Żołnierz na szpilkach

Joanna Juroszek

publikacja 09.08.2019 00:30

Żyłam tak obok, tak samolubnie, tak skupiona na sobie. Tyle razy Go ukrzyżowałam, tyle razy Go zabiłam, oplułam, świadomie o Nim źle mówiłam, wyśmiewałam… Dlaczego oni dziękują za kogoś takiego jak ja?

Monika pokazuje,  że można żyć dla Boga z umalowanymi ustami, w modnych ciuchach Grzegorz Płaczek Monika pokazuje, że można żyć dla Boga z umalowanymi ustami, w modnych ciuchach

Supermakijaż. Piękna fryzura. Modne ciuchy. Uśmiech na twarzy. Żona Daniela i mama 18-letniej Dominiki. Monika Wiśniewska z Tarnowskich Gór. Nawrócona.

Świeczka z Maryją

Spotykamy się u niej w pracy. Elegancki salon, w którym wykonywane są zabiegi kosmetyczne i medyczne. Wchodzimy do jej biura. Na ścianie różaniec, na tablicy – obrazki świętych. Dostaję kawę, tiramisu i na dwie godziny zamieniam się w słuch. – Jedz i pij, a ja będę opowiadać – zachęca.

Proponuję to samo: jedz, pij i… czytaj.

Zobacz i posłuchaj świadectwa Moniki:

Wspólnota Dorosłych Świadectwo Moniki

Zaczyna się standardowo. Bo Monika, jak większość, pochodzi z wierzącej rodziny. W swoim parafialnym kościele razem z ks. Piotrem Kalką, obecnym proboszczem w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Tarnowskich Górach, zakładała oazę. W jej parafii Królowej Pokoju – o której dziś mówi, że jest „jedną z najcudowniejszych parafii” – gdy miała 15, 16 lat, tworzyła zespół młodzieżowy. Grała na fortepianie, śpiewała, modliła się. Było miło, wesoło, blisko Kościoła. Potem była na spotkaniu z papieżem w Gliwicach, w Częstochowie… Jednak nim umarł św. Jan Paweł II, jej pielgrzymki się skończyły.

Na studia wyjechała do Katowic do Szkoły Filmowej. Zaczęła negować Boga, a niedziela stała się kolejnym dniem, w którym można było zrobić projekt na uczelnię, pobyć ze znajomymi, pójść na imprezę.

Monika świetnie się uczyła. Jako pierwsza na roku dostała pracę w telewizji. Dużo tworzyła, jeździła na festiwale, śpiewała. Miała spełnione życie, co przypisywała tylko sobie. – Ale cały czas, jako ta artystyczna dusza, czułam, że ślizgam się po powierzchni. Oczywiście w ogóle nie patrzyłam w stronę Kościoła. Tylko najpierw wróżka, potem trochę buddyzm, feng shui, wywoływanie duchów, żeby zobaczyć, co się wydarzy. To otworzyło mi bramę w świat, którego nie byłam świadoma – przyznaje. Nie wierzyła w szatana, po prostu się bawiła. Na studiach została mamą. Nie było jej łatwo. Córka całkowicie zmieniła jej plany. Kiedy dziewczynka miała pół roku, zaczęła bardzo poważnie chorować, podejrzewano u niej nowotwór, leczono ją na endokrynologii. Monika wpadła w bardzo depresyjny stan. W 2001 r. to u niej wykryto guza mózgu. Nieoperacyjnego.

Kończyła studia w toku indywidualnym, pracowała, wychowywała dziecko. Gdzieś w środku ciągle jednak czuła tęsknotę, pustkę. Jej mąż był i jest osobą wierzącą, prawie co niedzielę w domu były awantury o pójście na Mszę. Monika, zmuszona, chodziła czasem do kościoła, gdzie totalnie się nudziła. Do czasu...

Był 6 grudnia 2013 r. Przyjaciółka Moniki, Ania, która należy do Domowego Kościoła, zabrała ją do SPA do Bielska. – Wieczorem weszłyśmy do pokoju, Ania wyciągnęła pomarańcze, delicje, świeczkę i mówi: „A, tak chciałam, żebyśmy miały nastrój w pokoju, więc przywiozłam świeczkę, ale miałam tylko świeczkę z Maryją”. Zapaliła ją. Rozmawiamy i rzucam: „Ania, dziś mikołajki, taki fajny prezent, jesteśmy sobie w SPA, dokładnie pół roku po moich urodzinach, bo urodziłam się 6 czerwca, patrz, prawie dziecko diabła”.

Zobacz i posłuchaj świadectwa Moniki:

Wspólnota Dorosłych Świadectwo Moniki

Ania spoważniała i powiedziała: „Nigdy tak nie mów, jesteś dzieckiem Boga!”. Takie zwykłe zdanie, które słyszałam tysiące razy, tak niesamowicie mnie dotknęło, że aż mnie zatkało – wspomina. Prawie do rana rozmawiały o Bogu, płacząc, śmiejąc się. Coś zaczęło się zmieniać.

Wróciła do domu, wygrzebała z półki Pismo Święte, które dostała w dzień ślubu od ks. Piotra, i bezwiednie zaczęła je przeglądać. Chciała znaleźć też swój medalik z I Komunii św. Szukała tam, gdzie zawsze trzyma biżuterię. Znalazła łańcuszek bez medalika. Nigdy wcześniej go nie nosiła ani nie ściągała z łańcuszka. Przekopała cały dom, medalika do dziś nie znalazła. Nieśmiało zaczęła chodzić do kościoła, ale daleko było jej do Boga. W styczniu 2014 r. Ania zaproponowała jej udział w Tyskim Wieczorze Uwielbienia. – Zastanawiałam się, co to jest, czy chcę tam jechać, czy w ogóle te klimaty mnie kręcą. Wtedy bardzo zaczęła psuć się nasza relacja małżeńska. Jakoś w styczniu mój mąż mi powiedział, że w naszym domu nie ma Boga. I zaraz po tym spadł krzyż, który wisi na drzwiach. Ani nie było przeciągu, ani nikt nie zamykał tych drzwi. Oczywiście można powiedzieć, że to przypadek. Można, ale jaki dziwny…

Po prostu zniknął

15 lutego 2014 r. Tyski Wieczór Uwielbienia. Monika pojechała tylko dlatego, że poprosiła ją o to Ania. Kompletnie nie wiedziała, co ją czeka. Widząc ludzi z krzesełkami idących do kościoła, przeraziła się. Być na Mszy i modlitwie dłużej niż 45 minut? Wkurzona na przyjaciółkę weszła do środka. – Stałam z boku, jakbym była z kamienia. Rozpięta kurtka, ręce powieszone na zamkach. Do połowy wieczoru miałam tak zaciśnięte ręce, że były aż białe, nie umiałam otworzyć ust, żeby coś zaśpiewać, w ogóle nie wydawałam z siebie dźwięków.

W pewnym momencie usłyszałam, przypadek nie przypadek, jak padło proroctwo: „Jest z nami Monika, która nie chciała tu przyjechać i która obwinia Mnie za to, że ją opuściłem, obwinia Mnie za całe swoje życie. Mówię jej, że nigdy jej nie opuściłem i zawsze z nią byłem” – wzrusza się na wspomnienie tych słów. – Na pewno było dużo Monik i każda odebrała to do siebie, ale ja pomyślałam, że to jest tylko do mnie, i strasznie się rozpłakałam. I było mi tak wstyd, że uklękłam. Nie byłam przygotowana na żadne wzruszenie, Ania dała mi chusteczki.

