Pierwsza kobieta misjonarka

s. Daria Klich OSU

publikacja 30.04.2014 09:33

3 kwietnia 2014 roku Ojciec Święty Franciszek podpisał dekret, którym ogłosił Marię od Wcielenia świętą. 30 kwietnia, w rocznicę przejścia do nieba, przypada jej wspomnienie.

Pierwsza kobieta misjonarka Święta Maria od Wcielenia (1599-1672) - kobieta o heroicznej wierze, mistyczka i misjonarka

Wielka Urszulanka została wpisana do katalogu świętych na mocy tzw. kanonizacji równoważnej. Ten akt papieski jest ostatecznym orzeczeniem jej świętości. Kult Marii od Wcielenia obowiązuje w całym Kościele. Przez kanonizację równoważną papież potwierdza kult, który już istnieje, dlatego nie będzie uroczystej celebracji w Bazylice św. Piotra.

Kim była Maria od Wcielenia?

Maria Guyart – znana w historii jako Maria od Wcielenia (fr. Marie de l'Incarnation) urodziła się 28 października 1599 roku we Francji w Tours nad Loarą, w średniozamożnej rodzinie mieszczańskiej, jako czwarte spomiędzy ośmiorga dzieci. Jej rodzice: Florian Guyart, właściciel piekarni i Joanna Michelet, byli ludźmi głębokiej wiary i pobożności. Maria była dzieckiem niezwykle zdolnym. Potrafiła zapamiętać i wygłosić całe kazania usłyszane w Kościele. Nikt wtedy nie przypuszczał, że stanie się jedną z największych mistyczek XVII wieku i pierwszą kobietą misjonarką. Wykształcenie otrzymane w parafialnej szkółce było elementarne, ale wiele korzystała z kazań. Stały się dla niej okazją słuchania Słowa Bożego, którego specjalny dar rozumienia posiadała później. Według jej osobistych wspomnień, nauczyła się od swej własnej matki rozmawiać o wszystkim z Bogiem.

Wszystko zaczęło się od snu, gdy Maria miała około 7 lat. Podczas gdy bawiła się z koleżanką, ukazał się jej Chrystus „najpiękniejszy z Synów ludzkich” i zapytał: „czy chcesz być moją?”. Odpowiedziała: „tak”. To był tylko sen, ale naznaczył głęboko życie Marii. Odtąd jej skłonność ku dobru i pragnienie Boga wzrastało nieustannie, dlatego około 15 roku życia myślała już o życiu zakonnym. Ale kiedy powiedziała o tym rodzicom, ci sądzili, że ich córka jest zbyt wesoła i skłonna do śmiechu, by pójść do klasztoru. Zresztą państwo Guyart, zgodnie ze zwyczajem epoki, wybrali już dla niej męża w osobie Klaudiusza Martin, właściciela przędzalni jedwabiu. Maria pozwoliła się ślepo prowadzić Opatrzności i wyszła za mąż. Wkrótce urodził im się syn, któremu po ojcu nadano imię Klaudiusz. Po dwóch latach małżeństwa jej mąż zmarł, właśnie gdy jego przedsiębiorstwo stało na skraju bankructwa.

Maria nie miała jeszcze 20 lat, a była wdową z sześciomiesięcznym synkiem, obarczoną likwidacją upadłego przedsiębiorstwa; po ludzku jej życie legło w gruzach, gdy Pan Bóg zaprosił ją na drogę mistyczną. Dnia 24 marca 1620 roku w wigilię Święta Zwiastowania, zaprzątnięta codziennymi sprawami, modliła się według swego zwyczaju słowami psalmu, który był wyryty w jej sercu: „Panie do Ciebie się uciekam, niech nigdy nie doznam zawodu”. Wtedy została na ulicy zaskoczona nagłym nawiedzeniem Bożym. Zobaczyła siebie całą zanurzoną we krwi Chrystusa, a Bóg dał jej poznać, czym jest grzech. Było to czysto intelektualne poznanie, że Bóg jest oceanem czystości, nieznoszącym najmniejszej odrobiny brudu, wyrzucającym go na brzeg. Kiedy Maria ocknęła się, zauważyła, że stoi tuż obok kaplicy cystersów. Weszła natychmiast, aby się wyspowiadać. Ten dzień nazwała potem dniem swego nawrócenia. Od tej chwili otrzymała dar kontemplacji – bezustannego obcowania z Chrystusem, z którym omawiała wszystkie bieżące sprawy, równocześnie załatwiając je z ludźmi.

