Na ile skorumpowana jest europejska piłka nożna?

Piotr Legutko

publikacja 06.10.2014 20:46

Piłkarska temida potrafi być bezwzględna dla maluczkich i bardzo wyrozumiała dla wielkich.

Najwięcej o kulisach korupcji w europejskiej piłce dowiedzieliśmy się w trakcie procesu niemieckiego arbitra Roberta Hoyzera Stefan Hoerttrich /Westfalen-Blatt/AP Photo/east news Najwięcej o kulisach korupcji w europejskiej piłce dowiedzieliśmy się w trakcie procesu niemieckiego arbitra Roberta Hoyzera

UEFA surowo karze maluczkich za błędy w papierach, przymyka oko na gigantyczną korupcję wielkich. Historia rozgrywek pucharowych pełna jest ustawionych meczów, znane są też nazwiska sędziów i zawodników opłacanych przez piłkarską mafię. Kilkaset takich przypadków ujawniono w wielkim dochodzeniu z 2013 roku, nieliczni zostali skazani, ale piłkarska Temida wobec nieuczciwych graczy była dużo bardziej wyrozumiała od sądów powszechnych.

Kto za tym stoi?
Na ile skorumpowana jest europejska piłka nożna? Rozmiary zjawiska ujawnił Europejski Urząd Policji, który przed rokiem, po trwającym 3 lata dochodzeniu, doliczył się na kontynencie 680 ustawionych spotkań i ściga w tej sprawie 425 osób. I nie jest to pierwszy tego typu skandal. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że organizowane latem (od 1961 roku) rozgrywki Pucharu Intertoto trzeba było w 2008 roku zawiesić, bo tak bardzo wzrosła liczba meczów podejrzanych o wcześniejsze ustawianie wyniku.

Kanadyjski dziennikarz Declan Hill, powołując się na swoje źródła w UEFA oraz rozmowy, jakie przeprowadził w środowisku bukmacherów korumpujących sędziów i piłkarzy, twierdzi, że najwięcej spotkań w europejskich pucharach ustawianych jest właśnie na etapie eliminacji do fazy grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Tyle że w takich sprawach UEFA walkowerów nie przyznaje, bo w protokołach wszystko się zgadza. (Choć Hill przytacza przypadki meczów, gdzie cała jedenastka była inna na boisku niż w papierach, a i zdarzało się, że sędzia nie był tym, za kogo się podawał).

Kto stoi za globalnym przekrętem? Przede wszystkim mafia z Dalekiego Wschodu, czerpiąca zyski z totalizatora. Wyniki meczów obstawia się na całym świecie, to legalny hazard, rynek wart miliardy dolarów. Azjaci najpierw zdominowali rozgrywki w swym regionie, potem mafia przeniosła się do Europy. Nie chodzi o spektakularne sensacje, kierujący całym procederem nie ograniczają swego zainteresowania jedynie do spotkań budzących największe emocje. Na ustawianiu wyników w eliminacjach zarabia się tak samo jak na finałach. O kierowanie globalną piłkarską mafią podejrzewany jest chiński biznesmen Ye Zheyun, który inwestuje także w wiele europejskich klubów w Belgii czy Finlandii. Chodzi o firmy z dobrą reputacją, a jednocześnie sporą podatnością na korupcję, która pojawia się, gdy klub wpada w finansowe tarapaty.

Mafia wie, sąd wiedzieć nie chce
Metody korupcji są bardzo zróżnicowane: od łagodnej perswazji, kosztownych prezentów, po zastraszanie i przemoc. Sędziów tradycyjnie korumpuje się przez drogie gadżety lub usługi erotyczne. Dokładnie tak, jak pokazał to przed laty w głośnym filmie „Piłkarski poker” Janusz Zaorski.

