Szukamy Miłosiernych Samarytan Roku 2014

Monika Łącka

publikacja 30.01.2015 11:00

Co łączy wyróżnianych w tym ogólnopolskim, prestiżowym plebiscycie? Ich pasją jest drugi człowiek.

Szukamy Miłosiernych Samarytan Roku 2014 Henryk Przondziono /Foto Gość Samarytanka Sylwia wyróżnienie otrzymała w kategorii "pracownika służby zdrowia, dla którego praca to powołanie, a nie tylko źródło utrzymania"

Dla niech nie liczą się czas, pieniądze, zaszczyty, rozgłos. Dużo większą wartość ma cicha praca dla dobra innych i bycie tam, gdzie miłości, ciepła i ciepłego uśmiechu brak. Są zawsze, nawet wtedy, gdy są bardzo zajęci swoimi obowiązkami, i gdy po ludzku brakuje im sił. A jednak potrafią rzucić wszystko, zapomnieć o sobie i iść, by służyć bliźniemu, w którym widzą odbicie Boga.

Jedną z takich osób, wyróżnioną w plebiscycie na Miłosiernego Samarytanina za rok 2013 w kategorii pracowników służby zdrowia, jest Sylwia Juszkiewicz. Na co dzień (od 20 lat) pracuje w Krakowskim Pogotowiu Ratunkowym, a od 1990 r. również w Klinice Neurologii Szpitala Uniwersyteckiego, na oddziale udarowym. Po godzinach, czyli przed i po dwunastogodzinnych dyżurach, a także w dni wolne, a nawet w nocy, pomaga, komu tylko się da. Tych, którzy czekają na jej życzliwą dłoń, znajduje w różnych okolicznościach, albo raczej - to oni ją znajdują, bo na drodze Sylwii stawia ich sam Bóg. I nie ma w tym grama przesady.

- Od jakiegoś już czasu pomagałam dwójce ludzi, mieszkających w rozwalającym się domu bez prądu i wody. Wiedziałam, że od alkoholu nie stronią, choć nigdy nie widziałam ich będących bardzo mocno pod jego wpływem. Te moje wizyty zbyt wiele nie zmieniały w ich życiu, a gdy w pewnym momencie na alkohol przeznaczyli pieniądze, które dałam im na pokrycie zaległych opłat, miałam dość - opowiada.

Prosiła wtedy Jezusa, by dał jakiś znak, czy dalej ich odwiedzać.

- Na drugi dzień, gdy miałam dyżur w pogotowiu, zawołano mnie przez  głośnik, bo  ktoś do mnie przyszedł. Oniemiałam, kiedy zobaczyłam, że to właśnie oni czekają na mnie z wielkim bukietem kwiatów, urwanych  gdzieś  na działkach. Chcieli  podziękować, że nigdy ich nie odrzuciłam jako ludzi. Dla mnie to był nie tylko znak, ale i lekcja, że nigdy nie wiemy, jak Bóg działa w ludzkich sercach, i że nie jestem od tego, żeby realizować swoje wizje, tylko Boże plany - wspomina Sylwia.

Sylwia za wielu swoich pacjentów z KPR i kliniki, a także za ogromną liczbę osób nieznajomych, zamawia wieczyste Msze św. To też "fucha" od Pana Boga, a namierzaniu ludzi, dla których zamawia takie Msze, towarzyszy coś, co nazywa ona "światłem". - To światło pozwala mi widzieć różne osoby tak, jakby wtedy innych wokoło nie było - mówi. Wielu zamówionym Mszom, a liczyć je można w tysiącach, towarzyszą oryginalne historie. Tak, jakby Bóg mówił: "Sylwio, to co robisz, jest dobre".

- Sylwia jest osobą, która bardzo dużo się modli, a dzięki temu ma bliższą relację z Panem Bogiem. Ta jej modlitwa jest czymś bardzo naturalnym, wypływającym z głębi jej duszy. W odpowiedzi Bóg obdarzył ją charyzmatem, dzięki któremu potrafi odczytywać ludzkie intencje i rozeznać, że to Bóg stawia w jej życiu konkretne osoby. Sylwia to taki anioł opatrznościowy, a znajomość z nią to przyjemność - przekonuje br. Andrzej Pastuła OP, który Sylwię poznał kilkanaście lat temu, gdy stała się ona dla krakowskich dominikanów "punktem medycznym czynnym przez całą dobę".

Ta jej bliższa relacja z Bogiem wynika też z tego, że Sylwia oddała Jezusowi całe swoje życie, składając 5 października 2000 r., czyli we wspomnienie św. s. Faustyny, ślub czystości.

- To właśnie Faustyna mnie do tego doprowadziła - wspomina. W noc poprzedzającą jej kanonizację poszła do dominikanów na czuwanie, choć po dyżurze była bardzo zmęczona. Koleżanka, która siedziała za nią, nagle poklepała ją w ramię przejęta tym, że Faustyna przewidziała swoją kanonizację. - Ja nie słyszałam tych słów księdza, bo chyba usnęłam - mówi Sylwia.

W domu chciała je odszukać, bo wiedziała już, że są fragmentem "Dzienniczka". Bez skutku. - Odłożyłam go na półkę, ale zaraz poczułam przynaglenie, by go znowu otworzyć. Od razu znalazłam te słowa. Gdy powiedziałam o tym zaprzyjaźnionej od lat s. Maksymilianie usłyszałam, czy w takim razie zapytałam Faustynę, co chce mi powiedzieć w dniu swego święta. A skoro nie, to mam zapytać. Wróciłam więc do "Dzienniczka" i słowa, które wtedy dostałam, były szokiem - opowiada. Kolejne znaki potwierdzały jednak, że ma się oddać Bogu na wyłączność.

Więcej o Sylwii można przeczytać w najnowszym "Gościu Krakowskim" (z datą 1 lutego), a do 1 marca trwa plebiscyt na Miłosiernego Samarytanina Roku 2014.

To już 11. odsłona ogólnopolskiego plebiscytu, organizowanego przez Wolontariat św. Eliasza. Plebiscyt jak zawsze podzielony jest na dwie kategorie. Pierwsza dotyczy pracowników służby zdrowia, dla których "pomoc cierpiącym jest powołaniem, a nie tylko wypełnianiem obowiązków i pracą zarobkową". Druga kategoria promuje ludzi nie związanych z żadną organizacją charytatywną, dla których "motywem do czynienia miłosierdzia wobec potrzebujących jest przykazanie miłości".

Głosować można listownie (pisząc pod adres: Wolontariat św. Eliasza, ul. por. Wąchały 5, 30-608 Kraków), telefonicznie (dzwoniąc pod numer: 12/ 263 61 56 lub 885 512 500), poprzez e-mail (biuro@eliasz.org oraz koordynator@eliasz.org.pl) lub wysyłając wypełniony formularz poprzez stronę www.eliasz.org.pl. Głosując, należy podać imię i nazwisko oraz adres lub numer telefonu osoby, którą chcemy wyróżnić, a także uzasadnić swój wybór. Wielki finał, czyli gala wręczenia statuetek i dyplomów, odbędzie się w auli św. Jana Pawła II w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach.