Zawiedzione nadzieje

Bogumił Łoziński

GN 11/2014 |

publikacja 13.03.2014 00:15

Przez lata rząd Donalda Tuska i wspierające go elity traktowały Władimira Putina jak wiarygodnego przywódcę, naiwnie sądząc, że respektuje on zasady obowiązujące w demokratycznym świecie. Sprawa Ukrainy boleśnie rozwiała te złudzenia.

Zawiedzione nadzieje łukasz Ostalski/ east news Donald Tusk długo wierzył, że poprzez przyjazne relacje z Władimirem Putinem uda się nawiązać dobre stosunki z Rosją

Prowadzona przez obecny gabinet „polityka miłości” wobec Rosji Putina właśnie bankrutuje. Obejmując rządy, Donald Tusk miał wobec wschodniego sąsiada ambitne plany. Nie tylko chciał ocieplenia stosunków po napięciach, do jakich doszło w czasie rządów PiS, ale stawiał sobie o wiele większy cel – doprowadzenie do pojednania z Rosją. Aby to się udało, trzeba było nawiązać dobre, bezpośrednie relacje z Putinem, który – niezależnie od tego, czy akurat pełni funkcję prezydenta, czy premiera – jest faktycznym przywódcą Rosji. Roztaczana przez premiera wizja nie tylko dobrych, ale wręcz przyjaznych relacji ze wschodnim sąsiadem zyskała poparcie sporej części opinii publicznej, podobnie jak inne pomysły Tuska, który obejmował rządy w atmosferze entuzjazmu mainstreamowych elit, szczęśliwych, że udało się odsunąć od władzy Jarosława Kaczyńskiego. Realizacja nowej strategii wobec Rosji niosła określone konsekwencje. Nie tylko oznaczała odejście od koncepcji budowania koalicji państw graniczących z Rosją jako swoistego bufora przed jej imperialnymi zapędami, ale uznanie, że nasz wschodni sąsiad jest normalnym, demokratycznym krajem, na czele z wiarygodnym, przewidywalnym przywódcą, na którego obietnicach można polegać. Wynikająca z bolesnych historycznych doświadczeń zasada ograniczonego zaufania wobec Rosji została zastąpiona „polityką miłości”, a ci, którzy wskazywali na naiwność takiego podejścia, byli przez mainstream piętnowani jako awanturnicy dążący do wojny z Rosją. Już katastrofa smoleńska powinna rozwiać złudzenia D. Tuska wobec Putina, ale tak się nie stało, bowiem wymagałoby to przyznania się do porażki. Dopiero wypadki na Ukrainie spowodowały diametralną zmianę stosunku obecnego gabinetu i mainstreamowych elit do przywódcy Rosji.

Rosja hołduje demokracji

– (…) Chcemy dialogu z Rosją, taką jaka ona jest. Brak dialogu nie służy ani Polsce, ani Rosji. Psuje interesy i reputację obu krajów na arenie międzynarodowej. Dlatego jestem przekonany, że czas na dobrą zmianę w tej kwestii właśnie nadszedł” – mówił Donald Tusk w exposé rozpoczynającym pierwszą kadencję jego rządu w 2007 r. Była to zapowiedź dialogu, w którym polski rząd będzie akceptował Rosję pod autorytarnymi rządami Putina.

