Emisariusz prawdy

Piotr Legutko

GN 16/2014 |

publikacja 17.04.2014 00:15

Sto lat temu urodził się Jan Karski, człowiek, który mógł zmienić losy świata.

Nauka, jaką dla potomnych zostawił Jan Karski, jest i dziś bardzo aktualna: Polacy muszą liczyć na siebie, bo sprawa polska w polityce wielkich mocarstw zawsze miała trzeciorzędne znaczenie Jerzy Gumowski /FOTONOVA/east news Nauka, jaką dla potomnych zostawił Jan Karski, jest i dziś bardzo aktualna: Polacy muszą liczyć na siebie, bo sprawa polska w polityce wielkich mocarstw zawsze miała trzeciorzędne znaczenie

Stałoby się tak, gdyby najbardziej wpływowi politycy na Zachodzie inaczej potraktowali raport o zagładzie Żydów, który najsłynniejszy emisariusz państwa podziemnego przywiózł z okupowanej Polski. Jan Karski (właściwie Kozielewski, ale okupacyjnego pseudonimu używał do końca życia), zbierając materiał na ten temat, dwukrotnie przedostał się do warszawskiego getta, a także do obozu przejściowego w Izbicy. Swoją rozmowę z przywódcami Bundu opisał w wydanej w USA książce „Tajne państwo”. Mieli oni już w 1942 r. świadomość, że miliony Żydów skazanych jest na zagładę. Mówili Karskiemu: „Ani polskie, ani tym bardziej żydowskie podziemie nie jest w stanie temu zapobiec. Cała odpowiedzialność spoczywa na potężnych aliantach. Niech żaden przedstawiciel w Lidze Narodów nie śmie się tłumaczyć, że nie wiedział, co się tu dzieje! Rzeczywista pomoc Żydom może nadejść tylko z zewnątrz! To miałem przekazać wolnemu światu”. I przekazał.

Jak wyrzut sumienia

Mikrofilm z raportem ukryty był w zwyczajnym kluczu do mieszkania. Emisariusz polskiego rządu dotarł z nim do Paryża. Stamtąd klucz trafił do Londynu. Z jego zawartością późną jesienią 1942 r. zapoznał się minister Anthony Eden, potem inni politycy i media. Karskiemu nie pozwolono spotkać się jedynie z Churchillem. Dotarł za to latem 1943 r. do samego prezydenta Roosevelta. Wszyscy mówili to samo: „Nic nie możemy zrobić”. Niby nie kwestionowano rzetelności dostarczonych przez polskiego kuriera informacji, ale prawdziwy do nich stosunek oddają słowa ówczesnego przewodniczącego Sądu Najwyższego USA, też Żyda: „Wiem, że pan nie kłamie, ale nie mogę uwierzyć w to, co pan mówi. To przechodzi ludzką wyobraźnię”. Karski do dziś jest dla Zachodu wielkim wyrzutem sumienia. Jego świadectwo wciąż powraca w książkach i filmach. Prowokuje pytanie, czy alianci mogli coś więcej zrobić dla uratowania Żydów. Jak bardzo jest ono bolesne, świadczy burza wokół książki Yannica Haenela „Jan Karski”, wydanej już po jego śmierci (zmarł w 2000 r.). W tej fabularyzowanej biografii narrator – sam Karski – nie może się pogodzić, że alianci uczynili sobie z Polski kozła ofiarnego, okrywając ją niesławą, zarzucając Polakom antysemityzm. „Dzięki temu wydaje im się, że są oczyszczeni z zarzutów, oni, którzy w ten czy inny sposób kolaborowali z nazistami. Ale przychodzi taki moment, gdy udawany szacunek nie jest w stanie maskować nikczemności, na której się opiera, wtedy kozioł ofiarny przemawia i hańba, którą go okryto, rozlewa się na innych” – oskarża (ustami swojego bohatera) Haenel.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.