Gazeta Wyborcza: Czy bogaty pójdzie do nieba?

KAI /kab

publikacja 15.06.2009 10:42

O pieniądzach z abp Józefem Życińskim, metropolitą lubelskim rozmawia na łamach Gazety Wyborczej Aleksandra Klich.

- W rodzinie księdza biskupa rozmawiało się o pieniądzach? - pada pierwsze pytanie. - Tak, bo zwykle ich brakowało. Byliśmy biedni, mój ojciec, kolejarz, umarł, gdy miałem 13 lat. Pamiętam, jak mama opowiadała, że była wtedy taka bieda, że gdy przyszedł do domu Żyd Icek, a babcia przygotowywała na obiad solone kartofle, to zapanowała konsternacja: czy w geście chrześcijańskiej miłości zaprosić go do stołu, czy raczej nie, bo jedzenia było tak mało (...). Potem też było ciężko. Żeby skończyć liceum w Piotrkowie, udzielałem korepetycji. Ale gdy poszedłem do seminarium w Krakowie, pieniądz przestał być dla mnie czymś istotnym - opowiada arcybiskup. - Do seminarium zgłosił się pewien inżynier, którego córka zginęła w wypadku. Oboje z żoną stwierdzili, że chcą łożyć na utrzymanie przyszłego księdza. Przełożeni wytypowali mnie. To był piękny gest tych ludzi. Nie żyją już, codziennie się za nich modlę - mówi. Na pytanie, na co wydaje pensję, biskup odpowiada: – Z kurii pensji nie dostaję. KUL, gdzie mam wykłady, płaci mi na konto - mówi. Jak czytamy pieniądze wydaje głównie na książki. - Płacę kartą. Ale z książkami jest pewien kłopot. Coraz mniej czasu na lekturę i miejsca na półkach. Jak z wykładów uzbiera się większa suma, np. 20 tys., rozdzielam ją między tych, o których wiem, że mają nadzwyczajne problemy. - Biskup często myśli o pieniądzach? - pyta dziennikarka. - Bardzo często. Musi zadbać o pensje dla pracowników, znaleźć pieniądze na inwestycje. Dziś zacząłem dzień od narady w kurii na temat tego, od których kościołów zacząć remonty. W naszym projekcie odnowy zabytków na Wisłą planowaliśmy remonty kilku ośrodków, poczynając od Kazimierza Dolnego. Wydatki sięgać będą 42 mln złotych; okazało się, że Unia Europejska może nam dać 23. Skąd wziąć 19 mln zł? - odpowiada arcybiskup. - Dobrze się ksiądz czuje w tym świecie finansów? - pyta Klich. - Źle. Ale ja nie jestem od tego, żeby czuć się dobrze - odpowiada hierarcha. Na pytanie, czy dokształca się z ekonomii, odpowiada: Życie mnie doucza, mam zresztą ludzi w kurii, którzy znają się na ekonomii i zmianach prawnych. - Ale to ksiądz biskup zakazał pewnym zakonnikom produkcji piwa. Ponoć dlatego, że produkcja była nieopłacalna - mówi dziennikarka. - Nie wypada, by zakonnicy produkowali piwo, które w dodatku nazywało się Klasztorne. W dodatku byli ze 2 mln zł do tyłu. Uprosili mnie, żebym im pozwolił jeszcze trochę sprzedać, to się odkują. Szybko mieli już 5 mln zł długów. Gdyby mnie zaraz posłuchali, wyszliby na tym lepiej - odpowiada arcybiskup. - Zawsze, gdy w filozoficznych rozważaniach pojawia się napięcie między być a mieć, zadajemy pytanie, czy całkowicie dyskredytować mieć. Ewangelia odpowiada: nie oto chodzi. Pytanie, jak połączyć mieć konieczne do bezpiecznego funkcjonowania z być – kulturą ducha, wrażliwością, wartością - mówi abp Życiński. Nie uważa jednak, że pieniądze są grzeszne. – Wynalazek koła można wykorzystać do produkcji i ambulansu, i czołgu. Tak samo jest z pieniędzmi - mówi. - Św. Paweł w Liście do Efezjan pisze tylko o jednej poważnej sytuacji zagrożenia pieniędzmi: gdy stają się bogiem, czyli wartością najwyższą. […] Judasz to dla mnie nie tyle problem zaślepienia pieniędzmi, ile zagubionej hierarchii wartości. Złem była nie tyle jego gotowość przyjęcia 30 srebrników, ile pragnienie działania, które miało w jego przekonaniu okazać się bardziej skuteczne niż Jezusa. Judasz to fenomen fałszywej wizji sukcesu. I śmiem twierdzić, że we współczesnej kulturze największym problemem jest właśnie obsesja sukcesu.[…] Nie niepokoi mnie, jeśli ktoś pracuje i zarabia, marzy o domu, dobrym samochodzie. Pytanie tylko, w jakim tempie chce osiągnąć życiowe cele. Czy nie staje się niewolnikiem wyścigu do sukcesu? Goni, bo wszyscy obok gonią? Istnieje na eksport, demonstrując swoje osiągnięcia poprzez konsumpcję? Wierzy, że posiadając, staje się wolny? Przeraża mnie, że można mierzyć ludzką wolność w kategoriach własności. I to w kraju, gdzie tak mocna jest tradycja chrześcijańska. A przecież Chrystus urodził się w żłobie, nie w hotelu, złożono go do wypożyczonego grobu, Ostatnia Wieczerza odbyła się w wynajętym wieczerniku, tuż przed ukrzyżowaniem odebrano mu ostatnią szatę - mówi abp Życiński. Według niego daleko odeszliśmy od tego, co o szczęściu pisał Władysław Tatarkiewicz – że to stan satysfakcji z życia przeżywanego jako całość. Czyli: jesteśmy szczęśliwi, jeśli czujemy, że wszystko, co przeżyliśmy, miało sens. […] Ja bym się obawiał społeczeństwa, które żyje błogo, żuje gumę, zalicza telewizyjne love story, a nie potrafi cierpieć, być wiernym, poświęcać się, dotrzymywać słowa. Te terminy zniknęły z debaty publicznej. Do przesady słyszymy zaś o kreatywności, która zaprowadzi do sukcesu, do pieniędzy - mówi arcybiskup. Słowo "kreatywność" to jego zdaniem często synonim cwaniactwa.