Maria powróciła do swego ojca i nie chciała słyszeć o powtórnym małżeństwie. Złożyła ślub czystości i ubóstwa – oddała się Bogu bez zastrzeżeń. Pracowała jako hafciarka. W 1621 roku jej siostra Klaudia i szwagier Paweł Buisson poprosili ją o pomoc w ich przedsiębiorstwie. Prowadzili wielką firmę transportową – lądową, a może przede wszystkim wodną na Loarze, która wysyłała 360 statków rocznie. Maria przez dziesięć lat mieszkała w ich domu, przejmując stopniowo kierownictwo firmy. W wirze interesów, nieustannie przebywając w towarzystwie woźniców, przewoźników i tragarzy, prowadziła równocześnie życie surowej pokuty i trwała w nieustannym zjednoczeniu z Bogiem. Stała się katechetką innych pracowników, ich infirmerką, ich sumieniem. Wywierała na nich ogromny wpływ moralny. Jako kobieta biznesu miała sposobność okazywać takt i zdolności dyplomatyczne oraz rozwinąć sztukę negocjacji i wprowadzania pokoju.

To właśnie w tym czasie – między 20 a 30 rokiem życia – napełnionym obowiązkami bardzo angażującymi, Maria przeżyła chwile największego zjednoczenia z Bogiem. Doświadczyła, że Bóg jest miłością i jej towarzyszy. Wielkie nastawienie na Boga nie uwalniało Marii od bolesnych ciemności, które następowały po łaskach intensywnego światła, ponieważ Pan Bóg oczyszczał jej duszę z najmniejszej niedoskonałości. Złożyła ślub posłuszeństwa swemu spowiednikowi oraz siostrze i szwagrowi, którzy nic o tym ślubie nie wiedzieli. W tym czasie doznała szeregu łask mistycznych włącznie z mistycznymi zaślubinami z Chrystusem.

Po kilku latach odżyło jej dawne pragnienie wstąpienia do zakonu. Maria przeżywała prawdziwe tortury wewnętrzne, niepewna, czy ma prawo pozostawić syna Klaudiusza pod opieką swej siostry. Spowiednik i biskup Tours oraz przełożeni zakonni zapewniali jednak, że jej powołanie zakonne jest autentycznym wezwaniem Bożym. Wreszcie w 1631 roku zdecydowała się ostatecznie: poprosiła swoją siostrę o opiekę nad dwunastoletnim Klaudiuszem i wstąpiła do urszulanek, które w 1622 roku osiedliły się w Tours. Opuszczenie syna było dla niej nad wyraz bolesne, prawdziwie “abrahamowa ofiara”, ale wierzyła, że Bóg wymaga od niej całkowitego zawierzenia Jego Opatrzności. Była to walka miedzy dwoma światłami – tym z rozumowania naturalnego, ludzkiego, i tym nadprzyrodzonym, z daru Ducha Świętego. Bóg dawał jej siły i pewność wewnętrzną, że zaopiekuje się chłopcem.

