Pingwin w tramwaju! Różańce do kontroli

Maciej Rajfur, Gość wrocławski

GOSC.PL |

publikacja 13.07.2015 13:26

Tramwaj czy autobus to specyficzne miejsce. Niby przestrzeń dla wszystkich, a jednak nie do końca.

 Czasem tramwaj lub autobus to dla kapłanów i sióstr zakonnych „jaskinia lwa” Maciej Rajfur /Foto Gość Czasem tramwaj lub autobus to dla kapłanów i sióstr zakonnych „jaskinia lwa”

W stolicy Dolnego Śląska kapłani i siostry zakonne poruszają się publicznymi środkami transportu. Reakcje mieszkańców na sutannę, koloratkę, czy habit są bardzo różne. Powody tych zachowań także. – Sami odzwyczailiśmy ludzi od takiego widoku. Po prostu się nas tam nie spodziewają. Wielu nie widziało nigdy księdza poza kościołem – mówi ks. Aleksander Radecki.

Jak czerwona płachta na byka

Podejście człowieka do osoby duchownej można odczytać już po samym spojrzeniu. Pod tym względem wyróżniamy trzy zasadnicze postawy wzrokowe. – Po pierwsze, obojętność, brak zainteresowania. Druga opcja: co chwilę niespokojne zerkanie kątem oka. Po trzecie, „mierzenie z góry na dół” ze zdziwieniem lub taką widoczną pretensją, co to za człowiek wszedł – opowiada Teodor Sawielewicz, kleryk 5. roku wrocławskiego seminarium. Ale na wzroku się czasem nie kończy.

– Na pl. Dominikańskim mężczyzna raz wziął mnie „za klatę” i po prostu wyrzucił z tramwaju, za to, że wyglądałem jak ksiądz. Po chwili kilku innych chciało mu „ręcznie” wytłumaczyć, że tak się z pasażerami nie postępuje. Wsiedliśmy z powrotem. Ktoś zapytał: „Co ksiądz mu zrobił?” Odpowiedziałem: „Prawdopodobnie obudziłem sumienie. Pewnie długo nie był u spowiedzi.” Na te słowa wszyscy praktycznie odwrócili się do mnie plecami. Widocznie czuła struna się odezwała – wspomina ks. Radecki.

Zazwyczaj problem pojawia się wśród ludzi pod wpływem alkoholu, szczególnie podróżujących po mieście w grupie. „Procenty” dodają im odwagi i wtedy wychodzi, jakie mają podejście do sprawy. – Kiedyś jeden z kilku młodych chłopaków krzyknął nagle na mój widok: Pingwin, pingwin w tramwaju! – mówi s. Franciszka Wanat. Gdy jadą nietrzeźwi, bywa nieprzyjemnie. – Agresji fizycznej nie ma, ale często słowna. Zaczynają się komentarze na różne medialne wydarzenia związane z kościołem. Cieszą się, że mogą się wyżyć na człowieku. Wtedy pełnię rolę swoistego katalizatora – stwierdza ks. Radecki.

W niektórych przypadkach sutanna czy habit działają jak czerwona płachta na byka. – Pewnego razu mój strój spowodował lawinę wyzwisk i przekleństw. Muszę przyznać, człowiek miał szeroki repertuar wulgaryzmów. Przez ok. 5 minut bez przerwy mnie wyzywał. Potem zaczął się powtarzać. Mówię mu więc: „To już było, zapraszam do spowiedzi, mogę podać adres”. Człowiek się uspokoił – dodaje.

Na dowcip dowcipem

Zdarzają się przypadki, kiedy ludzie traktują księdza lub siostrę zakonną z humorem. – Jechałam z Sępolna tramwajem razem ze studentami. Gdy weszłam, kontrolerzy biletów akurat kończyli „przetrzepywać” pasażerów. Ludzie zwrócili na mnie uwagę, a z grupki młodych wyrwało się takie humorystyczne: „No dobra, w tej chwili różańce do kontroli!” – uśmiecha się s. Franciszka. Innym razem, gdy poruszała się autobusem, ktoś rzucił głośno: „A teraz wszyscy wyciągamy na tacę!”.

Duchowni zgodnie stwierdzają, że poczucie humoru w drugą stronę też jest bardzo ważne. – Nigdy się nie obrażam, nie „nakręcam się”, ale odpowiadam na zaczepkę żartem. Wielu  ludzi jest do odzyskania dla Pana Boga, więc nie możemy się obruszać. Bywały sytuację, że ktoś na mój widok się przesiadał. To dla mnie sygnał, że jest poraniony wewnętrznie – odpowiada ks. Radecki.

Zdarzają się sytuację, kiedy można zostać… bohaterem! – Mam na swoim koncie ujęcie „gapowicza”! (śmiech) „Kanary” złapały chłopaka bez biletu. Wyrwał się nagle i zaczął uciekać do najbliższego wyjścia, przy którym stałam ja. Nie przesunęłam się. Wpadł na mnie i wtedy go dopadli. Usłyszałam wówczas: „Skończysz w piekle!”. Na to jeden z kontrolerów od razu odparł: „Chyba ty”. Potem oficjalnie podziękowali, że pomogłam – wspomina siostra franciszkanka.

Świadectwo dla obu stron

Naturalnie, trafiają się również pozytywne akcenty „tramwajowo-autobusowe”. – Szczególnie starsi ludzie cieszę się, gdy widza księdza. Nie ukrywają sympatii. Kilka razy słyszałem komentarz: „Dziękuję, że ksiądz jest w sutannie”. Bywało, że umawiałem się na spowiedź w tramwaju – mówi ks. Radecki. Kl. Teodor dodaje, że poruszanie się komunikacją miejską stwarza możliwość ewangelizacji, nie tylko samym ubiorem: – Ludzie zagadują, pytają, chcą rozwiać swoje wątpliwości religijne. Często w czasie tych rozmów widać poruszenie – oświadcza.

Sutanna, koloratka czy habit dają ludziom okazję i szansę. Do pozdrowienia i wychwalania Pana Boga, do manifestowania swojej wiary, pokazania pozytywnego świadectwa w przestrzeni publicznej. – Obyśmy jak najczęściej pojawiali się w autobusie czy tramwaju w swoim stroju tradycyjnym i uświadamiali ludziom, że żyjemy pośród nich, że jesteśmy jednymi z nich – puentuje ks. Radecki, który od wielu lat porusza się publicznymi środkami transportu.

TAGI: