Była taka siostra...

ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 21.02.2015 22:40

Nie ma większego wydarzenia w historii Płocka i świętszego miejsca od tego, w którym św. s. Faustyna zobaczyła Pana Jezusa i otrzymała polecenie namalowania obrazu.

Fragment "Dzienniczka" s. Faustyny z 22 lutego 1931 r., w którym jest zapis pierwszych objawień Pana Jezusa Miłosiernego w celi płockiego klasztoru "Ufam. Śladami św. s. Faustyny" /Archiwum "Gościa Płockiego" Fragment "Dzienniczka" s. Faustyny z 22 lutego 1931 r., w którym jest zapis pierwszych objawień Pana Jezusa Miłosiernego w celi płockiego klasztoru

Tegoroczne obchody rocznicy pierwszych objawień wpisują się w początek Wielkiego Postu, podobnie, jak 84 lat temu. Dziś i wtedy (22 lutego 1931 r.) przypadała 1. niedziela Wielkiego Postu. Ten wyjątkowy czas pokuty, nawrócenia i miłosierdzia naprowadza na drogę i miejsce, gdzie Pan Jezus spotkał siostrę z piekarni i kuchni płockiego klasztoru. Na to miejsce pada wiele świateł, jak z obrazu "Jezu, ufam Tobie". Odkrywają je liturgia tych dni, sama Faustyna i jej współsiostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia.

Pozornie nic się nie zachowało sprzed 81 lat - ani cela, ani znaczące pamiątki z tamtych lat. O wszystkim mówi zapis w "Dzienniczku": "Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa...”. O tym, że źródło miłosierdzia bije w tym miejscu, mówią też ci, którzy tu się modlą, oraz konfesjonał i liczne wota zawieszone w kaplicy. – Są świadectwem wielkich łask od Boga - uratowania życia czy uzdrowienia z ciężkiej choroby. To wzywa nas do wdzięczności i wiary, bo miłosierdzie Boże działa według ufności, którą w Nim pokładamy – podkreśla s. Mirosława Ratter, przełożona płockiego domu sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Właśnie w przeżywanym obecnie Roku Życia Konsekrowanego warto odkryć to święte miejsce Płocka, gdzie żyją współsiostry św. Faustyny i są strażniczkami miejsca pierwszych objawień.

Największa tajemnica domu

Przedwojenny klasztor na Starym Rynku pamięta s. Gonzaga Walczak. Wtedy przychodziła do sióstr po pieczywo. Zresztą, mieszkając z rodzicami na Starym Rynku, z okien mieszkania dobrze widziała zakład "Anioła Stróża”, w którym zakonnice opiekowały się ponad setką dziewcząt. W czasie wojny, ukrywając się przed wywózką na przymusowe roboty do Niemiec, przebywała u sióstr. Po wojnie wstąpiła do klasztoru. Nic jednak nie słyszała wcześniej o Faustynie i o płockich objawieniach Bożego Miłosierdzia.

– Przed wojną był to dom wielkiej pracy i troski o dziewczęta. Na przykład w nieistniejącym skrzydle domu, gdzie na piętrze znajdowała się cela Faustyny, na parterze była pracownia szewska. Siostry prowadziły również piekarnię, pralnię, szwalnię i hafciarnię. Był wreszcie mały ogród, a w Białej pod Płockiem duże gospodarstwo. Faustyna kochała nasze dzieło i dziewczęta – mówi s. Gonzaga.

Zakonnica pamięta przedwojenny układ domu i zakonną kaplicę, która znajdowała się w innej części kompleksu klasztornego niż obecnie. – Była ona niewielka, bo i sióstr było mniej. Choć wiele się zmieniło, ale są to wciąż te same mury i korytarze, którymi Faustyna chodziła, ciężko pracowała i gdzie się modliła – podkreśla siostra. O samej Faustynie i jej objawieniach dowiedziała się później, po wojnie, gdy wstąpiła już do zakonu. – Opowiadała mi o niej s. Ludmiła, która pracowała w płockim domu przed wysiedleniem przez komunistów w 1950 r. Była tu organistką i zakrystianką. Miała też zdolności malarskie. Opowiadała mi "o gorliwej Faustynie, która miała widzenia Pana Jezusa i zostanie świętą”. Później dowiedziałam się, że wszystko zaczęło się w Płocku – mówi s. Gonzaga.

