Ks. Kloch: Niezrozumienie mediów w Kościele tworzy niepotrzebny dystans

KAI/k

publikacja 15.06.2009 14:21

„Niezrozumienie przez duchownych mechanizmów, jakimi rządzą się media, tworzy niepotrzebny dystans. Dziennikarze to też ludzie, trzeba im pomóc, by dobrze wykonali swoją pracę."

Mówi ks. dr Józef Kloch, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski. W rozmowie z KAI opowiada o 25-leciu swojego kapłaństwa, relacjach między Kościołem a mediami i pracy biura prasowego Episkopatu. - Powiedział Ksiądz kiedyś, że Kościół potrzebuje mediów. Ale czy dobrze z nich korzysta po 20 latach wolności? Kościół jest mocny w internecie i tygodnikach. Szczególnie dobrze wykorzystuje internet, który jest medium o wielkich możliwościach; jego stosowanie w Kościele stale jest rozwijane dzięki wysiłkowi intelektualnemu grupy entuzjastów. Także „Gość Niedzielny”, który jest o krok od zajęcia pierwszego miejsca wśród opiniotwórczych tygodników, i może prześcignąć „Politykę”, odnajduje się bardzo dobrze na rynku medialnym. - To media, należące do Kościoła. A jak zachowują się ludzie Kościoła wobec mediów świeckich? Dominuje współpraca z nimi czy lęk? Znaczna część ludzi Kościoła zachowuje dystans wobec mediów. Księża obawiają się manipulacji. Często nie wiedzą, że mogą i powinni żądać autoryzacji tekstu wypowiedzi w mediach drukowanych. Natomiast jeśli jest to radio czy telewizja to już nie mogą kontrolować, co zostanie wybrane z ich wypowiedzi i tego się bardzo obawiają. Odnoszę wrażenie, że tej bojaźni i rezerwy do mediów jest zbyt dużo. Innym powodem tego dystansu jest różnica między czasem, jakim duchowni dysponują na ambonie a czasem, który dają im media, gdy w 20-30 sekundach muszą zawrzeć główną myśl, a na dodatek w sposób ciekawy i dynamiczny. Wielu księży twierdzi, że to niemożliwe. I właśnie owo niezrozumienie mechanizmów, jakimi rządzą się media na całym świecie – zwłaszcza co do tempa pracy, autoryzacji i zwięzłości wypowiedzi – powodują niepotrzebny dystans. Dziennikarze to ludzie, którzy pracują i trzeba im pomóc w pracy, aby dobrze wykonali swoje zadanie. - Ale są osoby w Kościele, które bardzo dobrze potrafią media wykorzystać do ewangelizacji, a ich patronem z pewnością jest Jan Paweł II. Są ludzie, którzy świetnie wykorzystują media i bardzo dobrze w nich wypadają. Ojciec Leon Knabit, czy ks. Bogdan Bartołd, proboszcz archikatedry w Warszawie, to duchowni, którzy potrafią posługiwać się językiem dostosowanym do mediów. Nieraz na spotkaniach księża pytają mnie, dlaczego w mediach na okrągło obecni są trzej arcybiskupi Nycz, Życiński i Gocłowski oraz biskup Pieronek? Mówię im, że odpowiedź jest bardzo prosta: ponieważ potrafią mówić zwięźle, interesująco i odbierają komórki, są niemal zawsze do dyspozycji dziennikarzy, co jest bardzo ważne przy szybkim tempie pracy dziennikarzy. Na pytania odpowiadają natychmiast. Jeśli pyta dziennik, lub media elektroniczne – radio czy telewizja – odpowiedź musi nadejść natychmiast, na zasadzie dziś pytanie, dziś odpowiedź. Takie są realia pracy tych mediów i jeżeli ktoś rozumie te mechanizmy – jest w mediach obecny. A jeżeli ktoś nie potrafi, to dziennikarze go nie szukają. Jest to jednak drugorzędna praca duchownego, gdyż nie został on wyświęcony po to, aby był w mediach obecny. Ksiądz ma być mistrzem ducha, a nie mistrzem mediów. - I stosuje się Ksiądz do tych zasad w swojej pracy? Staram się, a jeżeli ktoś z dziennikarzy okazał się nierzetelny, to ja nie muszę z nim rozmawiać. Ale takich ludzi jest niewielu. - Jakimi tematami media interesują się najczęściej? Bez wątpienia czekają na