Bp Skworc: W sporze o wypędzenia niepokoi instrumentalne traktowanie historii

KAI/kab

publikacja 09.06.2009 13:01

„W sporze między Polską a Niemcami w sprawie wypędzeń niepokoi instrumentalne traktowanie historii i jej wykorzystywanie dla celów politycznych, uprawienie wybiórczej polityki historycznej nad Łabą i nad Wisłą" - uważa bp Wiktor Skworc, ordynariusz diecezji tarnowskiej

Przewodniczący Zespołu Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec w rozmowie z KAI komentuje niedawną wspólną odezwę niemieckich partii chadeckich CDU i CSU przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, w której domagają się one międzynarodowego potępienia wypędzeń. Bp Skworc przestrzega, aby „nie dopuścić do jakiejś, nawet werbalnej, eskalacji wzajemnych pretensji, tym bardziej, że wspomniana deklaracja w poważnej prasie niemieckiej przeszła bez echa.” - We wspólnej odezwie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego niemieckie partie chadeckie CDU i CSU wydały deklarację domagającą się międzynarodowego potępienia wypędzeń a obowiązująca w Unii Europejskiej swoboda osiedlania się i wyboru miejsca zamieszkania jest pierwszym krokiem do realizacji prawa do ojczyzny, również dla niemieckich wypędzonych. W odezwie mowa jest także o wspólnej Europie, której narody mogą żyć zgodnie i bez prawnej dyskryminacji będącej konsekwencją przeszłości. Słowa te wywołały w Polsce polityczną burzę. Czy słusznie? Bp Wiktor Skworc: Pytanie dotyczy dwóch zdań z punktu 4 deklaracji wydanej wspólnie przez dwie chadeckie partie w Niemczech przed wyborami do parlamentu europejskiego. Te słowa, szczególnie mówiące o wypędzeniach, wyrażają pewną oczywistość i trudno się z nimi nie zgodzić. Natomiast bardziej niepokoi sformułowanie dotyczące urzeczywistnienia prawa wypędzonych do ojczyzny, a przede wszystkim kontekst, w jakim zostały sformułowane, a jest nim tocząca się aktualnie polemika na temat wypędzeń i sposobie ich upamiętnienia. Ponadto doświadczenie poucza, że jeśli coś zostaje potępione, to jego konsekwencją są roszczenia. I to doświadczenie znajduje w deklaracji potwierdzenie. Warto też zauważyć, że w tym samym punkcie obie partie deklarują, iż chcą Europy przyznającej się do swoich chrześcijańskich korzeni, co ich zdaniem powinno się wyrazić w przywołaniu imienia Boga w traktacie europejskim. - Czy nie jest to przykład instrumentalizacji historii do celów politycznych? Nie tylko niepokoi partyjna deklaracja dwóch niemieckich partii; nade wszystko niepokoi instrumentalne traktowanie historii i jej wykorzystywanie dla celów politycznych, uprawienie wybiórczej polityki historycznej nad Łabą i nad Wisłą. Często jest ona ukierunkowana na doraźne cele, przede wszystkim stając się elementem akcji przedwyborczej. I jako taka budzi upiory przeszłości i nie ma nic wspólnego z wizją europejskiego domu, pod budowę którego fundament kładli budowniczowie polsko – niemieckiego pojednania, jak również Jan Paweł II i politycy, którzy mieli