Na to wszystko przyszedł ksiądz z monstrancją. Przeszłam do tyłu, żeby się z nim nie spotkać. Ania wypchnęła mnie do przodu. Ksiądz stanął przed naszą grupką, spojrzałam na niego, dalej płakałam. Odszedł. I po kilku sekundach stanął totalnie przede mną. Zwykła rzecz, monstrancja, widziałam ją tysiące razy w dzieciństwie w kościele. A tym razem było tak, jakbym stanęła twarzą w twarz z człowiekiem. Jeszcze hasło przewodnie tego wieczoru: „I spojrzał na niego z miłością”. To był dla mnie znak, ale byłam wściekła, bo nie wiedziałam, jak go czytać. Zaczęłam śpiewać, ręce same mi się uniosły…

Zobacz i posłuchaj świadectwa Moniki:

Wspólnota Dorosłych Świadectwo Moniki

Monika wraca do domu. Dwa tygodnie później Ania proponuje jej Seminarium Odnowy Wiary, też organizowane przez Centrum Duchowości Ruchu Światło–Życie w Tychach. Spotkania odbywają się w soboty. Jadą na pierwsze z nich. Załamka. Średnia wieku uczestników: 70 lat. „Głupi żart Pana Boga” – myśli Monika.

Poznaje swoją grupkę i nagle zaczyna w tych osobach wiedzieć swoją historię. Zaprzyjaźnia się z animatorką Danielą. Czeka na każde sobotnie spotkanie, czyta Pismo Święte, szczególnie Psalmy i Listy św. Pawła. Powoli zaczyna naprawiać się jej sytuacja rodzinna. Bóg mówi do niej w jej prostym, zwyczajnym, języku. – Jedna niedziela – siedzę sobie w ogródku i zaczynam płakać. Myślę sobie: „Boże, cały czas nie wiem, gdzie jesteś. Dlaczego to wszystko wydarza się w moim życiu?”. Poszliśmy na Mszę. Kazanie zaczyna się od słów: „Na pewno nieraz, a może i dzisiaj, sobie myślisz, gdzie jest Bóg, gdy zdarza się coś złego w twoim życiu czy gdy wokół panuje zło…” – wspomina z uśmiechem.

Zobacz i posłuchaj świadectwa Moniki:

Wspólnota Dorosłych Świadectwo Moniki

Pewnego razu Daniela proponuje jej modlitwę wstawienniczą. Monika trafia do grupy ks. Piotra Kontnego. Modlitwa trwa półtorej godziny. Monika przyjmuje Jezusa jako swojego Pana. Potem przychodzi czas na spowiedź generalną. Bardzo pomaga jej ks. Piotr. Po spowiedzi – modlitwa uwielbienia. Monika fizycznie doświadcza oczyszczenia duszy. Ogromny ból, szloch.

– Czułam, jakby ktoś ze mnie ściągał ciężkie ołowiane części, skorupy, jakbym przez chwilę była bez ciała. Wydawało mi się, że zwariowałam. A najlepsze było następnego dnia rano. 25 maja 2014 r. otworzyłam oczy i normalnie urodziłam się na nowo. Z nową głową. Nagle doznałam amnezji. To, co jeszcze wczoraj mnie dręczyło, to, z czym sobie nie radziłam, co chciałam uporządkować, On wziął! W sierpniu Monika pojechała na kolejne badania. Okazało się, że nie ma żadnych śladów po guzie mózgu. Po prostu zniknął. Co najlepsze, Monika w ogóle o to się nie modliła. Prowadzi międzynarodowe szkolenia, pisze wiersze, w których pojawia się Bóg. Nie jest pozbawiona pokus i upadków, ale prawie codziennie stara się uczestniczyć we Mszy. To dla niej przepiękne spotkanie z Przyjacielem.

– Chcę mieć odwagę bycia Jego narzędziem. Być żołnierzem Jezusa na szpilkach, z umalowanymi ustami, w modnych ciuchach. Codziennie się Nim zachwycam, a im bardziej czuję swoją niedoskonałość, tym mocniej uświadamiam sobie, że On jest doskonały.