Abp Życiński z wykładami w Padwie i Wenecji

KAI/jk

publikacja 02.06.2009 21:34

O wyjątkowości człowieka pośród innych stworzeń i sensie ewolucji rozmawiali uczestnicy seminarium naukowego Venice Summer School on Science and Religion, w którym uczestniczył abp Józef Życiński. Wcześniej wygłosił wykład dla studentów Uniwersytetu w Padwie. Z metropolitą lubelskim rozmawiała KAI.

KAI: Jaki był powód wizyt Księdza Arcybiskupa we włoskich ośrodkach naukowych? - Świat nauki wspomina w tym roku postaci Galileusza i Darwina. Galileusz jawi się jako symbol, Darwin w 1859 roku wydał swoje główne dzieło „O pochodzeniu gatunków”, w którym sformułował podstawy teorii doboru naturalnego. Z tej racji zostałem zaproszony z wykładami najpierw do Padwy, gdzie na słynnym uniwersytecie prowadził wykłady Galileusz, a następnie do Wenecji. Na Uniwersytecie w Padwie, którego wejście do auli zdobi popiersie Kopernika, a wśród postaci polskich studentów są na ścianach m.in. Jan Kochanowski, Klemens Janicki, Stefan Batory, po przedstawianiu wykładu dyskutowałem ze studentami o tym, czy Pan Bóg mógł stworzyć człowieka zgodnie z teorią Darwina. Ze strony studentów nie było oporów, a jeśli jakaś problematyka ich intrygowała, to dlaczego jest zło w ewoluującym wszechświecie, skąd te rysy naznaczone cierpieniem? Mieliśmy o czym dyskutować, bo problem cierpienia jest jednym z najgłębszych, jakie intrygują człowieka. 300-osobowa grupa z Kolegium Barbarigo formułowała wiele opinii, które były wyrazem ich ewolucyjnego podejścia do zagadnień. To nie była dla mnie rzecz banalna, że oni nie widzą konfliktu między nauką a wiarą, bo w pobliskim Mediolanie zaledwie trzy lata temu z inicjatywy pewnych środowisk politycznych zorganizowano tydzień antyewolucyjny. W przeciągu tygodnia źle mówiono o Darwinie, noszono plakaty, umieszczano napisy, z których wynikało, że bronić człowieka i wartości ludzkie to znaczy atakować Darwina. Oczywiście tego typu wizja jest niechrześcijańska, bo niezgodna z przesłaniem, które Jan Paweł II wyraził 22 października 1996 roku w swoim adresie do Papieskiej Akademii Nauk. Studenci z Padwy na szczęście orientowali się w tej tematyce. KAI: A co było tematem spotkania w Wenecji? - Nikt nie ma ambicji, aby atakować teorię Einsteina czy mechanikę kwantową, pewne chore protesty z przeszłości w tej dziedzinie się skończyły, natomiast walka z teorią Darwina jest traktowana jako powód do dumy. Dlatego Fundacja Templetona wraz z weneckim Instytutem Nauki i Sztuki zorganizowała pięciodniowe spotkanie p.t. „Ewolucja a jedyność człowieka”. Konferencja zgromadziła uczestników z wielu środowisk, byli uczestnicy z Princeton, Cambridge, Padwy, z wielu ośrodków amerykańskich. W tej grupie było trzech uczestników muzułmańskich, którzy opowiadali się za teorią ewolucji, nas katolików było pięciu, a pozostali to albo członkowie różnych wspólnot protestanckich albo agnostycy, których było kilku. Wygłosiłem wykład inauguracyjny, w którym proszono mnie o podjecie tematu „Bóg, ewolucja i sens stworzenia”. Muszę powiedzieć, że nawet środowiska agnostyczne przyjęły z otwartością idee, które przedstawiłem. Oni już nie mówią o Bogu, ale zgodzili się, że pewne strukturalne zależności ukazane przeze mnie w wykładzie upoważniają do wypowiedzi o sensie ewolucji. Nie jest to błahe stwierdzenie, bo istnieją dziś autorzy, np. Daniel Dennett czy Edward Wilson, twórca socjobiologii, którzy kwestionują sens ewolucji i autorzy ci są bardzo dobrze znani uczestnikom naszej sesji. Michael Ruse, filozof i filozof nauki, który wygłosił jeden z głównych wykładów, bezpośrednio po zakończeniu sesji pojechał na urodziny do Edwarda Wilsona. KAI: Jakie były główne wątki dyskusji? - Wydarzeniem był wykład Simona Conwaya Morrisa, profesora ewolucyjnej paleobiologii z Cambridge, który mówił o jedyności człowieka, dlaczego jesteśmy niepowtarzalni pod względem kulturowym. Jego argumenty kontrastowały z argumentami autorów, którzy zajmują się np. psychologią małp. Ci ostatni byli zainteresowani głównie podobieństwami i ukazywali, jaki jest wspólny świat zainteresowań, otwarcia na nagrody, dążenia do sukcesu w życiu człowieka i małp, podczas gdy Conway Morris kładł nacisk na niepowtarzalną specyfikę kulturową, która znajduje wyraz na poziomie homo sapiens, a nie znajdujemy jej np. wśród insektów. Autorowi, który prowadził skądinąd interesujący wykład na temat psychologii zwierząt postawiłem pytanie, czym by tłumaczył zachowanie Matki Teresy. Dr Frans de Waal, holenderski zoolog i etolog powiedział mi, że dla niego Matka Teresa, która poświęca się dla innych, a nie szuka własnej korzyści, jest absolutnym wyjątkiem. I jako wyjątek może ją umieścić na marginesie i nie musi tłumaczyć. Odpowiedziałem, że osobnym zagadnieniem jest fakt, że mamy niedużo kandydatek na Matki Teresy, ale zagadnienie jeszcze inne jest takie, że nasz gatunek tak mocno solidaryzuje się z Matką Teresą, znajduje w niej najpiękniejsze ucieleśnienie wzorców życia. To jest sprzeczne z pewnymi mechanizmami przetrwania w walce o byt i odbiega daleko od tych wzorców, o których mówił de Waal opisując zachowania małp. Mile mnie tu zaskoczył, bo przyznał, że nie jest w stanie wyjaśnić tego zagadnienia. To zamykało jeden dzień dyskusji. Stwierdzenie tej wyjątkowości człowieka, dzielącej go od zwierząt niższych było dla nas czymś ważnym. Wśród dyskusji i debat powracał często wątek tzw. inteligentnego projektu. Wszyscy byliśmy zgodni, że pojęcia inteligentnego projektu nie należy wprowadzać do nauki, bo w nauce nie tłumaczy się procesów zachodzących w przyrodzie odwołaniem do Boga, tylko trzeba odwoływać się do czynników naturalnych. Czy można wprowadzać inteligentny projekt do filozofii czy teologii? Tu sceptycy podkreślali – jeśliby wszechświat i egzystencja ludzka miała być dziełem Bożego projektu to ten projekt w pewnych aspektach średnio się udał. Czy nie można było tak zaprojektować człowieka, żeby utrzymywały się te wysokie parametry zdobyte przez zwierzęta niższe i żebyśmy nie musieli się borykać z tyloma chorobami? Na to pytanie już każdy udzielał indywidualnych odpowiedzi, cieszyłem się jednak, że łączyło nas przekonanie, że nie ma opozycji między wizją religijną a wizją przyrodniczą i że pewne koncepcje, jakie nagłaśniane są przez radykalne grupy fundamentalistów, nie miały żadnego odzewu w środowisku naukowym. KAI: Jakie znaczenie mają takie spotkania? - Trzystu uczestników spośród studentów i kilkunastu profesorów na wykładzie w Padwie w środowisku włoskim tworzy jakiś konkret, bo tam nie żyją na co dzień teorią ewolucji. Włosi cenią przede wszystkim sztukę i wartości humanistyczne, natomiast sprawy przyrodnicze zostawiają na boku. Dyskusja była na bardzo wysokim poziomie i nieraz pojawiały się bardzo celne spostrzeżenia i bon moty. Któryś z wykładowców, który ilustrował problem budowy ludzkiego oka postawił problem: która z istot ma znakomity zestaw soczewek, porównywalny do najlepszych kamer, a nie ma żadnego połączenia tych soczewek z mózgiem? Nikt z nas nie miał pojęcia, po co ewolucja tworzyłaby coś takiego. Na to wykładowca odparł: jest taki nowy twór ewolucyjny, nazywa się paparazzi. Ta finezja, żywa wymiana poglądów, nawiązane przyjaźnie, możliwości dyskutowania jest czymś, co potem pięćdziesięciu uczestników sesji weneckiej zawiezie do swoich środowisk. Publikacje, które powstaną, nowe dyskusje, które się nawiążą, będą trwałym dorobkiem tego spotkania.