- Kryzys – czas, gdy ludzie muszą walczyć o przeżycie – to nie najlepszy moment na dyskusje o wartościach? - pyta dziennikarka. - Przeciwnie. Kryzys wyzwala z przywiązania do pieniędzy, uwrażliwia na potrzeby innych, odbudowuje wspólnotę. Wyzwala z błędnego przekonania, że na świecie zawsze musi być równowaga i spokój. Po bankructwie któregoś z lubelskich zakładów poprosiłem o pomoc. Zgłosili się ludzie, którzy zaprosili bezrobotnych na święta Bożego Narodzenia. To nie jest łatwe, bo to przecież święta rodzinne. Ci zaproszeni mówili mi później: „To było wspaniałe, poczułem się znowu potrzebny”. (...) Dziennikarka pyta arcybiskupa o bogatego młodzieńca z Ewangelii, który nie poszedł za Chrystusem, bo nie potrafił porzucić swojego majątku. - Nie uważam, że jeśli zamiast innych wartości wybierzemy pieniądze, to zawsze to się źle kończy. Ale jestem katolickim biskupem i dla mnie ideałem jest Jezus i Jego życie. W końcu nic by się nie stało, gdyby anioł w dzień zwiastowania powiedział Maryi: „Jedną willę będziesz miała w Nazarecie, drugą w Egipcie, na wypadek ucieczki przed Herodem, a trzecią w Jerozolimie. O sprzątaczki i kucharki też się nie martw. Wszystko załatwione”. Wielu uznałoby to za minimalny warunek akceptacji wcielenia: skoro Bóg chce, żebym urodziła Jego syna, to niech się o nas zatroszczy. Ale ani Bóg się nie zatroszczył, ani Maria oto nie poprosiła - mówi arcybiskup. Opowiada też pewną anegdotę: – Z pewnym samorządowcem z zachodniej Polski jedliśmy obiad po jakiejś uroczystości, a on przez cały czas mówił jak najgorzej o Kulczyku. W końcu zapytałem: „A co konkretnie pan Kulczyk zrobił złego?”. Usłyszałem: „On mi totalnie gra na nerwach”. Przekonanie, że ktoś, kto odniósł sukces, musi być niemoralny, stanowi iluzję, w której jakże często wyraża się nasza bezinteresowna nieżyczliwość. - Arcybiskup uważa , że to połączenie PRL-u i działalności współczesnych specjalistów od korupcji. - Gdy słyszymy o tym, ilu wikła się w dwuznaczne sytuacje, kradnie, oszukuje, to łatwo już wtedy o wniosek, że wszyscy bogaci w taki sposób zdobywają pieniądze. Do tego dochodzą kontrasty między poziomem życia różnych grup społecznych - mówi. – Interwencjonizm i opiekuńczość państwa dobrze brzmi na poziomie ogólnych zasad. Problem zaczyna się na poziomie konkretów. Gdzie ma się kończyć opiekuńczość państwa, żebyśmy nie stracili swojej podmiotowości? Albo co zrobić, żeby się nie okazało, że najlepiej finansowo mają się ci, którzy tylko zdali się na opiekę państwa? - mówi abp Życiński. Na pytanie, czy sprawdza się nasz polski liberalizm, odpowiada: Bałbym się mówić o liberalizmie jako takim, bo wciągu tych 20 lat mieliśmy kilka rządów, które albo odwoływały się do jego zasad, albo je odrzucały. Na pewno nie wolno ani straszyć dzieci liberalizmem, ani go absolutyzować. Z jednej strony dziękujmy Bogu, że mieliśmy w Polsce kompetentnych reformatorów – […] Z drugiej strony gnębi mnie pytanie, czy mechanizmy korupcji to przejaw grzechu pierworodnego, czy jest w tym jakiś mechanizm wolnego rynku, któremu dałoby się instytucjonalnie przeciwdziałać. - Czy Kościół