Nowi ministrowie - po niedzieli

PAP |

publikacja 11.06.2015 18:09

Po niedzieli mają być znane nazwiska nowych ministrów i marszałka Sejmu - poinformowała w czwartek premier Ewa Kopacz. Powołanie marszałka ma nastąpić na posiedzeniu Sejmu za dwa tygodnie. SLD domaga się tymczasem skrócenia kadencji Sejmu.

Nowi ministrowie - po niedzieli PAP/Radek Pietruszka Premier Ewa Kopacz

Premier zapewniła w czwartek w Brukseli, że "ma już poukładane w głowie", kto zastąpi Radosława Sikorskiego, a także ministrów, którzy podali się do dymisji. Chodzi o szefów resortów: sportu Andrzeja Biernata, skarbu Włodzimierza Karpińskiego i zdrowia Bartosza Arłukowicza. "Myślę, że to w ciągu trzech dni, po niedzieli, będziecie państwo już znali komplet nazwisk" - powiedziała Kopacz.

Zapewnienia o gotowym składzie następców odwołanych członków rządu i marszałka Sejmu potwierdzają bliscy współpracownicy szefowej rządu. Nie chcą jednak zdradzać żadnych nazwisk. Rozmówcy PAP w PO spodziewają się, że do rządu trafią młodzi posłowie PO, choć - w niektórych przypadkach - na kierowniczą funkcję może awansować też któryś z wiceministrów. Tu najczęściej wymieniana jest sekretarz stanu w resorcie zdrowia Beata Małecka-Libera, choć niektórzy typują również Sławomira Neumanna.

Na giełdzie nazwisk nowego ministra sportu pojawiają się m.in. posłowie: Ireneusz Raś, Tomasz Lenz i Jakub Rutnicki, a skarbu - Krystyna Skowrońska i Tadeusz Aziewicz. Według informacji PAP ze źródeł zbliżonych do sejmowej komisji ds. służb specjalnych Jacka Cichockiego na funkcji koordynatora ds. specsłużb może zastąpić szef gabinetu Kopacz Marcin Kierwiński.

Jeśli chodzi o nowego marszałka Sejmu, to w mediach najczęściej wymieniana jest obecna wicemarszałek Elżbieta Radziszewska. Niektórzy posłowie PO wątpią jednak, by to ona ostatecznie zastąpiła Sikorskiego. "To musi być jakiś polityk pierwszoliniowy" - uważa jeden z rozmówców PAP.

Z kolei inny z posłów zwrócił uwagę, że do końca obecnej kadencji Sejmu zostało jedynie pięć posiedzeń, więc funkcję marszałka powinien objąć poseł, który ma doświadczenie w prowadzeniu obrad lub wieloletnie doświadczenie parlamentarne.

Sama Radziszewska mówiła w czwartek dziennikarzom w Sejmie, że jeżeli Kopacz wystosuje w jej kierunku jakąkolwiek prośbę, wówczas ona będzie się zastanawiać i udzieli odpowiedzi. "Natomiast dzisiaj jest to dzielenie skóry na żywym niedźwiedziu, bo marszałkiem jest Radosław Sikorski" - zaznaczyła posłanka PO.

W kontekście obsady fotela marszałka Sejmu media wymieniały też nazwiska rzeczniczki rządu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej oraz szefa sejmowej speckomisji, b. ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego.

W środę wieczorem tygodnik "Polityka" podał na swych stronach internetowych, że nowym marszałkiem Sejmu ma szansę zostać obecny szef MSZ Grzegorz Schetyna, którego w resorcie spraw zagranicznych miałby zastąpić dotychczasowy minister ds. europejskich Rafał Trzaskowski. Dementował to jednak zarówno sam minister, jak i Kopacz. Premier, pytana, czy bierze pod uwagę kandydatury Radziszewskiej lub rzeczniczki rządu na marszałka Sejmu, Kopacz powiedziala tylko: "będzie to miłym zaskoczeniem dla państwa".

Nowy marszałek ma zostać powołany na następnym posiedzeniu Sejmu (23-25 czerwca). Kidawa-Błońska powiedziała też w czwartek, że kandydata na tę funkcję Kopacz przedstawi klubowi PO oraz koalicyjnemu PSL.

O dymisjach w rządzie Kopacz poinformowała w środę. Poza ministrami zrezygnowali też wiceministrowie: skarbu Rafał Baniak, środowiska Stanisław Gawłowski, gospodarki Tomasz Tomczykiewicz. Z funkcji szefa doradców premiera zrezygnował Jacek Rostowski, a z funkcji koordynatora służb specjalnych - Jacek Cichocki (pozostaje szefem KPRM). Decyzję o rezygnacji z funkcji marszałka Sejmu podjął Radosław Sikorski. Zmiany w rządzie i Sejmie nastąpiły po publikacji w internecie materiałów ze śledztwa z tzw. afery podsłuchowej.