Walijski arbiter Howard King zdradził dziennikarzom, że proponowano mu usługi luksusowych prostytutek w 15 spośród 44 spotkań w europejskich pucharach, w których sędziował: w Rosji, Portugalii, Hiszpanii, Danii i Niemczech. „Jeśli chodzi o panie, nie odmawiałem nigdy” – przyznał, choć twierdzi, że miało to wpływ na jego decyzje na boisku tylko w jednym przypadku. Federacja piłkarska przyjęła to za dobrą monetę. Nie po raz pierwszy.

Gdy w 1991 r. wyszło na jaw, że w meczu pucharowym AC Torino – AEK Ateny belgijski sędzia otrzymał od włoskich gospodarzy „łapówkę” w postaci kobiecego towarzystwa, UEFA dała wiarę wyjaśnieniom, że były to „tłumaczki niezbyt dobrze zdające sobie sprawę z różnic kulturowych”.

Najwięcej o kulisach korupcji w europejskiej piłce dowiedzieliśmy się w trakcie procesu niemieckiego arbitra Roberta Hoyzera. Przed sądem ujawnił on oszustwa, do jakich dochodziło w sędziowanych przez niego meczach w kilku krajach. Na tej podstawie wszczęto dochodzenie przeciw 25 sędziom i 14 zawodnikom. Postępowanie trwało 28 miesięcy, wyroku 2,5 roku bezwzględnego więzienia doczekała się w 2005 roku jedna osoba – Robert Hoyzer. Declan Hill, który wnikliwie badał tę sprawę, jest przekonany, że Hoyzer mówił prawdę, a mimo to większość spraw, o których opowiedział, nie zainteresowała piłkarskich władz. Niemiecki arbiter widział na przykład w rękach hazardzistów ustawiających mecze listę sędziów i delegatów UEFA na nadchodzące spotkania Ligi Mistrzów, a także reprezentacji narodowych. Teoretycznie te listy powinny być ściśle tajne, zainteresowani mogą je poznać na 48 godzin przed meczem. Mafia znała je tydzień wcześniej.

System zwyciężania
Najbardziej zaskakujące jest to, że w korupcję zamieszane były wielkie firmy, bogate kluby, a ustawiano wyniki spotkań, w których teoretycznie faworyci nie powinni mieć problemów ze zwycięstwem. Jean Pierre Barnes, jeden z bohaterów wielkiej francuskiej afery korupcyjnej sprzed 20 lat, dyrektor sportowy Olimpique Marsylia, ujawnił w swojej książce, że ustawiał nawet mecze pierwszej drużyny w tabeli z ostatnią. Dlaczego? Bo był przekonany, że aby dorównać najlepszym, nie może pokładać nadziei jedynie w nogach swoich piłkarzy. Udział w procederze korupcyjnym nazwał „systemem zwyciężania”. Dzięki niemu „już w chwili gdy zawodnicy wychodzili na murawę było wiadomo, czy wygramy, czy przegramy” – zwierzał się Barnes. Wśród nieczystych zagrań działaczy francuskich było nawet podtruwanie rywali, czego doświadczył… Lech Poznań. W 1990 roku w Polsce „Kolejorz” pokonał OM 3:2. W rewanżu poległ aż 1:6. Pogrom wziął się stąd, że większość polskich piłkarzy nie była w stanie wyjść na boisko na skutek… rozwolnienia.

Biorąc pod uwagę skalę ujawnionych przekrętów, można powiedzieć, że tamta afera też rozeszła się „po kościach”. Co prawda jej główny bohater – Bernard Tapie, milioner, przyjaciel prezydenta Mitteranda, minister i aktywny działacz Partii Socjalistycznej, właściciel OM, został skazany na 8 miesięcy. Potem jednak wrócił do gry, zarówno jako działacz sportowy, jak i jako polityk.

Charakterystyczne jest zachowanie UEFA wobec tamtej afery. Choć dwóm klubom – z Bordeaux i Marsylii – ponad wszelką wątpliwość udowodniono korupcję i ustawianie wyników, europejska federacja nie wszczęła przeciw nim żadnego dochodzenia! Nawet gdy jeden z piłkarzy OM ujawnił, że po finale Ligi Mistrzów z 1993 r., w którym Marsylia pokonała AC Milan, dwóch zawodników włoskich zgłosiło się do Francuzów po zapłatę.