sensację. Dlatego informacja o tym, że zorganizowano darmowo półkolonie dla dzieci z rodzin niezamożnych, nie jest niestety dla mediów interesująca. Jeśli dzieje się coś dobrego, media zwykle nie informują o tym, ale gdyby zdarzył się klaps na tychże półkoloniach, pewnie przyjechałoby niezwłocznie 20 dziennikarzy. Trochę trudno więc dziwić się ludziom Kościoła, że reagują dystansem na media działające w taki sposób. Że są one nastawione na zagadnienia interesujące – to normalne, także i ja jako odbiorca też szukam w gazecie ciekawych tematów. Ale między nimi a sensacjami jest wielka różnica. Dobrze, gdy informacje są merytoryczne, ale nie plotkarskie. Jest też coś takiego jak linia gazety. Są tytuły, w których od lat nie czytałem nic pozytywnego na temat Kościoła, bo taka jest linia redakcji i nic innego w niej nie przejdzie. - Szukanie sensacji kosztem informacji i analiz. Na naszym rynku medialnym próżno szukać głębokich analiz, takich, jakie ukazują się w prasie zachodniej, przykładowo spod pióra włoskich watykanistów. Oni przygotowują bardzo rzetelne analizy, mają ogromną wiedzę o Kościele. Gdy czyta się zagraniczne przeglądy prasy, np. „Forum”, rzuca się w oczy wielka erudycja zagranicznych dziennikarzy i ogromny wysiłek intelektualny, włożony w ich artykuły. Nasz rynek pod tym względem jest w tyle, choć są już pierwsze jaskółki. Nie widać w mediach wielkiego zapotrzebowania na tego typu komentarze. Oby jednak przebiły się i na naszym rynku.

- Jakie wydarzenie z tych 6 lat pracy na stanowisku rzecznika Episkopatu szczególnie zapadły w pamięci księdza? Któregoś popołudnia wracałem do domu i nagle okazało się, że cały dziedziniec przed domem, gdzie mieszkam, jest szczelnie zapełniony kamerami, wozami satelitarnymi, dziennikarzami radiowymi. Jeden jedyny raz to się wydarzyło, wrażenie było niezwykłe. Życie rzecznika usiane jest niespodziankami. Jest ono ciekawe, wymagające, trzeba być do dyspozycji dziennikarzy niemal 24 godziny na dobę. Ale to nic nowego dla mnie – być do dyspozycji, jestem przecież księdzem. A spotkania z ludźmi nieraz są pasjonujące. To, co zaczęło się 6 lat temu, jest niezwykłą przygodą, choć bardzo wymagającą. - Jak Ksiądz ocenia politykę informacyjną Kościoła i czy w ogóle taka polityka istnieje, bo może wszystko idzie raczej na żywioł? Zasada jest prosta – polityka informacyjna stowarzyszenia, zakonu, diecezji, jest taka, jak jej szef – to on nadaje kierunek. I nic w tym dziwnego, bo taka jest struktura Kościoła. Ogólnie trudno wymagać od duchownych, by byli świetnymi mówcami w mediach, bo oni się tego nie nauczyli, nie miał im kto powiedzieć, jak się zachować w radiu czy przed kamerą. Kiedy studiowałem na przełomie lat 70. i 80., to nam się w głowie nie mieściło, że jakieś radio czy gazeta będzie się interesować księdzem, czy parafią. Wtedy czytaliśmy same negatywy o Kościele w partyjnej prasie. Dziś na różnego typu uczelniach kształci się coraz więcej duchownych, w przyszłości - speców od mediów. Od strony medialnej edukowani są też klerycy. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci i owoce wysiłku wykładowców edukacji medialnej będziemy zbierać za lat 5, 10, 15. Czego Jasia nie nauczysz, tego Jan nie będzie umiał. Mam twardy dowód na tę moja tezę, że najistotniejsza jest edukacja. Dotyczy on nauczania zastosowań informatyki; wprowadzone w latach 90. już daje efekty. Tarnowskie seminarium było pierwszą uczelnią, która w roku akademickim 1991/92 wprowadziło tę dziedzinę, jako przedmiot wykładowy, tam też zorganizowano pracownię komputerową dla kleryków. Dziś zagadnienie tworzenia systemu poczty