Tę strategię rozwijał minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. W sprawozdaniu z relacji polityki zagranicznej za 2008 r. mówił, że w stosunkach z Rosją należy pominąć czynniki subiektywne, np. ideowe czy aksjologiczne, o ile utrudniają one wzajemne relacje w bieżących kwestiach. Jeszcze dalej posunął się w artykule w „Gazecie Wyborczej”, opublikowanym w 2009 r. z okazji 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej, w którym przekonywał: „Rosja od bez mała 20 lat idzie drogą prób modernizacyjnych i demokratyzacyjnych, które – jak mam nadzieję – uczynią z tego kraju równie wiarygodnego partnera i przyjaciela”. I dalej ocenił, że chyba nigdy „kraj ten nie hołdował wartościom demokracji i nie był tak inspirowany jej przesłaniem”. Warto mieć świadomość, że ten kraj, który ma być „przyjacielem” Polski, „hołdujący wartościom demokracji”, ledwie rok wcześniej zaatakował niepodległą Gruzję. Rząd Tuska w „polityce przyjaźni” z Putinem mógł liczyć na poparcie lewicowo-liberalnych mediów. Adam Michnik na łamach „Gazety Wyborzej” entuzjastycznie komentował uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej z udziałem Tuska i Putina, stawiając wręcz tezę, że właściwie kończą one problem rozliczeń: „Stało się coś doniosłego. Spotkanie premierów Polski i Rosji na cmentarzu katyńskim jest finałem »kłamstwa katyńskiego«, które przez lata zatruwało relacje polsko-rosyjskie”. I dalej pisał z emfazą: „Dzisiaj jednak należy powiedzieć jasno – słowa premiera Putina przynoszą nadzieję. Nadzieję na prawdę i pojednanie”.

Policzek jako dowód przyjaźni

Praktyczną realizacją „przyjacielskich” stosunków z Rosją miały być uroczystości z okazji 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej, na które do Polski przybył Putin. Jednak zamiast porozumienia w trudnych kwestiach historycznych Putin opublikował w „Gazecie Wyborczej” „List do Polaków”, w którym dowodził, że pakt Ribbentrop–Mołotow wcale nie był główną ani jedyną przyczyną wybuchu II wojny światowej i oskarżał inne państwa, w tym Polskę, o współdziałanie z Niemcami w celu zaspokojenia własnych pretensji terytorialnych. Choć te słowa były niewątpliwie policzkiem dla Polaków, nie przeszkodziły D. Tuskowi w zabieganiu o „przyjaźń” z Putinem, czego symbolem był wspólny spacer po sopockim molo, odbyty już po ogłoszeniu wspomnianego listu. Warto dodać, że reakcja polskiego szefa MSZ na opinie zawarte w liście była zdumiewająca. Minister Sikorski uznał tezy Putina za „podstawę do dyskusji”, po czym tłumaczył, że polityka historyczna Putina służy budowaniu tożsamości narodu rosyjskiego i jest skierowana do odbiorcy wewnętrznego. Równie „miękko” na list Putina zareagowały lewicowe media. Publicysta „Polityki” Marek Ostrowski ubolewał, że „zbyt powoli posuwa się pojednanie polsko-rosyjskie”, retorycznie pytając: „Może powinniśmy ze swej strony zrobić więcej?”, a o liście Putina napisał, że można go krytykować, ale „można też wyciągnąć z niego wiele zdań obiecujących na przyszłość”. Skrajnym, a raczej tragicznym przykładem zabiegania Tuska o względy Putina za wszelką cenę jest sprawa katastrofy smoleńskiej. Najpierw Donald Tusk użył swoich „przyjaznych” relacji z przywódcą Rosji do walki z ówczesnym prezydentem Lechem Kaczyńskim, uzgadniając z Putinem, że główne uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej odbędą się 7 kwietnia w Katyniu z udziałem obu premierów, ale bez prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

W efekcie prezydent udał się do Katynia 10 kwietnia, a w czasie lądowania doszło do katastrofy. A potem D. Tusk zdecydował o oddaniu śledztwa w sprawie przyczyn tragedii stronie rosyjskiej, podkreślając, że ma pełne zaufanie do Rosjan. Zapewniał, że przyjęcie za podstawę prawną śledztwa konwencji chicagowskiej „daje stronie polskiej pewność, że uzyskujemy stały, bez zakłóceń, dostęp do działań strony rosyjskiej”. Ta decyzja była jednym z największych błędów D. Tuska. Rosyjski raport MAK zawierał nieprawdziwe opinie na temat przyczyn katastrofy, a Polska nie mogła się od niego odwołać. Rosjanie nie udostępniali nam dowodów, a wręcz je zacierali. Przedstawiając w Sejmie na początku 2011 r. informację o śledztwie w sprawie katastrofy D. Tusk stwierdził, że nie chciał dopuścić, aby katastrofa smoleńska „przerodziła się także w katastrofę w relacjach pomiędzy Polską a jej sąsiadami, w tym Federacją Rosyjską”.

Ukraińskie otrzeźwienie

Stosunek obecnego rządu do Rosji zaczął się zmieniać w listopadzie ubiegłego roku, gdy prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. W reakcji rozpoczęły się protesty Ukraińców na Majdanie, a jednocześnie prezydent Rosji rozpoczął intensywne zabiegi, aby Ukraina pozostała w orbicie wpływów Rosji, m.in. obniżył cenę gazu, zniósł ograniczenia handlowe między tymi krajami i oskarżył kraje Unii Europejskiej o wywieranie nacisków na Ukrainę. Już wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze nieśmiałe głosy krytyki Putina. Na listopadowym szczycie Unii Europejskiej w Brukseli D. Tusk apelował o „realistyczną politykę UE wobec Rosji” – czyli „bez złudzeń i naiwnych założeń”. Zamordowanie przez Berkut ok. 100 protestujących na Majdanie rozpoczęło otwartą krytykę Putina przez mainstreamowych publicystów. „Agresja Rosji przeciwko Ukrainie trwa od lat. Agresja polityczna, czyli wspieranie separatystów na południu i wschodzie kraju” – dostrzegł publicysta „Gazety Wyborczej” Mirosław Czech. Co więcej, dziennikarze dotychczas wspierający rząd zaczęli wręcz krytykować D. Tuska za powściągliwość we wspieraniu Ukrainy. Jacek Żakowski komentując w „TOK FM” wypowiedź premiera, że Polska nie będzie sobie wypruwać żył za Ukrainę, stwierdził: „Mam wrażenie, że są takie momenty w historii, kiedy trzeba sobie wypruwać żyły. (…). Ale polska małostkowość, gotowość do czekania znowu bierze górę”. Przełomem w stosunku do Putina była inwazja na Krym. „Ogarnia nas gniew, kiedy obserwujemy brutalną agresję polityki wielkoruskiej w stosunku do Ukrainy” – pisał na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej” Adam Michnik. Otwarcie porównał postępowanie Putina do Hitlera i stwierdził, że agresja na Krym to „hańba dla Rosji”. Chyba najmocniej przywódcę Rosji zaatakował Jarosław Makowski, szef Instytutu Obywatelskiego – think tanku PO. Jego głos można uznać za reprezentatywny dla środowiska Platformy. Po agresji Rosji na Krym na swoim blogu napisał, że Putin „budzi przerażenie, gdyż kłamie w żywe oczy, rozmawiając ze swoimi zachodnimi partnerami. Budzi przerażenie, gdyż – jak może wielu sądzić – Putin oszalał”. Dalej dowodził: „Putin swoim aroganckim i brutalnym postępowaniem odziera zachodnie elity ze złudzeń. Takich mianowicie, że z Putinem można »robić« normalną politykę”. I postawił „kropkę nad i”, pisząc: „Rosja Putina, co dziś widzimy jak na dłoni, to zagrożenie dla międzynarodowego pokoju. Jednocześnie nie możemy mieć złudzeń, że Putin jest wiarygodnym partnerem do tego, by Rosję modernizować”. Szkoda, że trzeba było agresji na Krym, aby D. Tusk i jego otoczenie to zrozumieli. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak podkreślić, że agresja na Krym spowodowała diametralną zmianę stosunku D. Tuska do Putina. Polski premier bardzo intensywnie zabiegał o wprowadzenie przez Unię Europejską sankcji wobec Rosji i te wysiłki zakończyły się sukcesem. Nie ulega też wątpliwości, że ta aktywność polskiego premiera sprawi, iż dla Putina Polska i D. Tusk staną się śmiertelnymi wrogami – rzekoma „miłość” i „przyjaźń” przerodzą się w nienawiść.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.