje się baza główna floty, Sewastopol, nie zostało objęte autonomią i bezpośrednio podlega ukraińskim władzom centralnym. 
O tym, jak bardzo Rosjanie traktują cały Krym jako ciągle swój teren, świadczy również ich podejście w praktyce do – często tylko teoretycznie – zawartych umów z Ukrainą. I tak na przykład w ubiegłym roku kijowski tygodnik „Dzerkało Tyżnia” ujawnił, że… nie istnieje żadna umowa dzierżawy ani jednego obiektu lub działki zajmowanej przez rosyjską flotę na Krymie! Powód? Formalny. Otóż od początku lat 90. ub. wieku nie została zakończona inwentaryzacja i wycenianie wartości obiektów oraz działek.
Ponadto jeszcze przed trwającym obecnie konfliktem Rosja nieustannie prowadziła „aksamitne” przejmowanie swojego „raju utraconego” poprzez inwestycje na tym terenie. Okazało się niedawno, że Moskwa zaczęła nagle szukać 5 mld dolarów na krymskie projekty. Dziennik „Kommersant Ukraina” ujawnił, że rosyjskie ministerstwo gospodarki zaproponowało przedstawicielom rosyjskiej Izby Przemysłowo-Handlowej udział w projektach inwestycyjnych na Ukrainie, a ściślej na Półwyspie Krymskim. „Krym zawsze był interesującym obszarem dla rosyjskich inwestorów (…). W tej chwili chcemy zintensyfikować nasze działania zmierzające do szukania i zachęcania potencjalnych rosyjskich inwestorów” – głosi oświadczenie ministerstwa. Na liście najważniejszych inwestycji znalazły się m.in. budowy dróg oraz kompleksy rekreacyjno-turystyczne. Rosyjskie ministerstwo zachęcało swoich biznesmenów również do inwestowania w rolnictwo na Krymie oraz w infrastrukturę wokół lotnisk. Czy inwestuje się duże pieniądze na terenie, którego nie można kontrolować? Te plany inwestycyjne tylko potwierdzają długofalową politykę na rzecz pełnego odzyskania Krymu przez Rosję.


Kompleks Krymu


Paradoks polega na tym, że Krym historycznie jest dla Rosjan raczej powodem do… wstydu, a nie do szczególnej dumy. Pisze o tym trafnie Witalij Portnikow, ukraiński dziennikarz i politolog, który uciekł niedawno z Kijowa do Warszawy: „Krym zawsze był rosyjską zgubą. Można drukować, ile się chce, w polecanych przez Władimira Putina podręcznikach do historii, bajek o krymskich zwycięstwach i mieście rosyjskiej chwały – Sewastopolu, ale prawda wygląda tak, że właśnie na Krymie imperium rosyjskie zawsze ponosiło najcięższe klęski. Dzisiaj Rosja może wpaść w ten sam potrzask. Jeżeli zdecyduje się na aneksję Krymu, szybko przekształci się w wyrzutka na arenie międzynarodowej, kraj łamiący własne zobowiązania dotyczące integracji terytorialnej państwa, które w zamian dobrowolnie wyrzekło się broni jądrowej”, pisze Portnikow.
Jest jednak jasne, że nie tylko o sentymenty, prestiż i losy etnicznych Rosjan chodzi Moskwie w tej batalii o Krym. To także element długofalowej strategii, w której planowaniu Putin i spółka są mistrzami. Dostrzegł to m.in. były prezydent Gruzji, który sam doświadczył nie tak dawno rosyjskiej konsekwencji w osiąganiu swoich celów. Jeszcze w lutym tego roku Micheil Saakaszwili ostrzegał Ukraińców: „Radzę ukraińskim politykom, by więcej uwagi poświęcili Krymowi. Rosjanie planują utworzyć korytarz od Kaukazu przez Krym i Odessę do Naddniestrza”. Gdzie Rzym, a gdzie Krym… chciałoby się powiedzieć uspokajająco. Nic bardziej złudnego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.