Dobroć w oczy kole?

Jan Drzymała

Krytycy wzywają prof. Andrzeja Rzeplińskiego do jak najszybszej dymisji z funkcji prezesa TK. Tak się realizuje wolność w Polsce?

Dobroć w oczy kole?

Z zażenowaniem czytam informacje o – delikatnie rzecz ujmując – krytyce, jaka spadła na prof. Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego, który został uhonorowany papieskim medalem Pro Ecclesia et Pontifice. O odznaczeniu pisał Gość Warszawski.

Krytycy wzywają go do jak najszybszej dymisji z funkcji prezesa TK. Szkoda, że nie do publicznego popełnienia sepuku, a wcześniej przekazania odznaczenia na aukcję charytatywną – wiadomo czyją. Chociaż nie, może nie, bo gdyby nawet przekazał, to przecież nie wypadałoby tego nawet licytować. Katastrofa.

To jest kolejny – po przypadku prof. Chazana – przykład na to, że w Polsce, zdaniem niektórych, nie wypada już nie tylko mieć własnych poglądów, ale nawet własnej historii. Najlepiej być człowiekiem znikąd, którego jedyną ideą jest ta, by za przeproszeniem rozpieprzyć wszystkie idee i tarzać się z dzikim rechotem na tym rumowisku.

Rzecznik kard. Nycza przypomniał krytykantom, że prof. Rzepliński nie został odznaczony za służalczą postawę względem Watykanu czy polskich biskupów. O odznaczenie wystąpiła działająca od XVI wieku Archikonfraternia Literacka, której profesor jest członkiem od 30 lat. Dużo wcześniej, nim zaczął być prezesem TK, angażował się w ramach tej organizacji w pomoc charytatywną, wspieranie internowanych, wykładał prawo. I za to teraz został odznaczony. Robił coś złego? Szykanował kogoś, dręczył, na siłę nawracał? Nie.

Człowieka dzisiaj odżegnuje się od czci i wiary, oskarża o stronniczość, za to, że robił coś dobrego, a czynił to – o zgrozo – w oparciu o swoje chrześcijaństwo.

Dla mnie to jest wielka zagadka, dlaczego tych czy owych tak bardzo uwierają chrześcijańskie wartości u ludzi piastujących publiczne funkcje. Nie lubię teorii spiskowych, ale tu naprawdę nie ma innego wytłumaczenia niż to, że stajemy obecnie wobec sytuacji, w której istnieje hałaśliwe lobby dążące wszelkimi sposobami do tego, żeby wymazać z publicznej świadomości wszelkie wartości, a już na pewno te, którymi kierują się chrześcijanie. Bezideową masą, błądzącą po omacku przez ideologiczne pustkowie znacznie łatwiej się steruje. Wiedzieli o tym już Marks, Engels, Lenin... Ci postulowali krwawe rozprawienie się z myślącymi inaczej. U nas póki co krew się nie leje, ale jedna głowa już poleciała. Obyśmy nie doczekali się kolejnych.