Naprotechnologia alternatywą dla in vitro

KAI/jad

publikacja 17.06.2009 18:55

Naprotechnologia jako naturalna metoda leczenia niepłodności jest alternatywą dla metody sztucznego zapłodnienia in vitro, które nie leczy - podkreślali uczestnicy konferencji prasowej 17 czerwca w Warszawie.

Wzięli w niej udział lekarze ginekolodzy, instruktorka naprotechnologii i abp Henryk Hoser, przewodniczący Zespołu Ekspertów KEP ds. Bioetycznych.W Polsce naprotechnologia znana jest od niedawna, niespełna 200 par rozpoczęło obserwację metodą Creightona pod kierunkiem 20 instruktorów, lekarzy w trakcie szkolenia jest 11. Na całym świecie pracuje zaledwie 400 lekarzy naprotechnologii. Większość z nich w USA, Australii, Irlandii, Wielkiej Brytanii i na Tajwanie. Pojedynczy lekarze pracują we Francji, Szwajcarii, Niemczech i Holandii. Naprotechnologia to metoda leczenia niepłodności oparta na dokładnej diagnostyce. W pierwszym etapie polega ona na przeprowadzeniu obserwacji cyklu miesięcznego kobiety, systemem Creightona – wykorzystywanego do naturalnych metod planowania rodziny. Po 3-miesięcznej obserwacji następują konsultacje lekarskie, podczas których diagnozuje się na czym polega niepłodność. Na tej podstawie wybiera się leczenie przyczyny niepłodności, które wg statystyk, sięgają nawet 80 proc. skuteczności. Jeśli leczenie nie przyniesie skutku, para małżeńska przygotowywana jest do decyzji o podjęciu adopcji. Twórcą tej metody jest prof. Thomas W. Hilgers, ginekolog położnik, zafascynowany encykliką „Humanae vitae” papieża Pawła VI. Według jego statystyk, przeprowadzonych w Galway i opublikowanych pod koniec 2008 roku, w ciągu 4 lat leczenia z niepłodności metodą naprotechnologii 1200 par, 52 proc. przypadków zakończyło się ciążą. 136 par zgłosiło się do prof. Hilgersa po nieudanych zabiegach in vitro. Dzięki leczeniu odnotowano wśród tych par 168 ciąż. Abo Henryk Hoser, przypomniał, że niepłodność jest zjawiskiem narastającym i niepokojącym. Wywołuje też szereg egzystencjalnych problemów. Należy pamiętać, że człowiek poprzez swoje zachowanie może przyczynić się do swojej niepłodności. Przyczyny niepłodności wymagają zdiagnozowania. Arcybiskup zwrócił też uwagę, że w dyskusjach na forach internetowych i wśród mediów widać ignorancję w kwestii naprotechnologii. – To stosunkowo nowa metoda i niewiele jest ośrodków ją stosujących w porównaniu z ośrodkami stosującymi inne, zastępcze metody zapłodnienia – powiedział abp Hoser. Podkreślał, że stosowanie różnych metod sztucznego wspomagania zapłodnienia wywołuje też problemy innego rodzaju – np. jeśli do zapłodnienia dochodzi dzięki połączeniu komórki jajowej i plemników anonimowego dawcy a do tego ciąża noszona jest przez „matki zastępcze”, które zgadzają się na przyjęcie zarodka ludzkiego za opłatą. Wówczas trudno ustalić powiązania rodzinne dziecka. Abp Hoser podzielił się także swoim pomysłem narodowego programu leczenia niepłodności. Uważa on, że należy się skupić na profilaktyce i edukacji młodych ludzi, by np. nastolatki umiały rozpoznać i szanować swoją płodność. Zwrócił uwagę, że na Zachodzie prowadzone są już tego rodzaju programy z młodzieżą.

Dr Maciej Barczentewicz, specjalista ginekolog położnik i prezes Fundacji Instytutu Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II w Lublinie, przedstawił pokrótce na czym polega naprotechnologia i jakie są jej koszty w porównaniu ze stosowaniem in vitro. W etapie stawiania diagnozy naprotechnologia jest droższa, gdyż przeprowadzane są dokładne badania w celu rozpoznania przyczyny niepłodności. Realne koszty w pierwszym roku stosowania naprotechnologii wynoszą 100-1500 zł, w kolejnym następne 1000 zł. Ale już samo staranie się o poczęcie jest tańsze w przypadku naprotechnologii. Naprotechnologia, która w odróżnieniu od metody in vitro, leczy niepłodność, daje też szanse na następne ciąże. Problematyczne jest jedynie przeprowadzanie specjalistycznych badań, których nie refunduje NFZ. Dr Barczentewicz uważa jednak, że nie są to koszty przekraczające możliwości zwyczajnej rodziny. Nie wyklucza też, że w przyszłości – wzorem zagranicznym – Fundacja będzie dofinansowywać małżeństwa ubogie, których nie będzie stać na leczenie. Szkolenia lekarzy i instruktorów naprotechnologii na grunt polski zaszczepiła w ubiegłym roku mgr farmacji Janina Filipczuk, która pracuje w Kanadzie. W pierwszym szkoleniu na przełomie listopada i grudnia ub.r. wzięło udział 26 osób, w tym 11 lekarzy. Kolejne szkolenie odbędzie się w ten weekend. Zapowiedziała ona, że planuje stworzenie w Polsce nowego zawodu – instruktora naprotechnologii. Instruktor nie tylko uczy obserwacji metodą Creightona, ale także uczy jak czytać „biomarkery”, czyli oznaczenia na wykresach. Mogą one pomóc w zdiagnozowaniu i profilaktyce typowych chorób, których pełne objawy pojawiają się dopiero po menopauzie. Prof. Bogdan Chazan, dyrektor szpitala im. św. Rodziny w Warszawie, zwracał uwagę na to, że naprotechnologia kładzie nacisk na współpracę małżonków w obserwacji cyklu miesięcznego kobiety i szanuje jej godność oraz godność dziecka. Zwrócił też uwagę, że należy szkolić już studentów medycyny, aby zwracali większą uwagę na obserwacje kobiet. Podkreślił, że lekarze od in vitro nie poświęcają czasu na diagnostykę. Prof. Chazan przypomniał też, że metoda in vitro wiąże się z zagrożeniami dla zdrowia kobiety i dziecka, które są bardziej narażone na wady rozwojowe. Dr Anna Dzioba, lekarz rodzinny, potwierdziła, że często lekarze lekceważąco traktują kobiety i nie interesują się ich obserwacjami, choć wywiad z pacjentem jest ważnym elementem stawiania diagnozy. Podzieliła się przykładem własnej pracy, w której skupia się na uczulaniu kolegów-lekarzy na wysłuchiwanie kobiet i przyglądanie się uważnie ich obserwacjom cyklu miesięcznego. Konferencja naukowo-szkoleniowa nt. naprotechnologii odbędzie się 12 i 13 września w Lublinie. Wśród zaproszonych gości są prof. Thomas Hilgers i jego żona – współtwórczyni systemu oraz instruktorka. Szczegóły znaleźć można na stronie www.leczenie-nieplodnosci.pl. Konferencja ma charakter naukowy, ale jest otwarta dla dziennikarzy.