Maria Martin przybrała w klasztorze imię Marii od Wcielenia. Urszulanki wybrała z kilku powodów. Był to zakon równocześnie kontemplacyjny i czynny. Siostry kilka razy dziennie śpiewały oficjum oraz prowadziły szkołę pensjonatową, zajmowały się wychowaniem i nauczaniem dziewcząt. Wstąpiła więc do urszulanek z powodów apostolskich, ale od początku przeczuwała, że ten klasztor jest tylko miejscem przejściowym, że Bóg przewidział dla niej coś innego, chociaż w głębi serca odrzucała tę myśl, bo według normalnego przebiegu rzeczy miała pozostać w tym klasztorze aż do śmierci. W Boże Narodzenie 1633 roku, gdy Maria ukończyła nowicjat i złożyła profesję, kolejny proroczy sen nadał nową orientację całemu jej życiu: zobaczyła nieznany sobie kraj – rozległy, górzysty, pokryty lasami i gęstą mgłą. Na szczycie wystającej ponad mgłą góry, na wierzchołku kamiennej kapliczki siedziała Matka Boża z małym Jezusem na kolanach i rozmawiała z Nim o Marii, która poznała, że jej los nierozdzielnie związany będzie z tym krajem. Wydawał się jej równie godny litości jak przerażający. Dowiedziała się także, że krajem, do którego ma się udać, by „zbudować dom dla Jezusa i Maryi”, jest Kanada, gdzie od 1632 roku duchową opiekę roztaczali jezuici jako jedyni misjonarze. Chociaż ciałem przebywała w klasztorze, Maria duchem przebiegała cały świat, aby towarzyszyć pracownikom Ewangelii. Pisała w swojej autobiografii: „Czułam się zjednoczona z nimi, ponieważ spalali się dla interesów mojego Boskiego Oblubieńca, aby zbawiać dusze i wydawało mi się, że to samo robię. (…) Duch Jezusa przenosił mnie do Indii, do Japonii, do Ameryki, na Wschód i na Zachód, do regionów ziemi w Kanadzie, do Huronów i do całej zamieszkałej ziemi, gdzie tylko żyły dusze rozumne. Pragnęłam pozyskać je dla Jezusa Chrystusa”.

Dzięki zbiegowi okoliczności, niezależnemu całkowicie od niej, w 1639 roku pojawiła się konkretna możliwość podjęcia fundacji klasztoru urszulanek w Nowej Francji; Maria poświęciła się temu bez reszty, pozostawiając we Francji swego dorosłego, dwudziestoletniego syna. Dnia 1 sierpnia 1639 roku trzy urszulanki misjonarki – dwie z Tours i jedna z Paryża w końcu przybyły do Québec w Kanadzie po trzech miesiącach podróży przez ocean.

Miasto Québec było założone w 1633 roku, ale w sześć lat później kolonia była jeszcze nieuformowana. Osada, składająca się jedynie z fortu oraz kilku domów z kamienia i chat z drzewa, liczyła zaledwie 250 osadników francuskich. Wokół rozpościerał się nieprzebyty kraj gór i lasów, gdzie Huroni, Irokezi, Algokingowie, Montanowie i inne plemiona indiańskie żyły z polowania, rybołówstwa i we wzajemnych wojnach. Maria od Wcielenia, jako pierwsza na świecie kobieta misjonarka przybyła tu w 40 roku życia, aby pozostać przez ponad trzydzieści lat, aż do swej śmierci. Pragnęła, zgodnie z charakterem swego powołania, wziąć udział w ewangelizacji Indian. Pisała: „Słuszne jest, aby mój Oblubieniec był Panem; jestem wystarczająco przygotowana, aby uczyć wszystkie narody; daj mi głos tak donośny, aby usłyszano na krańcach ziemi, że mój Boski Oblubieniec jest godzien rządzić i być kochanym przez wszystkie serca”.

Wszystko musiała zaczynać od podstaw. Początkowo zarówno siostry jak i pensjonarki, to znaczy francuskie i indiańskie dziewczęta, które powierzano im na wychowanie, zamieszkały w dwuizbowym pomieszczeniu z piętrowymi łóżkami, służącym równocześnie za sypialnię i refektarz, oratorium i klasy szkolne. Maria od Wcielenia rozpoczęła budowę klasztoru, sprowadziła z Francji materiały budowlane oraz robotników, których zaangażowała na trzy lata. Kiedy klasztor już powstał nakładem olbrzymich wysiłków i wielkich kosztów, spłonął doszczętnie w nocy 31 grudnia 1650 roku.