Zastąpiła Faustynę

Wiele wspomnień o św. s. Faustynie słyszała s. Wiktoriana Bieniek, pochodząca z parafii Koziebrody. Wraz z s. Gonzagą najdłużej przebywa w płockim domu zgromadzenia. Należą do tego pokolenia sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, które dobrze znały już nie samą Faustynę, ale zakonnice, które z nią się spotkały i wspólnie pracowały. – Chciałam wstąpić do zgromadzenia, którego patronką będzie Matka Boża, i gdzie siostry ubierają czarny habit – wspomina z uśmiechem s. Wiktoriana. Gdy wstąpiła do zgromadzenia, o płockim domu, Faustynie i objawieniach nic nie wiedziała.

– Jako postulantka w Kaliszu, pomagałam starszym siostrom Urszuli i Agacie. To one powiedziały mi: "Była u nas siostra, która widziała Pana Jezusa i będzie świętą”. Później na strychu naszego domu, w drewnianej skrzyni, znalazłam obrazki Jezusa Miłosiernego, oczywiście czarno-białe, z wypisanymi obietnicami Pana Jezusa dla tych, którzy będą się modlić do Bożego miłosierdzia. Jeszcze więcej o Faustynie powiedziała mi s. Klemencja z Krakowa, bo w Łagiewnikach święta spędziła najwięcej czasu. Przecież wtedy nie było opublikowanego "Dzienniczka". Siostry opowiadały sobie i wspominały Faustynę. Jedne wierzyły w objawienia i w jej świętość, inne się zastanawiały, jak to możliwe, że tak zwyczajna zakonnica rozmawiała z Panem Jezusem. Miałam też szczęście, że do ślubów wieczystych przygotowywała mnie s. Irena Chrzanowska, która wraz z Faustyną przebywała w Wilnie. Ona wiele wiedziała o świętej i opowiadała nam o tym – mówi s. Wiktoriana.

Gdy w 1950 r. usunięto siostry ze Starego Rynku w Płocku, zostały skierowane do różnych wspólnot w całej Polsce. I to one zaniosły do innych domów wiadomość, że orędzie Bożego miłosierdzia po raz pierwszy zostało objawione właśnie w Płocku. – Do Krakowa przyjechała z Płocka s. Karolina. Ona i inne siostry prosiły o wielką modlitwę za płocki dom i za to wybrane przez Boga miejsce, bo właśnie tu były pierwsze objawienia – wspomina s. Wiktoriana.

Później sama siostra zastąpiła jakby Faustynę w kuchni łagiewnickiego klasztoru. – Miałam to szczęście, że spotkałam mamę św. Faustyny. Widziałam ją, gdy przyjechała do naszego domu w Częstochowie. A później sama pracowałam w kuchni w Łagiewnikach. Dotykałam tych samych naczyń, garnków, szafek, przy których pracowała Faustyna. Zresztą nasze wychowanki, dziewczęta z zakładu opiekuńczego, co i raz mówiły: "Tej patelni, tego garnka używała Faustyna” – opowiada s. Wiktoriana.

Płockie perełki

Opowiadają starsze siostry, że kiedyś wychowanki płockiego zakładu wyszły wieczorem po pracy z piekarni i zobaczyły wielką światłość w celi s. Faustyny. Zaalarmowały inne siostry, bo myślały, że to może być pożar. Jedna z sióstr pobiegła na piętro, ale gdy weszła do wąskiej celi Faustyny, zobaczyła, jak zakonnica stała zwrócona do ściany. Niezwykłego światła, które zauważyły wychowanki, już nie widziała.

W albumie "Ufam. Śladami siostry Faustyny” znajdujemy inne świadectwo s. Pauliny Kosińskiej, która pracowała z Faustyną w kuchni płockiego klasztoru: "Pomieszczenie było wąskie, a co chwila ktoś tamtędy przechodził, potrącając wszystkich po drodze. Poza tym ciągle jacyś ludzie dzwonili do furty i trzeba było do nich wychodzić. Przez cały okres pracy w kuchni s. Faustyna ani razu jednak, choćby słowem czy grymasem twarzy, nie okazała niezadowolenia. Zawsze była pogodna i uśmiechnięta”.