Przezroczyści

Marcin Jakimowicz


GN 44/2014 |

publikacja 30.10.2014 00:15

Nie przesłaniają wam Boga? – słyszałem często argument przeciwko kultowi świętych. „Nie – odpowiadałem – odsłaniają Go”. Świętości nie wypracowuje się na duchowej siłowni. To odpowiedź na odgórne zaproszenie.


Cześć oddawana świętym nie jest bałwochwalstwem, ale uwielbieniem Boga. Święci są znakiem Jego obecności Roman Koszowski /Foto Gość Cześć oddawana świętym nie jest bałwochwalstwem, ale uwielbieniem Boga. Święci są znakiem Jego obecności


Obrazek, który ujrzałem na stacji benzynowej w Meksyku. Opuncje, agawy, rdzawa ziemia, śmieci, sporo bezdomnych kundli. Na pace jeepa siedziała rodzinka. Zajadała kanapki. Obok niej posłusznie stały ogromne figury świętych. Z daleka trudno było odróżnić, kto z krwi i kości, a kto z gipsu. Podobała mi się ta zażyłość. Razem mknęli w kierunku Guadalupe.


Inny, bliższy geograficznie i klimatycznie, obrazek. Białystok. Dworzec PKP. Drzwi pociągu otwierają się z charakterystycznym sykiem. Do wagonu ładuje się dwóch wygolonych na łyso facetów w bluzach. Jacek i Piotrek znani z projektu „Łyse banie głoszą zmartwychwstanie” nie przejmują się zdumionymi spojrzeniami pasażerów. Taszczą ze sobą do przedziału sporą figurę Matki Boskiej. 
Tak wygląda świętych obcowanie. To naczynia połączone. Wspólne wypady na miasto, nowenny i jedzenie kanapek. Nasza rodzina w niebie.


Superbohaterowie?


Nie lubię wrzucania ich do szufladki „giganci wiary”, „herosi ducha” (choć trudno im tej heroiczności odmówić) albo kreskówek przypominających dokonania superbohaterów. Wierzę, że gdy Mała Tereska przeżywała ciemną noc, a jej imienniczka z Kalkuty wołała „Boże, jeżeli istniejesz, zmiłuj się nade mną” nie kokietowały otoczenia. Czego można dowiedzieć się z ich życia? Tego, że Bóg kocha. I napełnia swą mocą słabych i kruchych.
Cześć oddawana świętym jest uwielbieniem Boga. Są znakiem Jego obecności. 
„W określone dni roku liturgicznego Kościół na ziemi wspomina świętych. Ukazuje w ten sposób, że jest zjednoczony z liturgią niebieską; wielbi Chrystusa za to, że dokonał zbawienia w swoich uwielbionych członkach. Ich przykład jest natchnieniem Kościoła w jego drodze do Ojca” – czytamy w katechizmie Kościoła (KKK 1195). 
„Zgodnie z tradycją Kościół oddaje cześć Świętym i ma w poważaniu ich autentyczne relikwie oraz wizerunki. Uroczystości Świętych głoszą cuda Chrystusa w Jego sługach – przypominali autorzy Soboru Watykańskiego II („Sacrosanctum concilium” 111).
„Cuda Chrystusa w jego sługach” – trudno o bardziej precyzyjną intuicję. 
Nie mówią o sobie. Zazwyczaj stoją po drugiej stronie reflektora, snop światła kierując na Wszechmogącego. „Ach, pomimo swojej małości chciałabym oświecać dusze jak Prorocy, jak Doktorzy; mam powołanie, by być Apostołem... chciałabym przemierzać świat, głosząc Twoje imię, i postawić na ziemi niewiernych Twój zwycięski Krzyż” – pisała Teresa z Lisieux. Święta przed swą śmiercią obiecała, że gdy tylko trafi do nieba, stanie się „złodziejką, wykradającą Panu Bogu to, co najlepsze”. Zapowiadała też, że ześle na ziemię deszcz róż.
„Uświęćcie się więc i bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty – prosi Mojżesza Bóg (Kpł 11,44; 20,7), a św. Piotr jedynie przypomina tę zachętę „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 P 1,16). 


Po co?


Dlaczego prosimy Boga, modląc się za ich wstawiennictwem? Przypomina mi się pewna historia… 
Przyszedł do naszej wspólnoty po raz pierwszy. Stanął na uboczu, nie modlił się. Obserwował. Klęczeliśmy przed Najświętszym Sakramentem. Stał pod filarem kościoła i... ironicznie się uśmiechał. Rozbiło to wiele osób i zamknęło usta tym, którzy i tak nieśmiało odzywali się od wielkiego święta. Gdy skończyło się spotkanie, w ławce pozostał tylko ten jeden mężczyzna. Podszedł do o. Augustyna Pelanowskiego i z ironią rzucił: „Dlaczego wy, katolicy, mówicie że Maryja jest pośrednikiem? Przecież jedynym pośrednikiem jest Jezus Chrystus!”. „A prosiłeś kiedyś kogoś o modlitwę?” – spytał spokojnie paulin. „Jasne!”. „Po co? Przecież jedynym pośrednikiem jest Jezus Chrystus…”. Faceta zamurowało, omiótł zakonnika drapieżnym spojrzeniem, obrócił się na pięcie i odszedł. 
Skoro proszę o wstawiennictwo znajomych grzeszników (znam jedynie takich!), dlaczego nie miałbym poprosić o to samo tych, którzy trafili na „kanonizacyjny” dywanik i zostali uznani przez Kościół za wzór do naśladowania? Stoją (wierzę w to!) twarzą w Twarz, a ich pośrednictwo doprawdy trudno przecenić. Piszę o zdrowej relacji, nie rozrzucanych po kościołach kserowanych karteczkach z komunikatem w stylu „Święta Rita pomoże tam, gdzie Jezus już nie może”. To czysta dewocja, niemająca żadnych biblijnych korzeni.


