O co chodzi?

ks. Włodzimierz Lewandowski

Trzy informacje o Kościele. Wszystkie oczywiście przedstawiające Kościół w negatywnym świetle. Nic nowego, prawda?

O co chodzi?

Popularny serwis porównujący ceny i oferty wczasów w znanych kurortach. Z wiadomego powodu wpisałem jedno słowo. Liberia. Kilkadziesiąt ofert różnych biur podróży. Oceny w większości na poziomie świetne. Ceny chyba niezbyt wygórowane. Ludzie jeżdżą, odpoczywają wracają. Mimo paniki w mediach. Zawsze tak było. Wystarczy przypomnieć nie tak odległe w czasie wydarzenia z Egiptu.

Od kilku dni polskie media żyją powrotem z tamtej części świata kilku wolontariuszy. Wszystko zaczęło się od alarmu. Inspektor sanitarny rzekomo o niczym nie wiedział. Tymczasem – jak sam przyznał – wiedział. Podobnie jak odpowiednie służby wiedziały o powrocie. Oczywiście żadnego sprostowania. W chwili, gdy piszę te słowa media głównego nurtu nie opublikowały jeszcze oświadczenia organizatora wyjazdu, ks. Jerzego Babiaka, prezesa Salezjańskiego Wolontariatu misyjnego. Bo i po co to robić? Trochę jak w starym peerelowskim kawale. „Panie poruczniku, fakty wskazują na coś innego. Szeregowy Kowalski, tym gorzej dla faktów.”

Podglądałem czym interesują się użytkownicy Twittera i z przykrością zauważyłem, że zainteresowanie papieską pielgrzymką do Korei niewielkie, albo i nawet prawie żadne. A jak na świecie? Po wpisaniu hashtagu: #PapaCorea zobaczyłem kilkaset wpisów z całego świata. Redakcje, stacje telewizyjne, organizacje, osoby prywatne. Co chwila kolejna informacja, wywiad, relacja z oczekiwania. Ani jednej w języku polskim. Bo i po co to robić? Żadnego protestu grup LGTB, żadnego zamachu, konferencji na pokładzie samolotu też jeszcze nie było. Więc nie ma kogo pokazać, nie ma z czego wyciąć kilku zdań, nic nie wpisuje się w tak zwaną kliszę relacji o Kościele.

A sposób na mówienie jest jeden. Ktoś podzielił się przed kilkoma dniami spostrzeżeniem. Wiadomości w jednej ze stacji telewizyjnych. Trzy informacje o Kościele. Wszystkie oczywiście przedstawiające Kościół w negatywnym świetle. Nic nowego, prawda?

Podsumowując. Jeśli chodzi o panikę. Moja wychowawczyni z podstawówki (wyedukowany jeszcze przed II wojną pedagog), ostrzegała nas na godzinach wychowawczych opowieścią z lat 1945-50. W gronie jej koleżanek i kolegów często straszono się niewybuchami. Uważaj, krzyczano co chwila, najczęściej dla żartu. Niestety, za którymś razem ostrzeżenie żartem nie było. Co z tego, skoro ostrzegany potraktował je jako kolejny żart.

Jeśli chodzi o zestaw informacji. Właściciel stacji powinien już wiedzieć dlaczego na kolejny rok nie przedłużyłem umowy. Zresztą chyba nie byłem jedyny. Cóż, mogę przebaczyć, gdy plują mi w twarz. Ale płacił za to nie będę.