odwagę iść drogą historycznej prawdy i przebaczenia, i na nich budować przyszłość obu narodów. Nie zbudujemy jej, jeśli zaczniemy od nowa szacować ruiny i kwestionować oczywiste winy i ich konsekwencje. - Jak zatem reagować? Trzeba politykom w Niemczech i w Polsce przypomnieć odpowiedzialność za słowo wypowiadane w tak delikatnej materii, jak relacje polsko-niemieckie. Do niedawna uważaliśmy je, za co najmniej poprawne, czy nawet za dobre, nie tylko na płaszczyźnie politycznej, również na płaszczyźnie społeczeństw. Wiemy, jak bardzo te relacje poprawiły się od początku lat 80-tych, kiedy to Kościoły katolicki i ewangelickie w Niemczech podjęły szeroką akcję charytatywną i humanitarną pomocy dla polskiego społeczeństwa. Wtedy też naprawdę doszło do rzeczywistego spotkania społeczeństw, a nie tylko polityków. Byłoby zagrożone to, co się już dokonało, gdyby po obu stronach zabrakło rozwagi, umiaru i kompetencji w mówieniu o trudnych polsko - niemieckich relacjach. Nie wolno dopuścić do jakiejś, nawet werbalnej, eskalacji wzajemnych pretensji, tym bardziej, że wspomniana deklaracja w poważnej prasie niemieckiej przeszła bez echa. - No właśnie kompetencji?! Uważam, że ważniejszą od niefortunnych deklaracji czy oświadczeń polityków jest „praca u podstaw”, a ta dokonuje się w polsko - niemieckiej Komisji Podręcznikowej, pracującej nad wspólnym podręcznikiem historii; jej działalność, a przede wszystkim efekty tej działalności, będą o wiele ważniejsze niż przedwyborcza propaganda polityki historycznej. Bo to przede wszystkim z podręczników młode pokolenie Niemców i Polaków będzie się uczyło historii relacji między naszymi narodami. Jej przewodniczący R. Traba w wywiadzie (październik 2008) dla „Mówią wieki” stwierdził, że „w tym momencie pojawia się gruba kreska, która oddziela politykę od konkretnych prac projektowych. Komisja zarządzająca określa przestrzeń, w której funkcjonujemy, daje pieniądze, wspiera wprowadzenie podręcznika do szkół. Pozostałymi pracami kieruje rada naukowa, która określa kryteria merytoryczne. Jej członkami są naukowcy i eksperci dydaktyki: pięciu polskich i pięciu niemieckich. Ona decyduje, jakie tematy muszą być podjęte w podręczniku, decyduje też o doborze autorów, których wyłonimy w drodze konkursu”. Owocem działania tej wspólnej Komisji Podręcznikowej są już „Wskazówki i materiały do nauczania historii. Polska i Niemcy w XX wieku”, a w nich rozdział poświęcony wypędzeniom i przesiedleniom, mówiący całościowo o tych bolesnych wydarzeniach. Chciałoby się dodać: wreszcie! Niech historycy zajmą się kompetentnie historią, a politycy kreowaniem polityki ku przyszłości na fundamencie tego, co już w relacjach polsko-niemieckich zostało dokonane. Nie zwalnia to tych ostatnich od zaznajomienia się z historycznymi opracowaniami. Nie tak dawno zakończono prace nad wspólnym szkolnym podręcznikiem do historii stosunków francusko-niemieckich. A te, jak wiemy, są nie mniej obciążone niż nasze. A więc to dobry prognostyk.

