Znikające przykazanie

GN 14/2014 |

publikacja 03.04.2014 00:15

Kto się pochyla nad niewiernością, niech sprawdzi, czy nie wypina się na wierność.

Znikające przykazanie rysunek franciszek kucharczak /gn

Chyba mamy już dziewięć przykazań. „Nie cudzołóż” wypadło, bo dziś, w dobie powszechnej empatii, sympatii i tolerancji, nikt nie cudzołoży. Już nie ma cudzołożników, są – w najgorszym razie – „rozwodnicy”. I co z tego, że pojęcie to mieści zarówno tych, którzy mimo niewierności małżonka trwają wierni złożonemu ślubowi, jak i tych, którzy złamali dane słowo i zawarli ponowne związki? To nawet lepiej – mając w jednym worku tych, co nie odcięli sobie drogi do sakramentów i tych, którzy to zrobili, łatwiej domagać się Komunii dla tych drugich.

I to się właśnie dzieje. Jesteśmy świadkami dyskusji o możliwości dopuszczenia do Komunii cudzołożników (jednak zostanę przy tej terminologii). W podsuwaniu takich pomysłów przoduje środowisko niemieckie, bo tam mają dużo takich „rozwodników”, więc ktoś wymyślił, że dopuszczenie ich do Komunii załatwi sprawę. 
Ale co to za argument? Czy duża liczba tych, co zbłądzili błąd czyni cnotą? Nie dlatego Kościół twardo opowiada się za dozgonną wiernością małżonków, że taki jest kaprys biskupów, tylko dlatego, że Jezus całkiem jasno powiedział, że tak właśnie ma być. A to znaczy, że właśnie to służy człowiekowi i żaden nacisk opinii publicznej ani teologiczna ekwilibrystyka tego nie zmienią.


Wielu małżonków, świadomych swojej słabości (więc ja z żoną też), od początku podjęło postanowienie, że o rozwodzie między nimi mowy nie będzie nawet w żartach. Bo wiemy, jak zabójczo działa pokusa. Małżonkowie muszą rozwód wykluczyć definitywnie – choćby całe piekło miało im się zwalić na głowy: nie! 
Nie chodzi o potępianie ludzi, którzy okazali się słabsi od zasad, które wyznają. Ci ludzie nieraz naprawdę cierpią, a Bóg szuka dla nich wyjścia. Ale sugestie o Komunii dla osób, które obiektywnie trwają w grzechu są, moim zdaniem, komunikatem: Ach, cóż, złamanie przysięgi małżeńskiej to nic takiego. Jeśli to zrobicie, już my zadbamy, żeby wasze nowe stadło praktycznie niczym się nie różniło od sakramentalnego małżeństwa.


I w ten oto sposób, w obliczu szalejącego genderyzmu, zamiast skupić się na umocnieniu małżeństw i rodzin, zajmujemy się umacnianiem małżeńskich i rodzinnych nieprawidłowości. Utrzymuje to żyjących w ponownych związkach w złudzeniu, że nie muszą niczego zmieniać, a w sakramentalnych małżonkach wzmaga głos pokusy, że wierność to przeżytek.


Oczywiście nie będzie Komunii dla cudzołożników. Bóg nie dopuści, aby Kościół w tak ważnej rzeczy zbłądził, podobnie jak nie dopuścił do akceptacji antykoncepcji. Świadectwem tego jest konsekwentne stanowisko prefekta Kongregacji Nauki Wiary, kard. Gerharda Müllera, który mocą swojego urzędu powtarza, że kwestię nierozerwalności małżeństwa określił Jezus i jakakolwiek zmiana w tym zakresie nie leży w kompetencjach Kościoła. 


Śmiem jednak twierdzić, że już samo publiczne kombinowanie nad otwarciem tego, co Jezus jednoznacznie zamknął, osłabia wiarę. Przeciętny człowiek nie będzie się zastanawiał nad „niuansami”. Dla niego komunikat z tego płynie prosty: Ewangelia swoje, życie swoje. I kto będzie potem sprzątał?


Normalność walczy


Kolejni samorządowcy sprzeciwiają się genderowej propagandzie. 27 marca odpowiednie stanowisko przyjęła Rada Powiatu Wodzisławskiego. Apeluje w nim do instytucji, stowarzyszeń, rodziców i pedagogów o przeciwstawienie się ideologii gender. Radni zauważają, że ideologia ta uznaje płeć „za konstrukcję społeczną i kulturową” i „narzuca absurdalne modele wychowania, rodziny, szkoły”. Ostrzegają, że „w przedszkolach i szkołach usiłuje się do realizowanych programów i projektów edukacyjnych wprowadzać treści z niej wynikające”. Apelują także o sprzeciw wobec gender do Sejmiku Województwa Śląskiego, który we wstępnym projekcie Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2014–2020 też ma odwołania do gender. Gratulujemy Wodzisławowi Śląskiemu, o następnych takich inicjatywach poinformujemy.

Szkoły bez gender


…Zresztą już informujemy. W podwarszawskiej Zielonce ruszyła kampania „Szkoła Przyjazna Rodzinie”. Polega na przyznawaniu szkołom certyfikatu o takiej nazwie. Jest to dla rodziców komunikat, że w tej placówce ich dzieciom nie zagraża m.in. propaganda, kwestionująca tak podstawowe prawdy jak ta, iż małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety. W dniu otwarcia pilotażowego programu w Zielonce certyfikat otrzymało 20 szkół (!) z powiatu wołomińskiego. Spowodowało to wybuch histerii w „Gazecie Wyborczej”, zaś minister edukacji Kluzik-Rostkowska natychmiast zleciła mazowieckiemu kuratorowi kontrolę zasad, na jakich dyrektorzy podpisywali deklaracje. Dzięki temu sprawa stała się znana i już zgłaszają się następne szkoły. Akcję koordynuje Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny. Więc już wiecie, gdzie zgłosić udział.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.