Płycizny i fałsze „Aniołów i Demonów"

KAI/k

publikacja 07.05.2009 19:59

Na płycizny i fałsze najnowszej ekranizacji powieści Dana Browna, „Anioły i Demony" wskazuje w swym dzisiejszym wydaniu „L'Osservatore Romano".

Na światową prapremierę filmu, która odbyła się nieprzypadkowo w Rzymie, udał się redaktor naczelny watykańskiego dziennika Giovanni Maria Vian. Po prezentacji obrazu dzielił się z prasą swoimi uwagami, utrzymanymi w ironicznym i pełnym wyrozumiałości tonie. W dzisiejszym wydaniu pisma poświęcono temu obrazowi aż dwa teksty: komentarz Lucetty Scaraffii, która zastanawia się nad „tajemnicą sukcesu” Dana Browna oraz recenzję krytyka filmowego dziennika, ks. Luki Pellegriniego. Ks. Pellegrini z warsztatowego punktu widzenia nie ma realizatorom filmu wiele do zarzucenia. Ze szczególnym uznaniem wyraża się on o tym, jak wybrnęli z kłopotu, jakim była odmowa zgody na kręcenie w oryginalnych wnętrzach Watykanu. Recenzent „L'Osservatore” z pewną pobłażliwością stwierdza, że „nie warto wyliczać historycznych niekonsekwencji... owszem, dodatkową zabawą mogłoby być odkrycie ich, odnotowanie i przyznanie nagrody” dla widzów. Zdaniem autora jeszcze bardziej wskazane byłoby zastanowienie się nad tym, „dlaczego kultura katolicka… zdaje się dziś pozostawiać fikcji zza oceanu oraz kłamstwom historycznym zadanie mówienia w wielkich mediach o Kościele i jego najgłębszej rzeczywistości”. Do bardzo podobnego wniosku dochodzi Lucetta Scaraffia, analizująca zjawisko, jakim są powieści Dana Browna i ich ekranizacje. Przyznaje, że zarówno w „Kodzie da Vinci” jak i w „Aniołach i demonach” zostały podjęte kluczowe kwestie dla współczesnego Kościoła: w "Kodzie" seksualność, zaś w „Aniołach i demonach” relacje między nauką a wiarą. Zarzuca ogromną schematyczność w spojrzeniu na fakty, które są znacznie bardziej złożone. U Browna dobrymi są zawsze postępowcy, zwolennicy seksu i nauki, niezależnie od tego, czy są nimi heretycy, czy papieże, złymi zaś ci, którzy przeciwstawiają się im w imię wierności sztywnej tradycji, która zawsze splami się zbrodnią. Fakt, że ta uproszczona i stronnicza wizja Kościoła cieszy się takim sukcesem... powinien dać do myślenia. Przesadą zapewne byłoby uznanie książek Dana Browna za dzwonek alarmowy: być może są one jednak bodźcem do weryfikacji i uaktualnienia przez Kościół sposobów wyjaśniania swego stanowiska w najbardziej drażliwych kwestiach współczesności” - pisze publicystka watykańskiego dziennika. ml, st (KAI) / ju., Rzym