Nie bój się! To Ja cię wybrałem

Monika Łącka

publikacja 22.04.2015 23:34

- Modlę się za tych, którzy prześladują chrześcijan, by Jezus przemienił ich serca - mówi Myrna Nazzour, stygmatyczka z Syrii, i prosi Kraków i całą Polskę o modlitwę za swój kraj.

Nie bój się! To Ja cię wybrałem Monika Łącka /Foto Gość Ostatnia ekstaza Myrny, podczas której kobieta widziała Chrystusa, miała miejsce w Wielki Czwartek 2014 r.

Z mieszkańcami Grodu Kraka spotkała się w środowy wieczór 22 kwietnia w kościele Świętego Krzyża. Najpierw uczestniczyła tam też w Mszy św.

Myrna jest grekokatoliczką, a jej mąż Nicolas jest wyznania prawosławnego. Ślub wzięli w 1982 r., gdy Myrna miała 18 lat. Jak każda dziewczyna marzyła, by założyć rodzinę, by jej dom był szczęśliwy. A jednak stało się coś niespodziewanego.

- Bóg w mocny sposób wszedł w moje życie. Nie wiem, dlaczego wybrał to miejsce - Syrię i Soufanieh, czyli  bardzo małą dzielnicę w Damaszku, z której pochodzę. Nie wiem, dlaczego wybrał mnie, ale wiem, że powiedziałam Mu: "Weź moją wolę, pragnę czynić Twoją wolę" - opowiada.

Jak wspomina, tak ona, jak i mąż zawsze byli wierzący, modlili się, mówili o Bogu. A jednak to wszystko było bardzo powierzchowne.

Nawet teraz, po 33 latach, odkąd po raz pierwszy objawiła się jej Maryja, uważa, że jest tylko "Bożym listonoszem", bo to Bóg daje jej różne rzeczy do roznoszenia na cały świat. - Ludzie mówią mi czasem z zazdrością, że jestem błogosławiona, a ja mówię, że błogosławiony jest człowiek, który odkrył miłość Bożą w swoim życiu. Tego i wam życzę: chciałabym, byście odkryli wolę Bożą w swoim życiu - mówi.

Historia jej bliskości z Bogiem zaczęła się 6 miesięcy po ślubie z Nicolasem, w 1982 r. Siostra Nicolasa była chora i dlatego wspólnota, do której należeli, spotkała się w jej domu, by się modlić. - Nie był to pierwszy raz, ale tego dnia czułam jakąś obawę i zobaczyłam, że moje ręce są mokre. Myślałam, że to woda, ale powąchałam i to był zapach oliwy. Nie wiedziałam, co się dzieje. Inni mówili, że to był znak Bożego błogosławieństwa. Mąż śmiał się ironicznie, mówiąc, że coś jadłyśmy i dlatego mam ręce mokre od oliwy - opowiada Myrna.

Tego dnia siostra męża poczuła się dobrze. Mama Myrny była jednak niezadowolona, gdy się o tym dowiedziała, bo też długo chorowała i miała żal, że to nie do niej córka przyszła się modlić. - Odmówiłam więc "Zdrowaś, Maryjo" i "Ojcze nasz". W czasie modlitwy znów pojawiła się oliwa, a mama została uleczona. Teraz mijają 32 lata od tego wydarzenia. A ja wiem, że stało się tak, by pomagała mi w mojej misji - przekonuje kobieta.

Po kilku dniach stało się coś jeszcze: z małego obrazka z wizerunkiem Maryi też zaczęła spływać oliwa. - Gdy to zobaczyłam, pobiegłam z krzykiem do męża. Najpierw nasączyliśmy wacik, a potem oliwą napełniliśmy talerz. Uklękliśmy, mąż nie mógł utrzymać się na nogach. Potem pobiegł jednak po kapłana, a ja usłyszałam kobiecy głos mówiący: "Córeczko, Mario, nie bój się, bo ja jestem przy tobie. Otwórz drzwi i nie zabraniaj nikomu widzieć mnie. Zapal mi świeczkę" - wspomina Myrna.

Kolejny miesiąc Myrna i jej mąż spędzili, przyjmując ludzi, którzy tłumnie zaczęli do nich przychodzić, by dotknąć obrazka i oliwy. W końcu prawosławny pastor wziął obrazek do cerkwi, by mogli normalnie żyć. Po miesiącu im go zwrócił, a lekarze i uczeni przebadali go w szczegółach. Nie znaleźli jednak śladów wskazujących na oszustwo.

