Pałac z dziury

Agata Puścikowska

GN 05/2015 |

publikacja 29.01.2015 00:15

W pałacu mieszkają księżniczki i książęta. Niektóre koronowane głowy dopiero pięknie się urodzą. A potem umrą. Również pięknie.

W pałacu jest kolorowo i radośnie, dzieci są tu traktowane jak księżniczki i książęta. To zasługa pracowników i wolontariuszy Fundacji Gajusz, założonej i kierowanej przez Tisę Żawrocką- -Kwiatkowską HENRYK PRZONDZIONO /foto gość W pałacu jest kolorowo i radośnie, dzieci są tu traktowane jak księżniczki i książęta. To zasługa pracowników i wolontariuszy Fundacji Gajusz, założonej i kierowanej przez Tisę Żawrocką- -Kwiatkowską

Różnią się poglądami, temperamentem, wykształceniem. Rządzi nimi… krytyk filmowy. To dobrze: bo w medycynie i w filmie wszystko jest możliwe. A wszystkich pracowników łódzkiej Fundacji Gajusz łączy przekonanie, że dzieci, małych ludzi się nie zabija. Czy są chorzy, czy zdrowi. Ludziom pomaga się godnie przyjść na świat, a potem (jeśli trzeba) godnie umrzeć. Jak nie we własnym domu, to w pałacu.
 

Jak Tisa obiecała Bogu

Tisa Żawrocka-Kwiatkowska, z wykształcenia filmoznawca. Osiemnaście lat temu matka trójki dzieci, w tym kilkudniowego Gajusza. Chłopiec jakoś dziwnie oddychał. Pewnie oskrzela albo zapalenie płuc – podpowiadało doświadczenie. W szpitalu pielęgniarka dyżurna chwyciła za telefon i wezwała lekarza: „mam noworodka w ciężkim stanie”.

Oddział hematologiczno-onkologiczny. Stan Gajusza pogarsza się. I diagnoza: dziecko ma ciężką wadę szpiku kostnego i fatalne rokowania. Na jedyny ratunek – przeszczep rodzinny – szans nie ma. Rodzeństwo nie zostało zakwalifikowane jako dawcy, a przeszczepów od dawców niespokrewnionych wtedy nie wykonywano.

Stan chłopca pogarszał się z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Aż zaczęło się jego powolne umieranie. Gajusz miał kilka miesięcy. – Wiedziałam, czułam, że na pewno tego nie przeżyję. Powiedziałam wtedy Bogu, taką obietnicę złożyłam: „jak go wyleczysz, założę fundację pomagającą ciężko chorym dzieciom”.

Kilka dni później przyszły kolejne wyniki Gajusza. Wyniki jak cud. A chociaż lekarka przestrzegała, że ciężkie choroby tak sobie nie znikają, potem przyznała: medycyna uczy pokory. Bo Gajusz był całkowicie zdrowy. I tylko potem mądra psycholog zbeształa matkę – Bożą szantażystkę: nie wolno głupot opowiadać. No bo co, inni rodzice za mało obiecywali? Mniej kochali swoje dzieci?...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.