Jaki kraj, taka kultura
„Oszust nie chce pozostawiać wyniku meczu w rękach przypadku, działacz piłkarski szuka twardego gruntu” – tak Declan Hill wyjaśnia zwyczaj ustawania nawet spotkań mających zdecydowanego faworyta. Francuski piłkarz Jean Jacqes Eydelie w swoich wspomnieniach pisze wręcz o panującym w jego kraju zjawisku „kultury ustawiania meczów”.

W Rosji w tych samych latach panowała zupełnie inna „kultura”. Działacze piłkarscy byli masowo zabijani, w czysto mafijnym stylu, najwięcej ofiar zanotowano wśród działaczy moskiewskiego CSKA. Powód tej fali zbrodni był typowy dla rosyjskich realiów. Ówczesny minister sportu Szamil Trapiszczew wymyślił nowy sposób finansowania klubów odłączonych po upadku ZSRR od resortowych kroplówek: dał im koncesję na bezcłowy import alkoholu i papierosów. To był powód, dla którego kluby sportowe stały się dla rosyjskiej mafii równie ważne jak kluby nocne. A działacze, którzy nie chcieli podporządkować się nowym regułom prowadzenia „biznesu”, byli zabijani.

Długie ręce mafii sięgały daleko poza granice Rosji. Alex Ferguson w swojej autobiografii wspomina, że gdy wraz z prezesem Manchesteru United sprzeciwili się sprzedaży napastnika Andrieja Kanczelskisa, jego agent zagroził im, że w takim razie załatwi tę sprawę inaczej. Panowie ulegli groźbom, a Kanczelskis zmienił klub.

Nic się nie stało?

Nie można powiedzieć, że na korupcję w piłce Europa przymyka oczy. Poszczególne kraje od dekady robią w swoich ligach generalne porządki. Wiemy coś o tym i w Polsce. W 2003 roku zmieniono prawo, zaostrzono przepisy i przekręty zaczęto faktycznie ścigać także u nas. Mimo to słynny „Fryzjer” i jemu podobni nadal robili swoje. Prokuratura wie o ustawionych w latach 2000–2006 co najmniej 590 spotkaniach ligowych. Wielu działaczy zdecydowało się zeznawać, kary dosięgły tak znanych piłkarzy i trenerów jak Piotr Reiss czy Dariusz Wdowczyk.

Trudno jednak nie dostrzec jaskrawej różnicy pomiędzy tym, jak o korupcji w piłce mówią śledczy Europolu i działacze UEFA. W 2013 roku, po ujawnieniu przez tych pierwszych skali przekrętów dokonywanych przez globalny hazard, gazety pisały o „futbolu w uścisku światowej mafii”. Specjalną akcję przeciw niej (pod kryptonimem VETO) koordynowała Eurojust – Europejska Jednostka Współpracy Sądowej, będąca agencją Unii Europejskiej. Sprawie nadano najwyższy priorytet, zaangażowani w nią byli też policjanci, prokuratorzy i sędziowie z 13 krajów. Z determinacją organów ścigania kontrastuje siła spokoju działaczy UEFA. Nic nie słychać o podjęciu przez nich działań naprawczych, dewizą federacji jest hasło „nic się nie stało”. Sekretarz Generalny UEFA Gianni Infantino przekonuje, że korupcja to w europejskich rozgrywkach zjawisko absolutnie marginalne, na poziomie 0,7 proc. wszystkich monitorowanych meczów. Można więc spokojnie całą energię poświęcać na analizę pomeczowych protokołów i skupić się na bezwzględnym karaniu za popełnione tam błędy.

Pisząc tekst korzystałem z książki Declana Hilla. „Przekręt. Futbol i zorganizowana przestępczość”. Officyna 2014

***

Publikacja jest fragmentem artykułu "Podwójne standardy UEFA", opublikowanego na łamach "Gościa Niedzielnego".

TAGI: