Nie jesteśmy terrorystami

Jan Hlebowicz

publikacja 21.07.2015 23:42

Dzięki staraniom Fundacji "Estera", 160 syryjskich chrześcijan, prześladowanych w swoim kraju przez Państwo Islamskie, znalazło schronienie w Polsce. Uchodźców przyjęły pod swój dach rodziny z całej Polski. Dwóch Syryjczyków trafiło do Pruszcza Gdańskiego. Dlaczego zdecydowali się opuścić swoją ojczyznę? Jak wygląda ich życie w nowej rzeczywistości?

Nie jesteśmy terrorystami Jan Hlebowicz /Foto Gość Firas (z lewej) i Fadi chcą jak najszybciej nauczyć się języka polskiego i znaleźć pracę

Firas i Fadi są bliźniakami. Niedawno skończyli 31 lat. Jeszcze kilka tygodni temu mieszkali razem z rodziną w jednej z chrześcijańskich dzielnic Damaszku. Skończyli szkołę średnią, pracowali jako kelnerzy w kawiarni. Firas dorabiał w pobliskim kościele. Zbierał na tacę, zapalał świece, dbał o porządek. To właśnie przez miejscowego proboszcza nawiązali kontakt z Fundacją "Estera".

- Najchętniej zostalibyśmy w Syrii. To piękny kraj, z bogatą historią, kulturą, tradycją. Niestety, od kilku lat życie tam przypominało koszmar - mówią bracia. Brak wody, prądu i huk wybuchających bomb. Tak wyglądała ich codzienność. - Kilka miesięcy przed wyjazdem w pobliski dom uderzył pocisk. Naszego sąsiada, którego codziennie mijaliśmy na ulicy, rozerwało na kawałki - opowiada Firas.

- Każdego dnia docierały do nas informacje, co robią ekstremiści islamscy po wkroczeniu do chrześcijańskich wiosek lub dzielnic miast. Najpierw każą przejść na islam. Jeśli ktoś się nie zgodzi, zabijają na miejscu. Nie robią wyjątków dla kobiet i dzieci - twierdzi Fadi. - Dżihadyści kilkukrotnie próbowali już zdobyć część Damaszku, w której mieszkamy. Żyliśmy w ciągłym strachu, że w końcu może się im to udać. Dla nas byłby to wyrok śmierci - dodaje Firas. Dlatego postanowili uciekać. 

Braci przyjęła pod swój dach rodzina z Pruszcza Gdańskiego. - To małżeństwo z trójką synów. Mamy wrażenie, jakbyśmy znali się od lat. Są bardzo życzliwi, nie tworzą żadnego dystansu - zaznacza Firas. - Teraz akurat wyjechali na wakacje. Zostawili dom pod naszą opieką, chociaż znają nas dopiero kilkanaście dni. Jesteśmy im bardzo wdzięczni za zaufanie i życzliwość - dodaje Fadi.

Mimo tych deklaracji, braciom bardzo zależy na usamodzielnieniu. - Nie możemy nadużywać dobroci naszych gospodarzy. Chcielibyśmy jak najszybciej nauczyć się języka, znaleźć pracę, wynająć jakiś pokój - podkreślają. Dlatego od rana do wieczora, obłożeni słownikami, studiują polskie słowa. W nawiasach zapisują wymowę, którą podpowiada im internetowy tłumacz.

- Już niebawem wszyscy sprowadzeni do Polski uchodźcy wezmą udział w kursie języka polskiego poprzez platformę e-learningową - informuje Przemysław Kawalec z Fundacji "Estera". Pozostaje jeszcze kwestia pracy. - Pomoc w jej znalezieniu zadeklarowała rodzina, u której mieszkają bracia. Problem w tym, że Fadi i Firas nie mogą być legalnie zatrudnieni, zanim nie otrzymają statusu uchodźcy. A na to mogą czekać nawet pół roku. Oczywiście, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by przyspieszyć ten proces - zapewnia.

Samer Samaan nawiązał kontakt z Firasem i Fadim kilka dni po ich przybyciu na Pomorze. Także jest syryjskim chrześcijaninem. W Polsce mieszka od 30 lat. Z wykształcenia jest architektem. Na co dzień prowadzi bar w Gdańsku-Wrzeszczu (więcej o życiu Samera Samaana w 26. numerze "Gościa Gdańskiego" i TUTAJ). Samer pomaga rodakom w nauce języka polskiego i załatwianiu różnego rodzaju formalności. - Tłumaczę z arabskiego na polski i odwrotnie. Bracia angielski znają słabo, co też jest dla nich dużą barierą w kontaktach z Polakami - zaznacza.

Samer codziennie przegląda fora internetowe, czyta artykuły na temat przyjęcia przez Polskę migrantów. - Jestem załamany. Większość nie ma bladego pojęcia, że Syryjczycy, którzy do nas przybyli, to chrześcijanie. Uchodźcy nazywani są terrorystami, których trzeba się jak najszybciej pozbyć. Boi się, że ze względu na wygląd - ciemną karnację i wyrazisty zarost - bracia mogą spotkać się z wyzwiskami, a nawet agresją.

Z drugiej strony Samer słyszy o wielu gestach sympatii ze strony Polaków. - Ludzie są gotowi dzielić się z Syryjczykami swoimi mieszkaniami, oferują pracę, wspierają finansowo. Może więc nie będzie tak źle? - zastanawia się.

Bracia podkreślają, że dotychczas spotykają się wyłącznie z sympatią Polaków. Nie boją się dyskryminacji. - Jeśli nawet zdarzy się, że ktoś nas obrazi, uśmiechniemy się i pójdziemy w swoją stronę. Ale właściwie dlaczego ktoś chciałby nas skrzywdzić? Nie jesteśmy terrorystami. 

Więcej o losach Firasa i Fadiego w 31. numerze "Gościa Gdańskiego" na 2 sierpnia.