Pierwszy komunikat, jaki otrzymujemy po lekturze żywotów świętych jest krótki jak news na Twitterze: „Bóg kocha”, a świętość jest zawsze odpowiedzią na Jego zaproszenie. 
– Moje Boskie Serce płonie tak wielką miłością ku ludziom, że nie może utrzymać dłużej tych gorejących płomieni, zamkniętych w moim łonie – opowiadał Jezus francuskiej zakonnicy Małgorzacie Marii Alacoque. 
„To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce” – rozpoczyna swój list św. Jan, a św. Łukasz w Dziejach Apostolskich przypomina: „Nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli” (4,20).
Co to znaczy? Świętości nie wypracowuje się na duchowej siłowni. To odpowiedź na zaproszenie.


Czego dowiedziałem się w zalanej słońcem Sienie? (przywołuję to miasto, bo dopada mnie jesienna zaduma i tęsknota za barwami Toskanii). Gdy św. Katarzyna wpadała w ekstazy, siostry widziały ją otoczoną płomieniami. Wszystko zaczęło się od spotkania Tego, „który Jest”. Świętość zawsze zaczyna się od spotkania. Od gestu z Jego strony. 6-letnia Katarzyna na dachu gigantycznego kościoła San Domenico zobaczyła coś, co radykalnie odmieniło jej życie. Na szczycie świątyni ujrzała potężny tron. Siedział na nim sam Jezus w otoczeniu aniołów. Nic dziwnego, że dziewczynka już jako siedmiolatka ślubowała Mu dozgonną wierność i zachowanie dziewictwa. Później, w czasie mistycznych zaślubin z Jezusem, otrzymała od Niego ślubną obrączkę. Jako 23-latka 
(5 lat przed otrzymaniem stygmatów) przeżyła doświadczenie zwane mistyczną wymianą serc. Potraktowała Biblię niezwykle poważnie i dosłownie i prosiła o „nowe serce”. Gdy rozważała słowa psalmu: „Stwórz o Boże we mnie serce czyste”, objawił się jej Jezus. Podszedł do niej i wyciągnął z jej boku serce. Po dwóch dniach ujrzała Go ponownie. Tym razem podszedł do niej i powiedział: „Dopiero co wziąłem twe serce, a dziś daję ci swoje”. 
To tajemnica świętości. Mistyczna transfuzja. Konsekwencja okrzyku: „Żyję już nie ja, żyje we mnie sam Chrystus”.


Pierwsi chrześcijanie szturmują niebo


Już w pierwszych wspólnotach Kościoła ogromnej czci doznawali męczennicy. W „Aktach męczeństwa” ich współbracia spisywali okoliczności ich śmierci, stawiali im nagrobki i coraz śmielej szturmowali niebo za ich wstawiennictwem. W katakumbach znajdziemy wizerunki Najświętszej Maryi Panny. Przedstawiano Ją siedzącą na tronie, w aureoli. Sobór powszechny w Efezie (431) przyczynił się do rozszerzenia i pogłębienia kultu Maryi. Od tego czasu Kościół zaczął obchodzić święta ku Jej czci i stawiać świątynie ku Jej chwale.
Już w IV wieku natrafiamy na wyraźne ślady kultu nie tylko męczenników, ale i „wyznawców”. Chrześcijanie modlą się za wstawiennictwem św. Hilarego
z Poitiers, św. Ambrożego, św. Marcina, Pawła Pustelnika czy św. Efrema. Gdy w 313 r. dekret cesarzy Konstantyna i Licyniusza położył kres prześladowaniom, kult świętych był już mocno ugruntowany w całym Kościele. 
Wielokrotnie w czasie rozmowy z protestantami słyszałem argument o tym, że święci przesłaniają Boga. Zapytani o konkretne przykłady, nie potrafili odpowiedzieć. „Cuda Chrystusa w Jego sługach” – wracam do znakomitej soborowej definicji. 
Sama Maryja wołała „Błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia” (Łk 1,48) i doprawdy trudno Ją posądzić o bałwochwalstwo.
Święta Faustyna proroczo widziała, że ci sami ludzie, którzy opluwają ją, obrzucając błotem i szyderstwem… wynoszą ją na ołtarze. – Myślę, że te proroctwa dodawały jej siły, by znosić trudną codzienność – opowiada Ewa Czaczkowska, autorka biografii świętej. – Rzeczywiście miała taką nieprawdopodobną wizję. Zobaczyła tłum, który obrzucał ją błotem, kamieniami, bił, szturchał, popychał, a jednocześnie… czekał na to, aż wstąpi na ołtarz. I ciekawostka: Faustyna widziała swą kanonizację. Jednocześnie w Rzymie i w Krakowie. Nie wiedziała, jak to możliwe. My już wiemy, bo oba miejsca połączyły łącza satelitarne i telebimy. 
Święci – czytamy w Apokalipsie – są tymi, którzy „przyszli z wielkiego ucisku”. Wypłukali swoje szaty w krwi Baranka. Stoją przed tronem Boga, hołd Mu oddając we dnie i w nocy. 


Statystyka mistyka


Święty Franciszek żył otoczony wspólnotą 5 tysięcy braci. Przecież to średnia frekwencja na wiosennych meczach łódzkiego Widzewa, Piasta Gliwice czy Zawiszy Bydgoszcz! Aż tylu mężczyzn podążających za Biedaczyną zgromadziło się w Asyżu na kapitule namiotów. Święty Bernard
z Clairvaux przekonał do wstąpienia do klasztoru 5 braci, wuja i 30 innych mężczyzn. Przykład jego życia tak porywał Francuzów, że jak grzyby po deszczu wyrastały nowe klasztory. Powstało ich aż 168. Po krakowskich kazaniach św. Jana Kapistrana do klasztoru bernardynów wstąpiła… setka mężczyzn.
Czy te imponujące statystyki zawdzięczamy jedynie osobistemu urokowi i zdolnościom organizacyjnym wspomnianych świętych? Nie! Pozwolili Bogu działać. Mógł wreszcie robić, co Mu się żywnie podoba. Znakomicie widać to zwłaszcza na przykładzie nieporadnego Jana Vianneya. Nie narzekał na brak penitentów, przyjmował dziennie prawie 300 osób. W ciągu roku przy kratkach konfesjonału w Ars klękało aż 30 tysięcy osób! Vianney nie był przecież wykształconym mistrzem duchowym. Nie zapraszał na kozetkę psychoterapeuty. Głosił kazania dla samego siebie, bo obawiał się o własne zbawienie! Odsłaniał Boga. 


Inaczej!


Słowo „kadosh” oznacza nie tylko „Święty”, ale i „inny”. „Inny, Inny, Inny” – wołają przed Tronem Serafiny. Żywoty świętych pokazują, że Bóg przychodzi do każdego z nas w inny sposób. Nie przyjdzie do mnie tak, jak zapukał w Płocku do Faustyny czy w San Giovanni Rotondo do o. Pio. Przyjdzie inaczej. Rabini pisali, że Najwyższy przedstawiał się jako „Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, bo do każdego z nich przychodził inaczej”. Nie stosował internetowego skrótu Ctrl+C, Ctrl+V. Dekalog rozpoczyna przecież od słów: „Jam jest Pan Bóg twój”. Twój!
„Pan Bóg jest w najwyższym stopniu komunikatywny!” – opowiadał mi dominikanin arystokrata o. Joachim Badeni. „Wcielił się, stał się człowiekiem, mówił nawet konkretnym językiem: aramejskim. Pan Bóg mówił po ludzku! Z Faustyną rozmawiał po polsku. On jest bardzo przystępny. Pan Bóg ma 7 miliardów sposobów na to, by spotkać się człowiekiem. Z każdym inaczej”.


Wierzę, że św. Dominik, który w ciągu dnia spacerował po ulicach Rzymu i rozmawiał z przechodniami, a wieczorami padał na zimną posadzkę bazyliki św. Sabiny i płakał: „Boże, co się stanie z grzesznikami”, wciąż oręduje za tymi, którzy się pogubili. Wierzę, że Matka Teresa została – jak sama notowała – „świętą od ciemności”.
Najważniejsze są nie środki, jakimi dochodzimy do celu – zdają się podpowiadać święci – ale sam cel. Serafin Sarowski, ostatni święty prawosławia kanonizowany przed rewolucją październikową, schowany w leśnej głuszy dysponował całym arsenałem darów Ducha Świętego. – Ja, ubogi Serafin, wyjaśnię teraz panu, jaki jest rzeczywisty cel życia chrześcijańskiego – usłyszał kiedyś Mikołaj Motowíłow, który odwiedził mnicha w pustelni nad rzeczką Sarowką. – Modlitwa, post, czuwanie i wszelkie inne uczynki chrześcijańskie, chociaż są dobre same w sobie, nie stanowią celu życia chrześcijańskiego. Prawdziwy cel życia chrześcijańskiego polega na osiąganiu Świętego Ducha Bożego!
 Dlaczego Ci, którzy Go osiągnęli, nie mogą pomóc nam, szaraczkom, „którzy się do nich uciekają”?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.