Mroczny przedmiot zaufania

Franciszek Kucharczak

GN 11/2014 |

publikacja 13.03.2014 00:15

Kto nie ufa Bogu, musi ufać byle czemu.

Mroczny przedmiot zaufania rysunek franciszek kucharczak /gn

Wśród osobliwości ostatniego czasu szczególną moją uwagę zwróciła „manifa” w Warszawie, z udziałem feministek, środowiska LGBTQ (kolejne literki w przygotowaniu) i oczywiście Ryszarda Kalisza. W obronie praw kobiet toto się zebrało. Czyli w obronie nas wszystkich – bo przecież i ty możesz być kobietą (o ile już nią nie jesteś). W każdym razie zawsze masz prawo być kobietą, podobnie jak masz też prawo być mężczyzną, kozą albo rozwielitką. Czym tam zresztą chcesz, tym możesz być, bo – jak śpiewają dzieci w „równościowych przedszkolach” – „płeć nie ogranicza mnie”. Z tego zaś wynika, że – kimkolwiek jesteś – masz też prawo do aborcji. „Żądamy legalnej aborcji” to właśnie jedno z głównych haseł, przyświecających wspomnianej „manifie”. Do tego standardowe „Moje ciało, mój wybór” i nieco bardziej oryginalne: „Kobieto, Kościół to Twoje piekło”.

Jak widać, autorytet Kościoła w środowisku feministek wzrasta, skoro już i one zaczynają straszyć piekłem (bo wedle ich „teologii”, właśnie tym zajmuje się Kościół). Co prawda lokują je niezupełnie tam, gdzie ono rzeczywiście jest, ale na początek dobre i to. A było i bardziej zaawansowane religijnie hasło: „Gender, ufam tobie”.

A tak poważnie, to cała ta sprawa pokazuje rozpaczliwą mizerię, w jakiej grzęzną środowiska lewego „postępu”. Bo jakiż to przedmiot zaufania sobie ci ludzie obrali? Gender? Doprawdy – bóg na miarę możliwości. Naprawdę nie macie nic lepszego?

Naprawdę nie mają. Taka jest konsekwencja wyboru „wolności” od jakiejkolwiek siły wyższej. A że człowiek ma instynkt Boga i wynikającą z niego potrzebę znalezienia sensu życia, szukają tego sensu w działaniu na oślep. Byle działać, byle mieć poczucie, że się o coś wielkiego walczy. Prawa człowieka to przecież wielka rzecz, obrona kobiet – wielka rzecz, walka z dyskryminacją – wielka rzecz.

A właśnie że nie jest wielka. Jeśli przyjąć absurdalne założenie, że nie ma Boga (a tak zakładają zazwyczaj działacze „postępu”), to nie ma w tym żadnej wielkości. Jeśli przyjąć, że Boga nie ma albo że nie ma On znaczenia, to nie ma też wartości.

Wtedy każdy „sens” jest bezsensem, każde zaangażowanie na rzecz czegokolwiek mija się z celem. No powiedzcie, jak może być inaczej, skoro cel nie istnieje? Po co, szanowne panie (i panie Kalisz) tak się rzucacie, skoro jesteśmy tworem przypadku, bo wzięliśmy się z nicości i do nicości zmierzamy? Jeśli tak jest, to nicością jest również chwila obecna, nicością jest ten kaprys pustki, z której się, nie wiedzieć czemu i po co, wzięliśmy.

Piszę to krótko po powrocie z wyjazdowego Kursu „Alfa”. Widziałem tam, jak Bóg działa z potężną mocą, jak Duch Święty kruszy pancerze, które narosły wokół serc, jak ludzi porywa nieoczekiwana radość. Łzy wylane w sakramencie pokuty, głowy schylone przed Jezusem w Eucharystii, uzdrowienia duszy, a nieraz i ciała – oto młody Kościół, żywy i świeży jak w dniu Pięćdziesiątnicy.

A potem taki kontrast: manifa. I to „Gender, ufam tobie”. Biedaczki. Módlmy się za nie, a kto tam którą spotka, niech ją zaprosi na „Alfę”, co?

Najlepsi nadążający

Eurostat podał wyniki badań, z których wynika, że w Polsce jest najniższy w całej Unii Europejskiej wskaźnik domowej przemocy fizycznej i seksualnej. Najmniejsza w UE jest też u nas różnica między średnim wynagrodzeniem kobiet i mężczyzn. Gdy w całej UE kobiety zarabiają średnio 16,4 proc. mniej niż mężczyźni, w Polsce ta różnica wynosi ok. 2 proc. Ta wiadomość to cios dla „lewicowo wrażliwych”, którzy żyły wypruwają, aby udowodnić, że w Polsce jest pod względem sytuacji kobiet najgorzej. Bo przecież to kraj katolicki, a to znaczy, że dyskryminacja jest największa. To na podstawie takich mitów polski rząd podpisał groźną genderową Konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet oraz przemocy domowej. Polski rząd zamierza też tę konwencję czym prędzej ratyfikować, choć do tej pory zrobiła to jedynie Turcja. Widocznie nasz rząd chce za Europą nadążać nawet wtedy, gdy to my prowadzimy.

Dziecko na zamówienie

Brytyjscy naukowcy zaangażowani w technikę in vitro chcą powoływać do życia dzieci genetycznie modyfikowane z użyciem komórek rozrodczych trojga osób. Ma to służyć leczeniu chorób dziedzicznych. Jak podaje serwis HLI, polega to na tym, że po zapłodnieniu in vitro usuwa się z zygoty jądro komórkowe i umieszcza się je w drugiej komórce jajowej z usuniętym kodem DNA. Pierwszy zarodek umiera, a nowy dziedziczy geny z DNA pary rodziców i DNA mitochondrialne dawczyni komórki jajowej. Projekt jest na etapie konsultacji społecznych, a wnioskodawcy liczą, że wejdzie w życie jeszcze w tym roku. Tak więc zbliża się chwila, w której będą się rodziły dzieci z wątpliwym zdrowiem, ale za to niewątpliwie z trojgiem rodziców. No to mamy kolejne „dobrodziejstwo” in vitro.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.