Władze proponowały nawet, by Myrna z mężem opuścili swój dom i zamienili go na dom modlitwy. Nie zgodzili się na to, chcąc służyć Bogu poprzez ludzi, którzy przychodzą do obrazka. A przychodzą cały czas, także dziś. Co ciekawe, wspólnie modlą się przy nim zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie.

- Pewnego razu podczas modlitwy poczułam delikatne dotknięcie w ramię. Nikt z obecnych w pokoju, w którym jest obrazek, tego nie zrobił. Niewidzialna ręka delikatnie popychała mnie w kierunku tarasu. Poszłam i zdezorientowana klęczałam tam w środku nocy. To wtedy po raz pierwszy zobaczyłam światło, a w nim kobietę. Maryję - mówi Myrna.

Przestraszona pobiegła powiedzieć o tym księdzu, a on zganił ją nieco, pytając, dlaczego boi się Matki Bożej. Gdy sytuacja się powtórzyła, a Myrna znów poczuła na ramieniu dłoń, już wszyscy zebrani na modlitwie pobiegli na taras. Nikt nie widział jednak tego, co ona. Maryja objawiała się jej do 1984 r. Wtedy zaczął się w jej duchowym życiu kolejny etap - ekstazy, podczas których widzi Jezusa. W takich chwilach z jej twarzy, oczu i rąk spływa oliwa.

- Ostatnia ekstaza miała miejsce w Wielki Czwartek 2014 r. Gdy zdarza się, że katolicy i prawosławni w tym samym czasie obchodzą Wielkanoc, na moich rękach i czole pojawiają się też stygmaty. Miałam je już 5 razy. Naukowcy przebadali je dokładnie i nie znaleźli w nich nic podejrzanego. Nikt nie potrafi też wytłumaczyć, w jaki sposób goją się i nie pozostawiają śladów - opowiada Myrna, dodając, że gdy otrzymuje stygmaty, zawsze cierpi. Cieszy się jednak, że może doświadczać bólu, który był udziałem cierpiącego za nas Chrystusa. Zawsze też prosi Maryję, by mogła być do Niej podobna. By Matka Boża dała jej cierpliwość, wyciszenie i pełne zaufanie Bogu. By swoim życiem potrafiła uwielbiać Chrystusa.

- Wierzę, że Jezus jest w nas - żywy i pełen miłosierdzia. Modląc się, utrzymujemy z Nim łączność. Wierzę też, że dostałam od Boga misję, która byłaby niepełna, gdybym odrywała ją od Ewangelii i Eucharystii. Dlatego proszę was, by nasza wiara wzrastała nie tylko w budynkach kościołów, ale i w domach, w rodzinach. Ikony Maryi i Chrystusa nie mają być ozdobami w domach, ale mają sprawiać, że będziemy żyć wiarą - apeluje Myrna, dodając, że kiedyś zastanawiali się z mężem, czy powinni się rozstać, skoro Bóg dał Myrnie taką misję. Czy wypada jej być nadal żoną. - Maryja powiedziała mi wtedy, że właśnie o to chodzi, byśmy byli normalną rodziną, która daje świadectwo. Bo to rodzina jest najlepszą szkołą życia, wiary, przebaczenia, miłości i przyjaźni - przekonuje stygmatyczka.

Do mieszkańców Krakowa powiedziała też kilka specjalnych słów, które kiedyś usłyszała od Jezusa. - Chrystus powiedział mi: "Idź na cały świat i głoś słowa o jedności. Nie bój się, bo to Ja cię wybrałem, a nie ty wybrałaś tę drogę". Dlatego pragnę, by w naszej wspólnej modlitwie była dziś radość. Jej podstawą jest jedność z Jezusem. W tej jedności proszę was o modlitwę za Kościół na Wschodzie, gdzie Jezus się narodził. Proszę też o modlitwę o pokój na świecie, a szczególnie w Syrii, bo tam dzieją się obecnie rzeczy straszne. Ludzie umierają za wiarę, w imię najwyższych wartości oddają życie podczas prześladowań - mówi Myrna, wyznając, że każdego dnia modli się za tych, którzy prześladują chrześcijan, by Jezus przemienił ich serca i by stali się Jego apostołami, jak kiedyś Szaweł.

- Ja z kolei obiecuję modlitwę za Polskę. Wzrusza mnie wasza wiara, jednak zauważam, że obecnie w waszych kościołach jest mniej młodzieży niż dawniej. To znak czasu, który warto zauważyć, bo tak już było w wielu innych krajach, gdzie teraz zamyka się kościoły - przestrzega M. Nazzour.

W czwartek 23 kwietnia Myrna spotka się z mieszkańcami Wieliczki. O godz. 18 będzie uczestniczyć w Mszy św. w klasztorze oo. franciszkanów.