elektronicznej brzmi egzotycznie w diecezji tarnowskiej, gdyż my go mamy już od 12 lat! Blisko jedna trzecia księży „przeszła” przez moje ręce na zajęciach w seminarium duchownym i to daje efekty. Nie ma innej drogi, niż edukacja – także w dziedzinie mediów. Natomiast utyskiwanie dziś, że duchowni nie potrafią dobrze współpracować z dziennikarzami, w znacznym stopniu nie ma sensu. Gdzie oni mieli się tego nauczyć w okresie komuny? Potrzeba czasu, aby opracować tematy, skrypty, przekazać wiedzę. Przykładem dobrego edukatora i jednocześnie człowieka dobrze rozumiejącego media był ksiądz, a potem biskup Jan Chrapek. Ale on sam najpierw się kształcił w tej dziedzinie i to poza granicami Polski! Tylko dzięki edukacji będziemy mieć w przyszłości pokolenie księży nie reagujących lękiem na widok kamery, czy mikrofonu. Już teraz niektórzy radzą sobie znakomicie w mediach. Oni wcześniej się tego uczyli, jako studenci dziennikarstwa w Polsce, albo w Rzymie. Dziś doskonale znają prawa, którymi media się rządzą. Znakomitym przykładem tego jest franciszkanin, o. Jan Szewek. - Był Ksiądz jednym z pionierów wprowadzenia Internetu do Kościoła. Kiedy to się zaczęło? W 1986 r. pracowałem w Nowym Sączu i zacząłem kupować czasopisma „Komputer” i „Bajtek”. Na początku nic z tego nie rozumiałem, ale potem szło mi coraz lepiej. Pytanie, które sobie stawiałem brzmiało, jak technika komputerowa może pomóc w pracy mnie, jako księdzu. Ale wcześniej zdarzyło się coś, dzięki czemu zainteresowałem się informatyką. Jadąc do parafii, w której wówczas pracowałem – Ciążkowic pod Tarnowem, zabrałem czekającego „na okazję” lektora z mojej parafii. I ten chłopak już wówczas, w 1986 roku, korzystał z laboratorium komputerowego w tuchowskim liceum. Miał do czynienia z takimi komputerami jak Spectrum, Commodore czy Atari. W czasie tej podróży wypytałem go, co potrafi komputer i dowiedziałem się, że można na nim pisać, liczyć, rysować. Byłem zdziwiony taką wielofunkcyjnością jednego urządzenia. Pomyślałem, że warto się zastanowić, jak je zastosować w Kościele. Ta rozmowa zaważyła na moich późniejszych zainteresowaniach. Na kolejnej parafii, w Nowym Sączu, zorganizowałem grupę świeckich i duchownych pasjonatów komputera, która prowadziła takie analizy. Należał do niej m.in. obecny sekretarz generalny Episkopatu Stanisław Budzik, wówczas świeżo upieczony ksiądz doktor, który przyjechał dopiero co z Austrii i swoją pracę napisał na komputerze. Był w tej grupie także pochodzący z Torunia o. Jacek Dembek, świetny matematyk, wykładowca PAT, współpracownik ks. prof. Michała Hellera, dzisiaj radny generalny w Rzymie. Do tego grona należał też informatyk, dr Władysław Iwaniec, późniejszy prorektor PWSZ w Tarnowie. Przygotowaliśmy dwa opracowania – pierwsze w jaki sposób informatyka może być stosowana w diecezji, i drugie - na zamówienie - ks. Jana Chrapka, późniejszego biskupa radomskiego - jak można stosować komputery w Kościele w Polsce. Snuliśmy plany, które zostały praktycznie zrealizowane do połowy lat 90. Przewidzieliśmy też powstanie opartej na zdobyczach techniki komputerowej katolickiej agencji prasowej. W ślad za pierwszym opracowaniem diecezja tarnowska, jako pierwsza w Polsce, została skomputeryzowana za czasów bp. Józefa Życińskiego. - Od kiedy Ksiądz ma własny komputer? Od 1987 roku, wtedy kupiłem Amstrada Joyce’a – był świetny, miał drukarkę i stację dysków wmontowaną w monitor. Kosztował majątek, tyle co wówczas mały Fiat. Zarobiłem na to cudo pracując w Niemczech na zastępstwie jako ksiądz. Po kupieniu komputera nie spałem całą noc - nie byłem pewien, czy będę potrafił go