Spacer po linie

Marcin Jakimowicz

GN 26/2015 |

publikacja 25.06.2015 00:15

Nie tylko spacerował po linie, wdrapywał się na drzewa i miewał prorocze sny. Przeżył wiele zamachów na swoje życie, jego działalność wielokrotnie była torpedowana. Doprowadzał do furii masonów z Turynu.

Najlepsza metoda na młodych? Wyszukiwanie w nich za wszelką cenę dobra, opowiadał ks. Bosco Tomasz Borysewicz /foto gosc Najlepsza metoda na młodych? Wyszukiwanie w nich za wszelką cenę dobra, opowiadał ks. Bosco

Hasło: „Bosco”. Odzew: „Młodzież”. To pierwsze skojarzenie. I słusznie: założyciel salezjanów stworzył nowy model wychowania. Zakazał wszelkiego rodzaju kar cielesnych. Wprowadził rewolucyjną zasadę, że wychowawca ma być przyjacielem, a nie osobą, która nadzoruje i wymierza uczniom odpowiedniej kary.
 

Nie ma jak w domu

Giovanni Melchiorre Bosco (ur. 16 sierpnia 1815 r.) był postacią nietuzinkową. Linoskoczek, sztukmistrz, znakomity gawędziarz (swymi opowieściami już jako nastolatek porywał nie tylko dzieciaki, ale i dorosłych, którzy z zapartym tchem słuchali jego słów). Potrafił świetnie szyć, robić likiery, naprawiać buty i… Bóg wie, co jeszcze.
– Nie napisał żadnego podręcznika na temat pracy z młodym człowiekiem – opowiada ks. Przemysław „Kawa” Kawecki, salezjanin, wieloletni duszpasterz młodych, autor projektu Hip-Hop Dekalog. – Własnoręcznie skreślił zaledwie kilkanaście stron esencjonalnych wskazówek na temat wychowania. Był praktykiem. Każdy więc, kto chciał poznać styl pracy ks. Bosco, słyszał najczęściej: „Jeśli chcesz zrozumieć, na czym polega moja metoda, to przyjdź do Oratorium i zobacz, jak to robię…”. W efekcie najlepszym „podręcznikiem”, jaki dostali salezjanie, jest życie i działalność swojego założyciela. My, salezjanie, nie mieszkamy w klasztorach. Jan Bosco nazywał swoje dzieła domami – i kładł salezjanom na serce, aby tworzyli w swoich placówkach rodzinną atmosferę. To przyciągało zarówno młodzież, jak i kolejnych kandydatów do zgromadzenia.
Były to czasy, gdy w jego rodzinnym Piemoncie dokonywały się potężne polityczne i gospodarcze przemiany. Jednoczyły się Włochy, co doprowadzało do wielu społecznych napięć. Młodzież, którą opiekował się ks. Bosco, pracowała w turyńskich fabrykach za marne grosze po 15 godzin dziennie.
Jakiego wabika używał? – „Kupował” ich hurtowo za cenę czasu, jaki im poświęcał – wyjaśnia ks. Kawecki. – Nie czekał na młodych w kościele, starał się być tam, gdzie byli oni: w bramach, na ulicach, w miejscach ich pracy. Swojej działalności nie ograniczał do głoszenia kazań i katechez, ale proponował wspólne, ciekawe spędzanie wolnego czasu. Mówił swym współpracownikom: musisz kochać to, co kocha młody człowiek. Organizował zabawy, wycieczki – robił wszystko, aby w wolnym czasie młodzi się nie nudzili, bo jak młodzież się nudzi i wałęsa po ulicach, to szybko zaczynają się problemy… On nie zaczynał od katechizacji, tylko od pierwszego kontaktu – od tego, by być na ulicy. Tam, gdzie po szkole włóczą się dzieciaki. Znana jest historia Bartłomieja Garellego – bezdomnego chłopaka, który chciał się przespać w zakrystii. Dorwał go zakrystian i chciał go potraktować jak połowa świata, która na dzieci z problemami reaguje agresją. Wtedy wszedł do zakrystii ks. Bosco. Zaczął rozmawiać z przerażonym chłopakiem. „Masz matkę?”. „Nie”. „Masz ojca?”. „Nie”. „Masz dom?”. „Nie”. „Potrafisz czytać i pisać?”. „Nie” „A gwizdać?”. „Umiem!”. „To pogwiżdżmy razem…”. Pokazał nam, salezjanom, że metodą na młodych jest wyszukiwanie w nich za wszelką cenę dobra.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.