Nieprzyzwyczajeni

Joanna M. Kociszewska

Nie mamy zbawić świata. Świat już został zbawiony. Mamy zrobić to, co leży w naszej mocy. Choćby znaczyło to jedynie: dostrzec, zapłakać, podać rękę. To, co najważniejsze, nazywa się: miłość.

Nieprzyzwyczajeni

Co to znaczy żyć swoim chrztem? Papież Franciszek przypomina: to znaczy być nieprzyzwyczajonym. Nieprzyzwyczajonym do bólu, do nędzy, do przemocy. Nieprzyzwyczajonym do zła.

Codziennie docierają do nas kolejne informacje: gdzieś dzieje się zło. Dochodzi do przemocy. Można wymieniać: Ukraina, Afryka Środkowa, Nigeria, Sudan Południowy, Wenezuela... wiele innych miejsc na świecie. Bardzo wielu ludzi cierpi głód. Przemoc jest naszą codziennością. Co możemy z tym zrobić? Po ludzku wydaje się, że niewiele. Zła jest zbyt wiele. Najłatwiej się odciąć. Zobojętnieć. Przyzwyczaić. Odwrócić wzrok.

Żyć swoim chrztem znaczy: być nieprzyzwyczajonym. To znaczy: dostrzegać. To znaczy: współodczuwać. To znaczy: biec z pomocą, choćby niewielką i na swoją miarę. Być może nie będziemy w stanie pomóc wszystkim. Ale nie wolno nam zobojętnieć.

Żyć w ten sposób znaczy mieć nadzieję w Bogu, który każde najmniejsze dokonane przez nas dobro jest w stanie wielokrotnie pomnożyć. Mieć nadzieję w Bogu, który dwoma rybami i pięcioma chlebami potrafi nakarmić tłumy. Naszym zadaniem jest widzieć: są głodni. I dać to, co mamy. On potrafi to pomnożyć.

Żyć w ten sposób znaczy wiedzieć, że nie my zbawiamy świat. To Jezus jest Zbawicielem. To znaczy wiedzieć, że choćbyśmy kogoś kochali całym sobą, i tak On kocha go mocniej. Jeśli my pragniemy czyjegoś dobra, On pragnie go bardziej. My mamy zrobić to, co w naszej mocy – On to uzupełni.

Czasem chcielibyśmy dokonać czegoś wielkiego, co od ręki zmieniłoby świat. Wymusić jego zmianę. Nierzadko próbujemy to zrobić bez Boga. I choć wielokrotnie historia pokazywała, że to ślepy zaułek, że cel choćby najświętszy nigdy nie uświęca środków, wciąż takie próby się pojawiają. Ciągle pomnażają zło, ciągle pomnażają krzywdę, ciągle powiększają nędzę - materialną, moralną i duchową.

Nie mamy zbawić świata. Świat już został zbawiony. Mamy zrobić to, co leży w naszej mocy. Choćby znaczyło to jedynie: dostrzec, zapłakać, podać rękę. To, co najważniejsze, nazywa się: miłość.

Mamy być lampami płonącymi nadzieją, która pochyla się nad wszelką nędzą i wnosi światło tam, gdzie jest rozpacz i rezygnacja. By tak jednak było, sami musimy płonąć.  

TAGI: