Ludzie biorą rozwód. A później żałują

KAI (Gazeta Wyborcza Bydgoszcz)/ jk

publikacja 23.05.2009 20:53

Większość osób, którym się rozpadło małżeństwo, wpada w depresję, uczęszcza na spotkania do psychoterapeutów. Żałuje, że tak potoczyło się życie. Tego samego dowodzą wyniki badań przeprowadzonych wśród osób samotnych - mówi Hanna Brzuszczak, współorganizatorka pierwszej regionalnej konferencji na temat rodziny, na łamach bydgoskiej Gazety Wyborczej.

- Kiedyś małżeństwa trwały, bo ludzie poświęcali się dla ogólnego dobra, jakim była rodzina. Dziś rozpadają się przez egoizm i kult jednostki - mówi Hanna Brzuszczak, współorganizatorka pierwszej regionalnej konferencji na temat rodziny. Rozmowa na łamach bydgoskiej Gazety Wyborczej. - Liczba rozwodów rośnie. Mówi się o kryzysie rodziny. Czy to znaczy, że ta instytucja odchodzi pomału do lamusa? - pyta Emilia Iwanciw. - Nie. Badania pokazują, że mamy do czynienia z pewnym kryzysem tradycyjnych wartości, ale rodzina nadal jest dla większości ludzi najważniejsza. Również dla rozwodzących się małżonków jest bardzo istotna. Mając rodzinę, jest trudno, ale bez niej - jeszcze gorzej. Chcielibyśmy utrzymać rodzinę w kupie, ale nie umiemy. Większość osób, którym się rozpadło małżeństwo, wpada w depresję, uczęszcza na spotkania do psychoterapeutów. Żałuje, że tak potoczyło się życie. Tego samego dowodzą wyniki badań przeprowadzonych wśród osób samotnych. - Zawsze chcemy tego, czego nie mamy. A jak już mamy, nie doceniamy. To nie nowość. Co nowego naukowcy widzą w rodzinie? - Konsumpcjonizm, wirtualna rzeczywistość, globalizacja - to wszystko odcisnęło swoje piętno na rodzinie. Wolność, która jest wartością, stała się zagrożeniem. Ludzie, mając coraz większą swobodę, czują się coraz bardziej zagubieni. Rozwodów jest więcej, ale nie dlatego, że małżeństwa są mniej udane niż kiedyś. Jest większe przyzwolenie społeczne na rozstanie, na zdradę. Więcej odwagi i możliwości - w szczególności dla kobiet, by radzić sobie samodzielnie, nawet z dziećmi. Wraz z wyzwoleniem kobiet zmienia się model małżeństwa. Ani kobiety, ani mężczyźni nie nadążają za tymi zmianami. Oczekiwania wobec kobiet są większe niż kiedykolwiek, ale wobec mężczyzn także. Mają być twardzi i wrażliwi zarazem. A kobiety idealnymi gospodyniami i odnoszącymi sukcesy bizneswoman. Sprzeczne oczekiwania małżonków dają konflikt interesów, który jeszcze parę lat temu zakończyłby się kłótnią, dziś kończy się rozwodem. - Zbyt lekką ręką podejmujemy decyzję o rozwodzie? - pyta dziennikarka. - Niestety tak. Wystarczy kilka niepowodzeń i mamy rozwód. Mnie się wydaje, że główny powód kryzysu rodziny to egoizm, indywidualizm, kult jednostki. Dziś na rozlicznych dostępnych warsztatach uczymy się, jak być szczęśliwym, radzi nam się: pomyśl o sobie, powinnaś być dla siebie najważniejsza, bądź asertywna, nie ulegaj, nie poświęcaj się, co z tego będziesz miała. Kiedyś małżeństwa trwały, bo ludzie się poświęcali dla ogólnego dobra, jakim była rodzina. Dziś poświęcenie dla wielu ludzi jest oznaką słabości. Coraz mniej w życiu robimy bezinteresownie. - Czy to oznacza, że rodziny zakładane przez kolejne pokolenia będą przeżywać jeszcze większy kryzys? - Nie sądzę. Owszem, singielstwo wciąż będzie popularnym modelem. I będą rozwody. Ale młodzi ludzie obserwują nietrwałe relacje swoich rodziców, znajomych i wielu z nich będzie chciało pójść zupełnie inną drogą. Pytanie, czy w kraju, który nie ma żadnego pomysłu na politykę prorodzinną, to pokolenie będzie mogło realizować swoje plany. - Polityka prorodzinna w naszym regionie kuleje? - Kuleje w całym państwie, w naszym regionie także. Dziś rodzina, aby dobrze funkcjonować, potrzebuje wsparcia w różnych instytucjach. Bez tego nie istnieje. Tymczasem żłobków prawie nie ma, do przedszkola trudniej się dostać niż na studia. Polityka prorodzinna powinna być budowana ponad podziałami, a zmienia się na nią pomysł wraz z każdą zmianą w rządzie. Becikowe jest dla wszystkich, za chwilę tylko dla wybranych. Ten brak stabilności nie daje młodym ludziom poczucia bezpieczeństwa. ter/hel/ju