Opierając się namowom sióstr z Francji, by urszulanki opuściły Kanadę, Maria od Wcielenia, mocna wewnętrzną pewnością, kontynuowała odbudowę, doświadczając wtedy szczególnej opieki i obecności Matki Bożej: „Gdy tylko rozpoczęłyśmy budowę, poczułam wyraźnie jej pomoc i to w sposób zupełnie niezwykły. (…) ciągle czułam jej obecność. Nie widziałam jej, ale towarzyszyła mi wszędzie, gdzie szłam na budowie, od chwili gdy zaczęto usuwać zgliszcza, aż do wykończenia klasztoru. Przechodząc z miejsca na miejsce, rozmawiałam z Nią mówiąc: Chodźmy, Matko Boża, chodźmy zobaczyć, co robią robotnicy. Zależnie od okoliczności biegałam w górę i w dół po rusztowaniach bez lęku, rozmawiając z Nią w ten sposób”.

Maria od Wcielenia była w Kanadzie przełożoną przez trzy sześcioletnie kadencje; w przerwach między nimi pełniła funkcję mistrzyni nowicjatu i ekonomki. Była wybitną wychowawczynią i nauczycielką. Prowadziła szkołę dla dziewcząt i wywierała wpływ zarówno na francuskich osadników jak i na Indian, stając się wszystkim dla wszystkich w nowo powstającej kolonii. Aby nauczać katechizmu dziewczynki i kobiety indiańskie, Maria od Wcielenia uczyła się języków indiańskich (Montanów, Algonkinów, Huronów, Irokezów). Opracowywała w tych językach katechizmy, historię biblijną, modlitewniki, słowniki. Autorytet czarnych sukien, jak nazywano urszulanki, a zwłaszcza przełożonej, Marii od Wcielenia, wzrósł już do tego stopnia, że przychodzili do niej nie tylko nowo przybywający do Kanady jezuici, prosząc o rady i wskazówki, ale odjeżdżający do Francji, aby się z nią pożegnać. Przychodzili także naczelnicy szczepów, w pióropuszach na głowie, aby przed udaniem się na łowy lub na wojnę prosić o błogosławieństwo i modlitwy. Kiedyś przybył cały szczep Attikameków po pouczenie w wierze.

Większość plemion Indian było nomadami. Najliczniejsi chrześcijanie rekrutowali się spośród osiadłych bliżej Québec Algokingów, natomiast bezustannym wieloletnim zagrożeniem dla kolonii były najazdy Irokezów. Zniszczyli oni doszczętnie placówki misyjne jezuitów. Śmierć męczeńską wśród tortur poniosło z ich rąk ośmiu ojców. W 1649 roku (10 lat po przybyciu urszulanek do Kanady) plemię Huronów, najbardziej podatne na przyjęcie chrześcijaństwa, zostało ostatecznie rozbite. Wydawało się, że ewangelizacja Ameryki legła w gruzach. Następnie Irokezi zaczęli atakować osiedla francuskie. W 1652 roku zadali straszliwy cios miastu Trois-Rivières, zabijając gubernatora i najznakomitszych mieszkańców, co wznieciło panikę wśród francuskiej ludności Québec. Maria od Wcielenia, która obiektywnie oceniała wydarzenia, była zmuszona przyznać w 1653 roku: „Widzę sprawy tego kraju w tak opłakanym stanie, iż można by sądzić, że to jego ostatnie chwile. Podjęto już projekt, aby wszystkiego zaniechać i wezwać okręty z Francji dla ocalenia tych, którzy nie wpadną do tego czasu w ręce naszych nieprzyjaciół”. Sytuacja musiała więc być naprawdę beznadziejna. Wówczas to Maria oddała się Bogu na ofiarę: złożyła siebie jako „całopalną hostię dla Bożego Majestatu, aby być strawioną za ten nieszczęsny kraj, w taki sposób, w jaki Bogu się spodoba”. Myśl o tym nasunęła się jej w czasie rekolekcji rocznych (22.V-1.VI 1653 roku), Indianie bowiem, według określenia Marii od Wcielenia, byli jej „największym skarbem, jej braćmi i siostrami, których kochała więcej niż własne życie i wszystkie dobra, jakie są pod niebem”. Odpowiedź była natychmiastowa. Francja zapowiedziała wysłać do Kanady większe oddziały wojska. Irokezi natomiast postanowili rozpocząć negocjacje pokojowe. Był to wprawdzie tylko czteroletni rozejm, ale pozwolił on krajowi przeżyć, rozrosnąć się i umocnić swe siły. W 1666 roku znów doszło do prawdziwego oblężenia miasta Québec. Siostry musiały wycofać się do jezuitów, a klasztor urszulanek zamieniono na twierdzę, której broniło 80 osób. Maria od Wcielenia nie opuściła budynku. Czuwała nad wszystkim, przygotowując dla żołnierzy i służby zarówno posiłki jak i zapasy amunicji. Groźba Irokezów ustała dopiero po kilku latach.

Maria od Wcielenia była osobowością niezwykle bogatą. Na niej spoczywał obowiązek olbrzymiej korespondencji z Francją. Jest autorką wyjątkowo ciekawych pism, listów i relacji. Jej bardzo liczne listy stanowią ważne dokumenty dla dziejów Kanady, są cennym świadectwem życia kolonii francuskiej w XVII wieku w Nowej Francji. Ponadto jej syn, Klaudiusz, prosił matkę o wskazówki dotyczące życia wewnętrznego, a także o napisanie swej autobiografii. Wymiana duchowa z synem była nieustanna i tym bliższa, im bardziej młody benedyktyn postępował w życiu wewnętrznym. Pisała do niego w 1655 roku:

„Pytasz mnie, czy się jeszcze kiedyś zobaczymy? Nie wiem tego i Bóg, który jest tak dobry, niech będzie w tym uwielbiony. Chciałabym tego nie mniej niż ty, ale nie chcę niczego chcieć, jak tylko w Bogu i dla Boga. Straćmy naszą wolę dla Jego miłości. Widzę cię ze mną na oficjum Matutinum każdego wieczoru, bo jesteśmy w chórze aż do 8.30. Wydaje mi się, że znajdujemy się razem i śpiewamy chwałę Bogu. Trwajmy w Jezusie i będziemy widzieć siebie w Nim”.

Coraz bardziej byli zjednoczeni. Maria myślała o swoim zbawieniu tak samo, jak o zbawieniu duszy swego syna. „Jeżeli moje małe prace podobają się Bogu – są one tak samo moje jak i Twoje. Święte Serce Jezusa jest między moim sercem i twoim, ponieważ to z Nim załatwiam wszystko, co Ciebie dotyczy i to, co mnie dotyczy. Czynię tylko jedną sprawę z Twojej i mojej – albo by lepiej powiedzieć, czynię tylko jedną hostię, która spala się w ogniu, który płonie na Bożym ołtarzu”.

Pod koniec swego życia na ponawiane prośby i zapytania Klaudiusza dotyczące życia duchowego i modlitwy Maria od Wcielenia napisała: „Trudno byłoby mi zdać sprawę z mojej modlitwy, ponieważ to, co Bóg mi daje, jest tak proste, że w dwóch lub trzech słowach wszystko powiem. Nie mogę nic robić w mojej modlitwie, jak tylko mówić w moim wnętrzu oddychając: mój Boże, mój Boże, mój wielki Boże, moje życie, moja chwało. Dziś tak właśnie oddycham; moja dusza doświadcza przy tym pełni znaczenia tych słów. To, co robię w czasie modlitwy, robię przez cały dzień, gdy się kładę, gdy wstaję i wszędzie…”.

Pisma duchowe, redagowane na polecenie spowiednika, korespondencja z synem i napisana dla niego autobiografia stanowią podstawowe źródła dotyczące życia Marii od Wcielenia. Pisma te są arcydziełem literatury mistycznej wszystkich czasów, a ich autorka, Maria od Wcielenia, zaliczana jest do największych mistyczek Kościoła katolickiego. Nazywana bywa Teresą Nowej Francji oraz uznana za matkę i patronkę Kanady. Klaudiusz Martin zaś został pierwszym biografem swej matki. Opublikował też jej pisma wkrótce po jej śmierci z własnym komentarzem w kilku grubych tomach. W 1876 roku dzieła Urszulanki oraz jej biografię opublikował o. P. Fr Richaudeau z Blois, starając się równocześnie o jej proces beatyfikacyjny. W XX wieku pisma Marii od Wcielenia wydali też benedyktyni z Solesmes – Dom Jamet i Dom Oury.

