No i wszystko jasne

Andrzej Macura

Ważniejszy stołek czy Pan Bóg? Teraz politycy będą musieli jasno się zadeklarować.

No i wszystko jasne

Co Kościół powinien zrobić z politykami, którzy w parlamencie poparli mocno przeciwny jego nauczaniu projekt ustawy o in vitro? I z prezydentem, który tę ustawę podpisał? Dyskusja na ten temat, pewnie nie tylko w Internecie, trwa od końca czerwca. Potęgują ją kolejne po sejmie porażki: w senacie i u prezydenta. Nic nie da się zrobić? Wszystkich ekskomunikować? Dobrze, że głos w tej dyskusji zabrał  Przewodniczący Rady Prawnej KEP, abp. Andrzej Dzięga. 

Dobrze, że abp Dzięga jasno stwierdził, iż głosowanie w parlamencie czy podpisanie niemoralnej ustawy nie jest tylko prywatną sprawą tego czy innego polityka, ale publiczną deklaracją sprzeciwu wobec nauczania Kościoła. Tak, to publiczny grzech, który przyniósł też sporo zgorszenia. I nie o oburzenie tu chodzi, ale o zachęcanie w innych wierzących do grzechu. Dobrze też, że w dokumencie pojawił się punkt o świadomości i dobrowolności takiego wyboru. Dość już bojaźliwego palenia Bogu świeczki a diabłu ogarka. Bycie chrześcijaninem to nie łaska robiona Bogu, a zaszczyt, który naprawdę zobowiązuje. Jeśli któryś z posłów nie rozumiał nad czym głosuje albo został do tego przymuszony, powinien to publicznie powiedzieć. A nie tchórzliwie milczeć i być jak cielę, co to dwie matki ssie. 

Bardzo dobrze też, iż dokumencie znalazło się przypomnienie, że osoby które mają udział w  tym grzechu nie powinny przystępować do Komunii. I że ich powrót do przystępowania do Komunii powinien dokonać się nie tylko przez sakramentalną spowiedź, ale także przez publiczna zmianę stanowiska. Słusznie, bo tego domaga się zgorszenie, do jakiego przez ich postawę doszło. Samo wyznanie grzechów w konfesjonale to w tym wypadku chyba rzeczywiście za mało, żeby mówić o prawdziwym żalu i szczerym postanowieniu poprawy. 

Cieszę się tez jednak, że komunikat Przewodniczącego Rady Prawnej KEP przypomniał wierzącym, że choć głosowanie za in vitro jest ciężkim grzechem, nie jest  z im jednak złączona automatyczna kara ekskomuniki. Część gorliwców zbyt chętnie by nią szafowała. Faktycznie,  czy ma miejsce sytuacja – jak to określono w Kodeksie Prawa Kanonicznego – trwania „z uporem w jawnym grzechu ciężkim, lepiej zostawić poszczególnym ordynariuszom.  I naprawdę trudno, by w tak delikatnej  sprawie decydował ad hoc rozdający komunię kapłan.

Jasny komunikat w sprawie parlamentarzystów i prezydenta decydujących się poprzeć skrajnie niemoralne prawo ma  chyba jeszcze jedną dobrą stronę. Oto na naszych oczach kończy się w Polsce zrodzona jeszcze w czasach komunizmu postawa pobłażliwego traktowania ludzi władzy. To wtedy Polacy nauczyli się, że można pełnymi garściami czerpać z możliwości, jakie daje przynależność do  „nomenklatury”, a jednocześnie w ukryciu być porządnym katolikiem. Ba, często nawet lepszym od innych, bo mogącym po cichu wiele załatwić. Teraz to zdaje się kończyć. I bardzo dobrze.