Tajemnica i statystyki

Joanna Kociszewska

publikacja 10.04.2009 11:01

Od wczorajszego wieczora żyjemy Tajemnicą. Od wczorajszego wieczora trwa liturgia Miłości Boga do człowieka. Czy jeszcze potrafimy to zauważyć, przejąć się i tym żyć?

Ogłaszać alarm czy nie? Komentarze do opublikowanych niedawno wyników badań ISKK można podzielić na dwie grupy: tych, którzy każą czekać i przypominają o pogodzie i tych, którzy wołają o nową ewangelizację. Z duszpasterskiego punktu widzenia – pisze Zbigniew Nosowski - wyniki te powinny pilnie stać się przedmiotem refleksji pastoralnej. I dodaje, że „nawet jeśli okaże się za rok, że tendencji spadkowej jednak nie ma, to i tak wiemy dobrze, że takie niebezpieczeństwo istnieje”. Zdecydowanie refleksja jest potrzebna, ale nieco w innym punkcie. Dlaczego działanie chrześcijan ma być obliczone tylko na próbę uniknięcia strat? Dlaczego ewangelizacja w tych komentarzach jawi się tylko jako sposób na statystyki? Czy jeszcze coś mamy do pokazania, zaoferowania? Czy jeszcze chcemy i widzimy potrzebę, by nieść ludziom Dobrą Nowinę? Interesują nas liczby, czy ludzie, którzy usiłują się nasycić namiastkami miłości oferowanymi przez dzisiejszy świat, i ciągle nie mogą zapełnić pustki? Od wczorajszego wieczora żyjemy Tajemnicą. Od wczorajszego wieczora trwa liturgia Miłości Boga do człowieka. Liturgia męki, śmierci i zmartwychwstania. Czy jeszcze potrafimy to zauważyć, przejąć się i tym żyć? Czy sami naprawdę czujemy się przez Boga kochani, gdy zaczynamy o tym mówić? Człowiek, który kocha i jest kochany nie musi się odzywać. Wystarczy że jest, a i tak widać przez niego miłość. Czemu przez nas nie widać Boga? Trzeba wyjść do ludzi, sami nie przyjdą – usłyszałam niedawno. To prawda. Zamykanie się we własnym kręgu i pocieszanie, że lepiej żeby było mało chrześcijan, za to wiernych, to złudzenie. Nic nie przychodzi z soli, która traci swój smak. Ale też nic nie przyjdzie z takiej, która stoi szczelnie zamknięta w słoiku. Sól nie jest od stania i zachowywania smaku, ale od tego, by dodawała smaku potrawie. Do tego musi się z nią zmieszać. Myślę o działaniach zwykłych ludzi, którzy po prostu robią swoje, każdego dnia. Myślę o owocach ich działań – może niemedialnych, w skali świata niewielkich, ale olbrzymich w skali człowieka. Bez wielkich planów i akcji, za to z przekonaniem, że dają innym to, co sami mają najlepszego. Jezusa Chrystusa, który za nas umarł i zmartwychwstał. To naprawdę działa! Tajemnica naszej wiary dzieje się na naszych oczach. Niech te dni, które przeżywamy, sprawią, byśmy stali się świadkami, nie tylko głosicielami, Miłości Boga.