Ogólnie, w zewnętrznym wyglądzie i w sposobie bycia Maria od Wcielenia z pozoru nie miała w sobie nic z mistyczki. Była osobą aktywną, przedsiębiorczą, dobrze orientującą się w interesach, wymowną i radosnego usposobienia, bardzo dowcipną, z którą miło się rozmawiało. Wyznaje, że lubiła podobać się innym i wszystkich uszczęśliwiać. Przyjemność sprawiało jej kochać i być kochaną. Wydawała się osobą o szczęśliwym usposobieniu, która w swym życiu niewiele cierpiała.

A przecież...

Talenty, jakie otrzymała, dotyczyły zarówno dziedziny natury i dziedziny łaski. W podziwu godny sposób gospodarowała tymi talentami. Wielkość jej łask równała się wielkości jej cierpień, a wielkość jej świateł wielkości ciemności, przez które musiała przejść z heroizmem nagiej wiary i z wielkoduszną gotowością, od czasu gdy jako 7 letnia dziewczynka odpowiedziała Panu Jezusowi „Tak”. Była najpierw młodą dziewczyną, rozeznającą Boży plan względem niej, potem małżonką, matką syna, młodą wdową samotnie wychowującą dziecko, poznała niepokoje i trudności w wychowaniu syna, którego musiała powierzyć innym, sprawowała autorytet na wiele sposobów. Była szarpana przez wezwania po ludzku sprzeczne. Była kobietą biznesu i musiała stawiać czoła sytuacjom przytłaczającym. Poznała życie zakonne klauzurowe i nauczanie, wychowanie w urszulańskiej szkole. Pierwsza kobieta misjonarka. Doświadczyła radości i trudów emigracji oraz adaptacji w kraju zupełnie innym, gdzie kultura tubylców była bardzo prymitywna. Doświadczyła choroby i przykrego starzenia się. We wszystkim tym żyła intensywnym życiem wewnętrznym i zapałem apostolskim. Odznaczała się heroiczną wiarą. Mistyczna zażyłość z Bogiem stała się w niej czymś jednym z życiem apostolskim i duchem służenia, który zawsze przenikał całe jej istnienie.

Zmarła 30 kwietnia 1672 roku, w 72 roku życia. Do końca przytomna, na dwie godziny przed śmiercią prosiła o przyprowadzenie do siebie Indianek, aby je mogła pożegnać i ostatni raz pobłogosławić. Papież Jan Paweł II wyniósł ją do grona błogosławionych dnia 22 czerwca 1980 roku, natomiast 3 kwietnia 2014 roku papież Franciszek włączył ją w poczet świętych. Jej święto obchodzimy 30 kwietnia.

W czasie beatyfikacji Marii od Wcielenia w 1980, Papież Jan Paweł II ukazując ją jako wzór dla urszulanek powiedział: „Mistrzyni życia duchowego i promotorka dzieła ewangelizacji, Maria od Wcielenia, łączy w sobie kontemplację i czyn w zdumiewającej harmonii. Zrealizowała w pełni powołanie kobiety chrześcijańskiej i to z rzadką równowagą, w różnych jej stanach życia. Małżonka, matka, utalentowana dyrektorka przedsiębiorstwa, zakonnica, misjonarka, zawsze w wierności Chrystusowi, zawsze w ścisłym zjednoczeniu z Bogiem. (…) W ciągu swego długiego życia Maria od Wcielenia wykazała, że nie istnieje opozycja między kontemplacją Boga i aktywnością apostolską, ale przeciwnie, ta ostatnia staję się płodna dzięki tej pierwszej”.