Duchowy reset

Weronika Pomierna

GN 34/2014 |

publikacja 21.08.2014 00:15

Spróbowali, zobaczyli, że działa i teraz wracają jak bumerang. Świeccy, którzy zamykają się w klasztorach, nie robią wbrew pozorom nic radykalnego. Wykorzystują sprawdzone narzędzia dostępne w Kościele od wieków.

Duchowy reset Henryk Przondziono /Foto Gość Dzięki temu, że mamy z siostrami taki bliski, czasem nawet codzienny kontakt, czujemy się, jakbyśmy regularnie jeździli na rekolekcje - mówią Dorota Chotecka i Radosław Pazura

Gdy modelka Ania Golędzinowska postanowiła po swoim nawróceniu spędzić trochę czasu w klasztorze, znajomi pewnie myśleli, że zwariowała. Miała przecież sławę i pieniądze. Ania wiedziała jednak, że po tym, jak postanowiła iść zdecydowanie za Jezusem, potrzebuje czasu, żeby poskładać wszystko na nowo. Czasu na reset.

Oryginalna ładowarka

Na początku wcale nie było łatwo. Przyzwyczajona do pani sprzątaczki, prywatnych samolotów i jedzenia w restauracji 3 razy dziennie, teraz musiała dostosować się do rytmu dnia, w którym był punkt „Sprzątanie i zmywanie naczyń”. Do tego poranne wstawanie – pierwsza modlitwa o 6 rano, potem kolejna w południe, następna po południu i jeszcze na dokładkę wieczorem. Plus 4 Różańce dziennie. Prawdziwy maraton. W ciągu 3 lat (2 lata w Medjugorie, rok we Włoszech) Ania prowadziła życie, które w zasadzie niewiele różniło się od tego, jakie prowadzą siostry zakonne.

– To był najpiękniejszy czas w całym moim życiu – mówi Ania. – Zostawiłam wszystko to, co było materialne i nie dawało mi szczęścia, aby nie mieć nic, ale być szczęśliwa. Wyleczyłam moją duszę. Mogłam zajrzeć w głąb siebie, zatrzymać się, poznać Jezusa, Matkę Boską, wszystkie historie z Biblii. W normalnym życiu nie miałabym takiej możliwości. Świat pędzi, a my razem z nim. Mamy swoje obowiązki: pracę, szkołę, dzieci. Nigdy nie będziemy mieli okazji, żeby tak naprawdę się zatrzymać. Ja taką okazję wtedy dostałam. Codziennie rozmawiałam z Bogiem i ze świętymi poprzez modlitwę. To było jak rozmowa z sąsiadem. Ten pobyt zmienił całe moje życie!

Dzięki modlitwie Ania zdała sobie sprawę, że nie jest sama na ziemi. Że istnieje inny niewidzialny świat, z którym przez modlitwę można się połączyć. – Przez 3 lata żyłam bez niczego, a jednak miałam wszystko. Gdy coś było mi potrzebne, to prosiłam o to Boga za wstawiennictwem świętych, a następnego dnia dostawałam to. Zobaczyłam wtedy, że można prosić Boga o wszystko. Największym darem, jaki otrzymałam, był jednak pokój serca oraz wiara i mąż. Tego nie można kupić za żadne pieniądze.

Pokój serca był tak namacalny, że gdy Ania, dzwoniąc z klasztoru do znajomych, mówiła o sile przebaczenia i miłości Boga, oni pytali wprost: „Ania, co oni ci tam dają do palenia?”. – Ciszę, sakramenty, spokój plus odpowiedzi na wszystkie pytania, które przychodziły po modlitwie. Kto nie doświadczył, nie zrozumie. Miałam kiedyś nauczycielkę w szkole teatralnej, która namawiała nas do uprawiania jogi. Tak naprawdę nigdy mi to nic nie dało – wspomina Ania. – Wielu ludzi szuka potencjału swoich możliwości w jodze i innych praktykach, ale traci swoją duszę. Ona cierpi, ponieważ jest stworzona przez Boga. To On jest tą oryginalną ładowarką. Możemy próbować naładować się innymi sposobami, ale nie zaznamy pokoju i pełni, póki nie znajdziemy tego prawdziwego źródła energii, jakim jest Bóg. Nie ma lepszego miejsca na wyciszenie niż klasztor, gdzie jest dużo modlitwy.