Szefowa rządu pytana dlaczego zrezygnowali Arłukowicz i Biernat, którzy nie pojawili się w nagraniach z nielegalnych podsłuchów, powiedziała, że wyciek do internetu akt dotyczących tej sprawy spowodował, że ustalony został "katalog nazwisk". "Starałam się w ramach tego katalogu tylko i wyłącznie poruszać" - podkreśliła premier.

Kopacz zapowiedziała też, że nie podpisze sprawozdania za 2014 rok prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta i opowiedziała się za zmianą na tym stanowisku. Zgodnie z ustawą o prokuraturze, w przypadku odrzucenia sprawozdania premier może wystąpić do Sejmu z wnioskiem o odwołanie prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta przed upływem kadencji; rzeczniczka rządu zapowiedziała już, że taki wniosek będzie. Sejm odwołuje prokuratora generalnego większością dwóch trzecich głosów.

Sejmowa opozycja sceptycznie podchodzi jednak do inicjatywy Kopacz. Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak mówił w czwartek, że nie ma jeszcze decyzji w tej sprawie, ale - jak mówił - wniosek szefowej rządu "ma na celu skok na Prokuraturę Generalną - obsadzenie stanowiska kimś uległym wobec koalicji PO i PSL". Podstaw do odwołania Seremeta nie widzi też przewodniczący klubu Zjednoczonej Prawicy, b. minister sprawiedliwości Jarosław Gowin.

Decyzji nie podjęły jeszcze SLD i PSL. Stanisław Wziątek (SLD) mówił w czwartek, że Sojusz oczekuje od Kopacz przedstawienia całościowego planu działania, mającego na celu usprawnienie pracy prokuratury, dopiero wtedy podejmie decyzję o ewentualnym poparciu wniosku. "Odwołanie prokuratora jest grą interesów partyjnych, a nie wzmocnieniem państwa" - ocenił jednak Wziątek. Stanisław Żelichowski (PSL) z kolei liczy, że to Seremet przedstawi wizję zmian w prokuraturze. "Prokuratura ma być sprawiedliwa i rychliwa" - dodał polityk.

Do środowych decyzji Kopacz odniósł się w czwartek prezydent elekt Andrzej Duda. "Kolejne rekonstrukcje nie przynoszą żadnych pozytywnych zmian dla polskiego społeczeństwa. Pokazują, że nie tylko wyczerpał się kredyt zaufania (do władzy), ale przede wszystkim, że już dawno wyczerpały się zasoby personalne w tej partii (Platformie - PAP) takich ludzi, którzy potrafiliby wprowadzić w Polsce jakiekolwiek dobre zmiany" - powiedział Duda.

Powtórzył swój niedawny apel do obecnie rządzących, by nie dokonywali "istotnych zmian ustrojowych, takich, które będą zmieniały kształt funkcjonowania polskiego państwa".

O zmiany w rządzie pytany był też w Brukseli szef Rady Europejskiej, b. premier i lider PO Donald Tusk. "To jest oczywiście polityczny wstrząs. To zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem. Takie wstrząsające sceną polityczną decyzje podejmują tylko twardzi i mocni liderzy" - powiedział Tusk w czwartek polskim dziennikarzom. "Słabi od takich decyzji padają, a mocni się wzmacniają" - dodał.

Tusk poinformował, że przy okazji szczytu UE z państwami Ameryki Łacińskiej i Karaibów krótko rozmawiał z premier Kopacz. "Powiedziałem, tak jak zresztą zawsze to podkreślałem, że jest rzeczywiście twardym, mocnym i odpornym politykiem" - mówił były szef polskiego rządu.

Klub SLD złożył wniosek o skrócenie kadencji Sejmu. "Od dawna sytuacja polityczna w kraju jest niepewna, natomiast od wczoraj wszyscy jesteśmy świadkami jawnej już destabilizacji w rządzie, w Platformie Obywatelskiej, co oznacza de facto destabilizację państwa" - uzasadniała posłanka SLD Anna Bańkowska.

Z rozmów PAP z przedstawicielami pozostałych klubów wynika, że inicjatywa Sojuszu nie ma szans w Sejmie, ponieważ poparcie dla niej deklaruje jedynie klub Zjednoczonej Prawicy. PiS ma wstrzymać się od głosu, a pozostałe kluby będą przeciwko. "Za cztery miesiące mamy wybory i nie ma sensu, by skracać tę kadencję o - przypuśćmy - dwa miesiące i robić wybory w trakcie wakacji" - mówił w czwartek PAP zastępca rzecznika PiS Krzysztof Łapiński.

Poseł PO Stefan Niesiołowski nazwał inicjatywę SLD "groteskową". "Partia, która ma 2 proc. poparcia, żąda, żeby decyzję o samorozwiązaniu Sejmu podjęły partie, które mają 30 proc. poparcia. To tak jak Palikot żąda dymisji całego rządu, a ma jeden procent poparcia, w granicach błędu statystycznego. Ci ludzie są śmieszni, groteskowi" - powiedział Niesiołowski PAP.

Kluby SLD i ZP liczą łącznie 50 posłów, a do skrócenia kadencji Sejmu potrzebne jest minimum 307 głosów.