- Ważna jest nie tylko historia, ale i bardzo dobre od lat, polsko-niemieckie kontakty międzyludzkie, na które chyba zbyt mało zwraca się uwagę. Nie bez znaczenia są również istniejące relacje polsko-niemieckie na płaszczyźnie miast, gmin, samorządów, parafii, szkół, szpitali itd. Te więzi należy umacniać i nadal prowadzić do spotkania ludzi żyjących po obu stronach granicy, akcentować współpracę, to wszystko, co pozytywne. - Czy sprawa wypędzeń powinna być akurat przedmiotem gry politycznej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego? Wypędzenia to temat nośny, budzący niestety negatywne emocje po obu stronach granicy, dlatego nie powinien być elementem wyborczej kampanii. Szkoda, że te dwa wspomniane zdania umieszczono w interesującej skądinąd deklaracji. Ponadto posługiwanie się stereotypami, przekonanie, że na takim a nie innym przedstawianiu Polaków czy Niemców można coś politycznie „ugrać”, to nadużycie. Nie wolno niszczyć tego, co już dokonało się między naszymi Kościołami, społeczeństwami. Czasem odnoszę wrażenie, ze politycy nie nadążają… - Czy sprawa wypędzeń była już może przedmiotem rozmów naszych episkopatów? Jednym z punktów naszego spotkania w Bambergu, gdzie Grupa Kontaktowa Episkopatów Polski i Niemiec obradowała w dniach 9-11 maja 2009 r., była sprawa wypędzeń. Miałem więc okazję zaprezentować tam nasze stanowisko. W przeszłości też o tych kwestiach dyskutowano. Wypędzenia czy wysiedlenia – jak każda odpowiedzialność zbiorowa – nie może być z moralnego punktu akceptowana. Trzeba jednak zaraz zauważyć, że w kontekście II wojny światowej, to sami Niemcy są za nie odpowiedzialni; że są one konsekwencją wojny, którą wywołali. - No właśnie nasuwa się pytanie, czy Niemcy maja prawo do upamiętniania swoich ofiar? Niektóre środowiska to prawo poniekąd kwestionują. Mają i z tego prawa już korzystali. W odniesieniu do wypędzonych odpowiedź również nie może być negatywna, z tym, że zostanie zachowany warunek, iż chodzi o pokazanie całościowego obrazu wojny i ofiar hitleryzmu, całościowego tzn. pokazującego także cywilne ofiary, nie tylko wypędzonych, ale i ofiary nalotów bombowych; gwałtów, które w powojennej panoramie Berlina były codziennością wielu kobiet. W tym kontekście można postawić pytanie, jak upamiętnić np. robotników sezonowych z okupowanej Polski i innych krajów, przymusowo wysiedlonych do III Rzeszy, którzy tam wykonywali niewolniczą pracę, tam cierpieli, ginęli? Natomiast nie może być przyzwolenia na manipulację historyczną prawdą. Trzeba więc z naszej strony przypominać, że w czasie wojny istniał realizowany General-Plan-Ost. Pierwszym jego punktem była eksterminacja polskiej inteligencji, w tym duchowieństwa. O innych punktach tego planu nie będę dziś mówił. Przypominam jedynie, że Polska i Polacy byli pierwszą ofiarą II wojny światowej i mieli być w zamyśle tego planu niewolnikami pracującymi dla III Rzeszy. - Wiemy jak wiele nasze Kościoły uczyniły w sprawie pojednania pomiędzy naszymi narodami. Wiemy też, jak ta sprawa jest i może być interpretowana na różne sposoby i doprowadzić w relacjach polsko-niemieckich znowu do bolesnych sporów. Czy i jakie stanowisko powinny zająć nasze Kościoły w kwestii wypędzeń? Całą dyskusja wokół sprawy wypędzeń przypomina, że nasze pojednanie to wciąż aktualne wezwanie; wciąż trwający proces natury politycznej, społecznej, eklezjalnej i moralnej; jest więc również zdaniem dla naszego pokolenia. Jest również wezwaniem i zadaniem dla naszych Kościołów. Trzeba nam wszystkim woli, konsekwencji, odwagi w kontynuacji tego procesu. - Czy w najbliższym czasie można oczekiwać jakiegoś stanowiska biskupów naszych krajów w tej sprawie? Właśnie nasza Grupa Kontaktowa pracuje nad wspólnym słowem z racji 70. rocznicy rozpoczęcia wojny; mam nadzieję, ze dojdzie do ustalenia stanowisk i jego opracowania. I tak jak poprzednio, w roku 1965 i 2005, Kościół katolicki w Polsce i Niemczech okazał profetyczną perspektywę przebaczenia i pojednania, tak i teraz w aktualnej sytuacji głos Episkopatów obu krajów może wnieść nowe światła w spory polityków. Można by postulować i życzyć sobie intensywniejszej współpracy w nowym parlamencie europejskim katolików i chrześcijan z Niemiec i Polski w kwestii wartości i umieszczenia invocatio Dei. - Co powinno być uwzględnione we wspólnej deklaracji? Myślę, że nie trzeba powtarzać tego, co może nie znalazło wtedy szerszego echa a zostało zapisane w oświadczeniu Konferencji Episkopatu Polski i Niemiec z okazji 40. rocznicy wymiany listów między oboma Episkopatami w 1965 r., wydanym we Wrocławiu 25 września 2005 r. Sądzę, że z racji 70. rocznicy wybuchu wojny trzeba wezwać wiernych do modlitwy w naszych Kościołach; do modlitwy za wszystkie ofiary wojny, do modlitwy o pokój dla nas i przyszłych pokoleń; do modlitwy o dar pojednania. Trzeba również wskazywać profetycznie przyszłość, którą możemy jako Kościoły budować w Europie i w świecie, współdziałając w dziele ewangelizacji, w dziele solidarności z Kościołami prześladowanymi, w realizacji projektów ewangelizacyjnych i humanitarnych; nade wszystko – jako Kościoły – powinniśmy prowadzić do spotkania ludzi, do pojednania i przebaczenia – na płaszczyźnie sprawiedliwości i miłości i prawdy. Krzysztof Tomasik (KAI) / ju., Tarnów