powinien oddać? Pieniądze są nie tylko problemem społeczeństw. Ewangelia uczy, że Kościół jest Kościołem ubogich… - mówi dziennikarka Gazety. - ...Raczej akcentuje solidarność z ubogimi - odpowiada hierarcha. - Kościół ubogich to pojęcie odwołujące się do sfery ducha. Założyciel Opus Dei podkreślał, że czuje się odpowiedzialny za zbawienie zarówno kloszarda, jak i doskonale funkcjonującego biznesmena. Ewangelia nie mówi: „Błogosławieni bogaci, którzy dokonali skoku na kasę, albowiem oni będę podziwiani i będą ludźmi sukcesu”. Ale nie mówi też: „Błogosławieni najbiedniejsi”. Nie wynosi na piedestał finansowej nieroztropności. Jednak wystarczy pojechać do Watykanu, żeby się przekonać, jak majątek Kościoła rozpala wyobraźnię wiernych. - A gdyby tak instytucji kościelnej poradzić jak młodzieńcowi z Ewangelii św. Mateusza: sprzedaj, rozdaj ubogim? - pyta dziennikarka. - To jest do przeprowadzenia. Natychmiast się tym zainteresują koneserzy sztuki. Ale nie wiem, w jaki sposób skorzystają biedni. Mają się wprowadzić do opuszczonych kościołów? - mówi arcybiskup. – Wolność od krępujących nas dóbr to istotny składnik wizji Chrystusa i misji jego uczniów. Wizje, by Kościół jako instytucja stał się ubogi, urzekają prostotą, ale powtarzam pytanie: komu przekazać kościelne dobra i kto by na tym zyskał? Zresztą z Watykanu został zaledwie skrawek, nie ma już wielkiego, bogatego państwa. Nie można jednak zniszczyć całej struktury ewangelizacyjnej. Czy np. wolno nam oddać domki nad jeziorem, w których odpoczywają podczas kolonii dzieci z ubogich rodzin? Moglibyśmy bez tego żyć, ale czy bylibyśmy skuteczni? Podziwiam wielu ludzi Kościoła, którzy, wybierając Chrystusa, byli radykalni. Taki Tomasz Merton za prawa autorskie do książek mógł dostać kilka milionów dolarów. Ale był trapistą, więc oddał je swojemu zakonowi, który za te pieniądze np. remontował stare kościoły i klasztory. Asam Merton miał zaiste luksusowe życie: wstawał o wpół do drugiej na pierwsze pacierze, na śniadanie jadł czarny chleb i pił kawę zbożową. I spał we wspólnej sypialni, słuchając chrapania współbraci, bo trapiści nie mają oddzielnych cel, żeby się nie przywiązywać do własnego mieszkania. - Rozumiem, że Kościół jako instytucja nie może się obejść bez pieniędzy. A gdyby tak wprowadzić zasadę absolutnej transparentności? - pyta dalej dziennikarka. - Od kilkunastu lat publikuję bilans kurialny. Jedyny jego efekt jest taki, że nikogo te cyferki nie interesują. No, chyba że miałbym długi, byłaby jakaś afera, to wtedy wszyscy by huczeli. - Od czasu do czasu wybuchają w Kościele afery finansowe. Nie da się tego uniknąć? - pyta Klich. - Nie miałem takich perturbacji ani w Tarnowie, ani w Lublinie, więc trudno mi się kompetentnie wypowiadać - mówi arcybiskup. - Może jednak problem majątków kościelnych należało inaczej rozwiązać? - sugeruje dziennikarka. - Teraz trudno byłoby tę sprawę odkręcać. Niewątpliwie jest to delikatny problem. Sądzę, że w znacznej mierze to było odreagowanie PRL-u, gdy władza traktowała instytucje kościelne niesprawiedliwie i nieuczciwie - odpowiada metropolita lubelski.