Cisza przed działaniem

Matka Teresa. Założycielka zgromadzenia, które nie generowało żadnego dochodu, a zajmowało się 53 tys. trędowatych. W czym tkwiła jej siła? W napisanej wspólnie z bratem Rogerem książce „Modlitwa. Źródło współczującej miłości” pisze, że aby nasze działanie było produktywne, potrzeba kontemplacji. Gdy osiągnie ona pewien stopień intensywności, będzie rozlewać część swojej „nadwyżki” na nasze działanie.

Michał Kondrat. Producent i dystrybutor filmowy, reżyser filmu „Jak pokonać Szatana” oraz absolwent Podyplomowych Studiów Kierownictwa Duchowego. Dziś nie wyobraża sobie, że mógłby przynajmniej 2 razy w roku nie pojechać gdzieś na kilka dni wyciszenia. Wszystko zaczęło się 12 lat temu w klasztorze karmelitów bosych w Czernej, gdzie brał udział w indywidualnych tygodniowych rekolekcjach ignacjańskich. Na samym początku było mu ciężko dostosować się do tempa życia braci i wyłączyć komórkę.

– Dzień zaczynałem o 5 rano spacerem po okolicznych wzgórzach, podczas którego odmawiałem Różaniec. To był totalny kontrast w zestawieniu z moim standardowym porankiem w tamtym czasie, gdzie zwykle panował pośpiech, a głowa była zajęta planowaniem przyziemnych spraw – mówi Michał. – Kilka dni wyciszenia pozwoliło mi zrozumieć, że ciało dąży do czego innego niż duch. Odosobnienie, post, modlitwa i porządek dnia pomagają w przezwyciężaniu złych skłonności, takich jak pożądliwość ciała, lenistwo czy brak pokory. Każdy z nas musi się z nimi zmierzyć w większym lub mniejszym stopniu.

Po powrocie jego znajomi zauważyli, że jest bardziej spokojny i opanowany. On sam zwrócił uwagę, że decyzje, które podejmuje, zaczęły przynosić więcej dobrych owoców. Było więc czymś oczywistym, że nie skończy się na jednorazowym pobycie. – Kiedy wracam z takiego tygodniowego wyciszenia, mam znacznie więcej sił do prowadzenia aktywnego życia i łatwiej rozeznaję, czy dana decyzja, którą akurat chcę podjąć, jest zgodna z wolą Pana Boga. To tak jakby mój wewnętrzny GPS stawał się bardziej precyzyjny – mówi Michał.

Czy to zasługa ciszy, która obowiązuje w wielu klasztorach? Nie jest to przecież milczenie dla pustego milczenia.

– Nie da się słuchać bez zamilknięcia. Otwieramy się na Innego, który zawsze mówi i czyni to poprzez ciszę – mówi s. Ewa, urszulanka, która na co dzień pomaga braciom w wiosce Taizé. Tak jak dziecko uspokaja się, dostrajając do rytmu bicia serca mamy, tak i my dostrajamy się do Boga, gdy Go słuchamy.

Ceglany i oszczędny w wystroju kościół Wspólnot Jerozolimskich w Warszawie. Trwa modlitwa, czytaj: poruszające śpiewy plus cisza. Choć od Trasy Łazienkowskiej oddzielają nas solidne mury, to jednak słychać, że miasto intensywnie żyje. W kościele kilkanaście osób, które razem z zakonnikami regularnie „tracą czas”.

Gdy rozmawiam z Kasią, jedną z postulantek, podkreśla, że Pan Bóg chce mówić do nas i cały czas to robi. – Mieszkając w tętniących życiem miastach, mamy jednak tak wiele myśli w głowie, że nawet przychodząc do kościoła, często nie jesteśmy w stanie Go usłyszeć. Im więcej dzieje się w naszym życiu, tym bardziej potrzebujemy czasu na wyciszenie się – mówi. „Miasto zużywa, ty masz trwać. Znajdź swój rytm”. Cytat z Księgi Życia Jeruzalem, reguły Wspólnot Jerozolimskich. Rytm, w którym jest czas na ciszę.

Na wyciągnięcie ręki

Czasem wystarczy regularny kontakt z zakonnikami i oddychanie atmosferą panującą w zakonie. Przekonał się o tym aktor Radosław Pazura. W szpitalu, do którego jeździł na rehabilitację po wypadku, do którego doszło 10 lat temu, spotkał pewnego dnia siostrę ze zgromadzenia klarysek kapucynek. Szukała kogoś, kto mógłby podwieźć ją do klasztoru.

