Premiera modlitwy

Franciszek Kucharczak


GN 33/2015 |

publikacja 13.08.2015 00:15

Prawdziwa pomyślność to życie po myśli Boga.

Premiera modlitwy rysunek franciszek kucharczak /gn

Po fiasku projektu „Palikot” wielu polityków uświadomiło sobie, że w Polsce szyderstwa z chrześcijaństwa i z wszystkiego, co ma z nim związek, nie bardzo się sprzedają. Ludzie nie kupują nawet straszenia pazernością kleru i tłuczenia w kółko, jak też Kościół okrada Polskę. Jeszcze mniej popularny okazał się kurs na „tolerancję”, polegającą de facto na uprzywilejowaniu deprawacji. Żadne jeremiady nad rzekomo okropnym losem „związków nieformalnych” jakoś ludzi nie przejęły, a mityczne „miliony Polskich homoseksualistów” jakoś nie znalazły odbicia w słupkach poparcia.

Promotorzy związków partnerskich i orędownicy genderowego „uzgadniania płci” jakoś nie znajdują wdzięczności społecznej. Jeszcze więcej zrozumieli politycy po wyborze Andrzeja Dudy na prezydenta. Okazało się oto, że Polakom nie przeszkadza czyjś realny katolicyzm. No i zaczęło się. Ewa Kopacz uklękła przed papieżem, całując go w pierścień, co stanowiło jaskrawe zaprzeczenie nie tak przecież dawnej deklaracji Donalda Tuska, że PO nie będzie klękać przed księdzem.

No i tak to leci. Tu pani premier rzuci: „W imię Boże”, tam się przeżegna. A niedawno we Wrocławiu, gdy Ewa Kopacz znalazła się w ogniu krytyki, powiedziała oponentowi: „Będę się za pana modlić”.


No bardzo piękna deklaracja! Załóżmy, że szczera i że z jej dotrzymaniem będzie inaczej niż z zapewnieniami partii rządzącej, że na przykład zmniejszy biurokrację. Jeśli pani premier rzeczywiście będzie się modlić – za oponentów czy nie, to już mniej istotne, ważne, że do Boga – wówczas przybliży się jej sukces. Ale bez paniki. Rzecz w tym, że jeśli ktoś się naprawdę za kogoś modli, to zwiększa obszar dobra. I to jest prawdziwy sukces.

Bóg nigdy nie wysłuchuje ludzi tak, żeby mogło to komukolwiek zaszkodzić. Bo to nie jest tak, że jeśli, powiedzmy, Ewa Kopacz poprosi „Przyjdź królestwo twoje”, to Bóg zaraz umocni królestwo Platformy Obywatelskiej. No nie. Jeśli się ludzie modlą, On przybliża SWOJE królestwo. Zawsze. I zawsze to jest dobre dla wszystkich – również dla Ewy Kopacz. A może dla niej, jako modlącej się, najbardziej.

Jednak myliłby się ktoś, kto sądziłby, że dla modlącego się dobre jest zawsze to, czego się akurat domaga. Bynajmniej. Człowiek domaga się różnych rzeczy, które mu mogą zaszkodzić, bo nie wie, co te rzeczy mają w środku – a tego, co mają na zewnątrz, też nie zawsze rozumie. A Bóg daje tylko dobre rzeczy. Nie poda kamienia zamiast chleba, nie poda węża zamiast ryby. Ponieważ zaś Bóg kocha Ewę Kopacz, to – zwłaszcza gdy ona zwraca się do Niego – nie da jej tego, co mogłoby jej zaszkodzić, a przy okazji innym. Czyli, być może, kolejnej szansy na premierowanie. Pewnie, że to byłoby wbrew jej nadziejom i nie byłaby z tego zadowolona – a z nią jej ekipa i bardzo wielu innych. Ale realizacja ludzkich planów nie jest warunkiem zbawienia. Tym warunkiem jest realizacja planów Bożych. Bo nasz ostateczny sukces to jest zbawienie.

Jak go realizować? Dowiemy się na modlitwie.


Niekumaci


Renata Kim z „Newsweeka” w wywiadzie dla NaTemat.pl podzieliła się swoją troską o Polskę pod prezydenturą Andrzeja Dudy. Zatrwożyła się na przykład, słysząc, że prezydent zamierza spełnić swoje obietnice, bo to może dużo kosztować. To trochę dziwne, zważy-
wszy, że do tej pory jej środowisko obawiało się, że prezydent tylko gadał, a naprawdę nie zamierza zrealizować swoich obietnic. Ale najciekawsze było później, gdy pani Kim stwierdziła, że prezydent swojej religijności nie powinien „manifestować tak ostentacyjnie”. Jak chce, ma to robić prywatnie. Renata Kim, na przykład, tak właśnie robi. „Nie przyszłoby mi do głowy, żeby każdy sukces zawodowy uświetniać uroczystym nabożeństwem” – powiedziała. No to teraz już wiadomo, skąd się bierze odklejenie od społeczeństwa salonowych elit politycznych i dziennikarskich. To, co jest oczywiste dla przeciętnego człowieka, im po prostu nie przychodzi do głowy.

Za co przeprosiny


W dniu zaprzysiężenia nowego prezydenta w warszawskim kościele sióstr wizytek odprawiono Mszę św. za Bronisława Komorowskiego. Sprawujący ją księża Aleksander Seniuk, Kazimierz Sowa, Andrzej Luter i Stanisław Opiela przeprosili byłego prezydenta „za wiele niesprawiedliwości, także bardzo podłych”, które były wypowiadane „przez ludzi, których nazywamy ludźmi Kościoła”. Później w „Gazecie Wyborczej” ks. Kazimierz Sowa wyjaśniał: „Przeprosiliśmy, żeby atakowany prezydent nie czuł się przez Kościół odrzucony”. Wynika z tego, że przeprosiny były po to, żeby prezydent miał dobre samopoczucie płynące z przekonania, że nic złego nie zrobił. I żeby wszyscy wiedzieli, że „ludzie Kościoła”, ujmujący się za ludźmi mrożonymi w azocie lub zabijanymi, są niesprawiedliwi
i podli.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.