Muzeum Śląskie otwarte

Przemysław Kucharczak

publikacja 26.06.2015 20:28

Zawód górnika ma przyszłość! Przynajmniej na wystawie o historii Górnego Śląska.

Muzeum Śląskie otwarte Przemysław Kucharczak /Foto Gość Nowa siedziba Muzeum Śląskiego w dniu otwarcia

Nad twoją głową wiszą galoty i tasze górników, bo znalazłeś się nagle w szatni łańcuszkowej kopalni „Katowice”. Tak zaczyna się nowa wystawa „Światło historii. Górny Śląsk na przestrzeni dziejów”, otwarta wraz z nową siedzibą Muzeum Śląskiego w piątek 26 czerwca. To największe muzeum wybudowane w Polsce po 1989 roku. Ma 25 tys. metrów kw. powierzchni, a oglądać można aż 1400 eksponatów.

Jak było zmazane, zostawili

Plakat z napisem „Zawód górnika ma przyszłość!” wisi zaraz przy wejściu na tę wystawę o historii Śląska, na tablicy ogłoszeń KWK „Katowice”. Kilka kroków dalej zaczyna się już szatnia z wiszącymi w górze ubraniami, górniczymi kaskami, torbami. – Jak było zmazane [zabrudzone], tak to zostawili – starszy mężczyzna pokazywał żonie przybrudzone, białe kafelki, najwyraźniej ulegając magii Muzeum Śląskie otwarte   Przemysław Kucharczak /Foto Gość Kopalniana szatnia łańcuszkowa na wystawie o historii Górnego Śląska tej wystawy. Bo choć nowy gmach Muzeum Śląskiego rzeczywiście powstał w miejscu dawnej kopalni „Katowice”, to przecież prawdziwa łaźnia łańcuszkowa była w niej w innym miejscu.

Wiszące nad głowami zwiedzających ubrania, torby, górnicze kaski wywoływały zresztą błysk sentymentu w oczach wielu wchodzących. – Dziadek tu przychodził, kluczykiem cyk – i ubranie mu na druciku zjeżdżało – tłumaczyła około 10-letniemu synowi ładna blondynka.

Dej pozór, płynie surówka

Wiszące w górze ubrania od następnej przestrzeni oddziela rząd... romańskich kolumn. Przed tobą kamienna rotunda z Cieszyna i opowieść o dawnym Śląsku, gdzieś do XVIII wieku.

Atmosfera znów bardzo się zmienia w chwili, gdy przekraczasz czerwony strumień surówki, płynący po podłodze. Co jakiś czas z sykiem spływa on ze stojącej tutaj makiety wielkiego pieca. Od tej chwili Śląsk na wystawie zaczyna wyglądać zupełnie inaczej, bardziej znajomo – ze swoim pięknem i ze swoją przemysłową brzydotą. Pardon – ze swoim przemysłowym specyficznym pięknem, jeśli ktoś woli. Przy okazji widać, jak Śląsk staje się bogatszy, jak wyrastają na nim nagle wielkie miasta.

Możesz na tej wystawie przysiąść się do figur popijających przed restauracją herbatę z filiżanek – jeśli nie peszy cię, że jesteś mniej elegancko ubrany. Siedzące tu kobiety mają wykwintne suknie i kapelusze na głowach, mężczyźni – melonik i cylinder. Tu z głośników dobiega język niemiecki. Nieco dalej słychać z głośników więcej ślonskij godki.

Co z kontrowersjami?

Przed powstaniem tej wystawy najwięcej obaw w regionie budziła obawa, że do pokazania okresu powstań śląskich i przyłączenia do Polski po I wojnie światowej może wkraść się polityka. Kiedy bowiem formułowano założenia wystawy, województwem śląskim współrządził Ruch Autonomii Śląska, który w dodatku odpowiadał w samorządzie za kulturę. Pojawiało się więc pytanie, czy w związku z tym Ślązacy propolscy, biorący udział w konflikcie w latach 1919–1921, nie będą na tej wystawie demonizowani.

Muzeum Śląskie otwarte   Przemysław Kucharczak /Foto Gość Wystawa stała "Światło w historii. Górny Śląsk na przestrzeni dziejów" Te obawy z czasem ucichły, zwłaszcza gdy w 2013 roku marszałek województwa Mirosław Sekuła z PO odwołał ówczesnego dyrektora muzeum, Leszka Jodlińskiego. Zaraz po tym kroku RAŚ... zerwał koalicję z PO w Sejmiku Województwa Śląskiego.

Od tamtej pory już chyba nikt nie wyrażał obawy, że muzealnicy mogliby ulec ewentualnym politycznym naciskom czy sugestiom na temat pokazywania XX-wiecznej historii Śląska. I słusznie – bo na wystawie ten okres został ukazany bez kontrowersji. Można nawet odnieść wrażenie, że twórcy wystawy opisują ten czas ze szczególną ostrożnością, żeby nie dać żadnej ze stron powodu do pretensji.

W przestrzeni poświęconej II wojnie światowej znalazła się oryginalna gilotyna, którą w katowickim więzieniu przy Mikołowskiej Niemcy wykonywali wyroki śmierci na działaczach polskiego podziemia. Ciekawym pomysłem jest zasłonięcie jej przed wzrokiem dzieci – mogą na nią spojrzeć przez szybkę tylko ludzie dość wysocy.

Może przydałaby się jednak choć krótka informacja, że to nie tylko eksponat, ale jednocześnie relikwia, skropiona krwią Ślązaków, którzy przeciwstawili się Hitlerowi. Nie każdy zwiedzający śledził przecież w prasie dyskusje, czy tę oryginalną gilotynę do muzeum sprowadzić, czy nie. Skoro na sprowadzenie się zdecydowano – zamieszczenie przy niej jakiegoś opisu byłoby działaniem konsekwentnym.

Podróż Klementyny

– Chyba Bytom. Tak, tak, to już Bytom – słychać naraz przy jednej z ekspozycji. Piszczą hamulce pociągu, sapie lokomotywa, płacze niemowlę, a ktoś jeszcze pogania po rosyjsku: „Dalsze, dalsze, prachodim! A ty szto tak stoisz? Grażdańskij paszport!”.

I znowu głosy po polsku, ale ze śpiewnym akcentem: „Nasze kozy sie chyba pogubiły”, „Gdzie te kaczki?”, „Jaśku, gdzie my przyjechali...”. I w końcu męski głos: „Wszystko będzie dobrze, przyjechaliśmy do Bytomia”.

Tak, Ślązacy pochodzenia kresowego też znajdą tutaj opowieść o swoich korzeniach. Na tej ekspozycji stoi solidny, drewniany kufer, wykonany we Lwowie w drugiej połowie XIX wieku. Pani Klementyna Nowosielska w tym kufrze i w czternastu skrzyniach przywiozła do Tychów w 1957 roku, w czasie tzw. drugiej repatriacji, majątek całej rodziny. Przywiozła też wszystkie pamiątki, które zdołała spakować, żeby lżej jej było tu, na Śląsku, zaczynać wszystko od początku. Kufer podarowali Muzeum Śląskiemu potomkowie Klementyny.

W wulcu u werbusów

Dalej jest dla wielu jeszcze ciekawiej. Są tu pokoje umeblowane w sposób, który przywołuje konkretne wspomnienia wielu z nas. Za szybami meblościanek, przed rzędem szklanek i kryształowych kieliszków, są zatknięte czarno-białe rodzinne zdjęcia z plaży, a dalej święty obrazek. Parę kroków dalej jest nawet urządzona w łazience fotograficzna ciemnia - jak w wielu domach przed czterdziestu laty.

Przed realistyczną makietą blokowiska stoi prawdziwy, pomarańczowy „maluch” 126p z napisem na szybie: „Wcielając w życie uchwały partii realizujemy program motoryzacji kraju”. – Jo sie do malucha nie mieścił – mówił do kolegi mężczyzna po pięćdziesiątce, wyraźnie rozemocjonowany wystawą. Rozmawiali, stojąc na środku „wulca”, czyli prymitywnie umeblowanego hotelu robotniczego.

Surowy jak Ślązak?

Choć wystawa o historii regionu była na Śląsku szczególnie wyczekiwana, to tylko ułamek zbiorów Muzeum Śląskiego. W nowej siedzibie można obejrzeć Galerię sztuki polskiej 1800–1945, Galerię sztuki polskiej po 1945 roku, Galerię plastyki nieprofesjonalnej i Laboratorium przestrzeni teatralnych – przestrzeń w teraźniejszości. Na jesieni dojdzie jeszcze Galeria śląskiej sztuki sakralnej.

Muzeum Śląskie otwarte   Przemysław Kucharczak /Foto Gość Wystawa czasowa - fragment instalacji "Modry" Są także interaktywne gry dla dzieci, są i wystawy czasowe. Z okazji otwarcia nowej siedziby drewnianą instalację „Modry” zbudował tu Leon Tarasewicz, artysta z Krynek na wschód od Białegostoku. Instalacja ma pokazać, jak Śląsk i Ślązaków widzi człowiek z zewnątrz.

Okazało się, że Leon Tarasewicz przyjaźni się z wieloma Ślązakami. Może dlatego jego wizja śląskości jest zaskakująco ciepła. Zbudowana przez niego instalacja z surowych desek wygląda dość surowo, kiedy patrzysz na nią... z zewnątrz. Jeśli wejdziesz do środka, zobaczysz na tych surowych deskach coraz więcej kolorów. A jeśli zainteresujesz się lufcikami i zajrzysz przez nie do samego rdzenia instalacji – zobaczysz tam wręcz eksplozję, ucztę kolorów. Ale i nawet to nie jest jeszcze koniec. Zadziwiający, kolorystyczny punkt kulminacyjny odkryją tylko ci, którzy wejdą po schodkach na drugie piętro instalacji, na jej sam szczyt.