obsługiwać, a cena była zawrotna. - Jest Ksiądz współtwórcą „Opoki” – popularnego katolickiego portalu internetowego. To też efekt umiejętności, które nabyliśmy z grupą współpracowników. Dziś „Opoka” jest w czołówce liczących się stron internetowych, gdyż ma 800 tys. czytelników. To nie wzięło się z niczego, to była ciężka praca, także edukacyjna. Trafiliśmy też w dobry czas. - Po przyjeździe do Warszawy mówił Ksiądz, że nie likwiduje mieszkania w Tarnowie, bo nigdy nic nie wiadomo. Czy po tych latach czuje się Ksiądz pewniej? Rzecznik nigdy nie może mieć poczucia stabilności czy pewności, bo zawsze może „wejść na minę”. Ale sądzę, że po tych 6 latach doszło między mną i dziennikarzami do lepszego rozumienia się i wzajemnego szacunku. Ja traktuję dziennikarzy poważnie i liczę na wzajemność. W okresie pełnienia funkcji rzecznika tylko jeden jedyny raz poprosiłem o sprostowanie. To chyba świadczy o tym, że obie strony traktują się poważnie. Poznałem też lepiej pracę mediów centralnych, wcześniej pracowałem w swojej diecezji w radio, byłem korespondentem KAI, pisałem dla „Gościa Niedzielnego”. Ulepszyłem swój warsztat, poznałem wielu ludzi, nawiązałem sporo kontaktów, co daje bez wątpienia poczucie większego komfortu w pracy.

Ważne jest wzajemne poszanowanie. Niedawno byli u mnie dziennikarze z Moskwy, którzy przygotowywali materiał naszym ostatnim o 20-leciu. Zapytali mnie, czy mogą przyjechać o 19.30, odpowiedziałem, że nie ma problemu. Wy jesteście w pracy i ja będę w pracy. Odbyliśmy ciekawą rozmowę, częściowo po rosyjsku. Jestem pewny, że poczuli się dowartościowani, że rzecznik Episkopatu miał o tej porze dla nich czas. Ja jestem dla dziennikarzy, taka obecnie jest moja służba i na tym się koncentruję. Rozmawiała Alina Petrowa-Wasilewicz (KAI) *** Ks. dr Józef Kloch ma 50 lat, jest tarnowianinem. Od 1986 roku prowadzi analizy dotyczące zastosowań informatyki, a następnie Internetu w misji Kościoła. Zorganizował pierwszą w Polsce pracownię informatyczną w Instytucie Teologicznym w Tarnowie. Studia doktorskie z filozofii ukończył na Wydziale Filozoficznym PAT w Krakowie. W 1993 roku przebywał na stypendium doktoranckim w USA na The Catholic University of America w Waszyngtonie. Był pierwszym Dyrektorem Programowym Radia Dobra Nowina w Tarnowie oraz przewodniczącym Rady Programowej tej diecezjalnej rozgłośni. Współpracował z tarnowskim wydaniem Gościa Niedzielnego. Pełnił funkcję diecezjalnego korespondenta KAI. Jest autorem szeregu artykułów z zakresu filozofii nauki i sztucznej inteligencji, zastosowań informatyki i dydaktyki komputerowej oraz mediów. Promotorem jego pracy doktorskiej (Argument ‘Chińskiego Pokoju’ w krytyce mocnej sztucznej inteligencji według Johna Searle’a) był ówczesny biskup tarnowski Józef Życiński. Jest współautorem pierwszego w Polsce podręcznika do zajęć z zastosowań informatyki na uczelni katolickiej Przechadzki z komputerem. Jest wykładowcą filozofii nauki i zastosowań informatyki na Wydziale Teologicznym w Tarnowie, prowadzi też wykłady zlecone z rzecznictwa prasowego na studium podyplomowym w UKSW w Warszawie. W latach 1998-2008 był prezesem zarządu Fundacji Opoka. Z inspiracji bpa Wiktora Skworca tworzył Katolickie Centrum Edukacji Młodzieży Kana w Tarnowie. Współtwórca stron internetowych www.opoka.org.pl oraz www.episkopat.pl W styczniu 2003 r. uhonorowany tytułem Internetowego Obywatela Roku przyznawanym przez organizację Internet Obywatelski za wkład w budowę społeczeństwa informacyjnego. Od 1 lipca 2003 r. jest rzecznikiem Konferencji Episkopatu Polski. Włada językami: angielskim, niemieckim i rosyjskim.