– Zgodziłem się. Okazało się, że klasztor, który miała na myśli, znajduje się przy mojej ulicy. Mieszkałem tam tyle lat, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy. Od tego czasu wiele razy zabierałem s. Grażynę, gdy jeździłem na rehabilitację. Dużo rozmawialiśmy – wspomina aktor. – Dzięki niej przypomniałem sobie, że przecież zostałem kiedyś ochrzczony. Siostra pomogła mi skontaktować się z fantastycznymi kapucynami i franciszkanami. Pan Bóg tak pokierował tymi rozmowami, że doprowadziły nas do decyzji o sakramencie małżeństwa.

Aktor do dziś przyjaźni się z wieloma ojcami. Nieraz pomagali mu w podjęciu ważnych decyzji. Jego żona, Dorota Chotecka, podkreśla, że mają ogromne szczęście, że mieszkają tak blisko tego klasztoru. – Mogę śmiało powiedzieć, że siostry to moje przyjaciółki. Łączy mnie z nimi bardzo silna więź. Dzięki temu, że możemy je odwiedzać, one żyją też naszym życiem. Mają kontakt ze światem zewnętrznym. To trochę tak jak naczynia połączone. Siostry modlą się za nas, ale też mogą od nas czerpać. Dzięki temu, że ludzie je odwiedzają, mają sporo dowodów na to, że ich poświęcenie i modlitwa nie idą na marne. Widzą, że to wszystko ma sens.

Córka Pazurów, Klara, jest namacalnym dowodem na skuteczność tej modlitwy. Przez trzy lata aktorzy starali się o dziecko. Nie widząc efektu, poprosili siostry o szczególną modlitwę w tej intencji. Klaryski kapucynki modliły się regularnie przez kilka lat. W 2007 roku, 4 lata po wypadku Radosława Pazury, urodziła się Klara.

– Myślę, że ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wiele dobra mogą doświadczyć dzięki modlitwie – mówi Dorota Chotecka. – Zamiast chodzić do bioenergoterapeutów, lepiej szukać pomocy w Kościele. Na przykład iść do klasztoru i poprosić siostry i braci o modlitwę.

Jej mąż dodaje, że siostry wypraszają im wiele łask. Dzięki temu, że mają z nimi tak bliski, czasem nawet codzienny kontakt, czują się, jakby regularnie jeździli na rekolekcje. Siostry mówiły im, że wierzą, iż Klara jest namacalnym owocem ich modlitwy. One też tak jak i świeccy potrzebują znaków, dowodów.

– Gdy potem przychodzi dziecko do kościoła, uśmiecha się i macha do sióstr, to jest to dla nich konkretne świadectwo, które umacnia ich wiarę. Ktoś powie, że to spotkanie w szpitalu było przypadkiem. Ja wierzę, że to było działanie Pana Boga – mówi Radosław Pazura. – To ogromna łaska, że te siostry pojawiły się w naszym życiu. Dzięki nim coś zaczęło się zmieniać, proces naszego nawracania się nabrał tempa. Siostry są dla nas ogromną pomocą. Inspirują do tego, aby się nawracać i stawać tym, kim Bóg chce, żebyśmy byli.

Czas na wyciszenie

Bombardowani nieustannie setkami informacji dziennie, desperacko potrzebujemy czasu na wyciszenie i regenerację. Wiele zgromadzeń zakonnych proponuje świeckim możliwość przyjazdu na kilka dni i życia rytmem zakonników, włączenia się w modlitwy, post i pracę. Benedyktyńskie Centrum Kultury w Tyńcu zaprasza świeckich na rekolekcje i warsztaty. Liczne klasztory, np. cystersów w Wąchocku, kamedułek w Złoczewie, proponują świeckim kilkudniowe pobyty, w czasie których można uczestniczyć w codziennej Eucharystii i wspólnych modlitwach. Ważne jest, aby uszanować milczenie i rytm życia zakonników, którzy otwierają dla nas swój dom. Wiele osób szuka po takim pobycie możliwości wyciszenia w codziennym życiu.

– Warto zorganizować przestrzeń ciszy we własnym domu, postawić ikonę lub świeczkę. Zaczynać od stanięcia w Bożej obecności, a po rozproszeniu spokojnie wracać do kontynuowania modlitwy – radzi s. Ewa. Dobrze wyznaczyć sobie czas na spotkanie z Jezusem na tę samą godzinę, np. wieczorem od 20.00 do 20.30, i czekać na nie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.