Kryzys kapłaństwa i wiary wg TVN

ks. Wojciech Wójtowicz

publikacja 16.03.2009 11:28

Naturą Kościoła jest bycie symfonicznym. Elementem katolickości jest także stawianie odważnych pytań i weryfikacja tego, co wypływa z naszych ludzkich interpretacji czy kościelnego prawa, które w wielu wypadkach nie ma charakteru dogmatycznego. Wypadałoby jednak do tych ważnych analiz zapraszać nie tylko modnych kontestatorów, ale też ludzi z codziennego "frontu".

Poniedziałkowy poranek jest czasem, gdy po niedzielnym świętowaniu powracamy do codziennych obowiązków i jak to po niedzieli bywa... potrzebujemy dopingu. Po porannej Eucharystii i śniadaniu, a przed przystąpieniem do codziennej pracy naukowej jest zatem jeszcze chwila na kubek dobrej kawy w braterskim, kapłańskim gronie. Całkiem przypadkowo „tło kawy” stanowi śniadaniowy program telewizji TVN. Jolanta Pieńkowska i Wojciech Jagielski zapragnęli podjąć tematykę religijną. Może na kanwie doświadczeń w świętowaniu dnia pańskiego? Do programu zaproszono o. Jacka Prusaka z „Tygodnika Powszechnego”, pana Tadeusza Bartosia (byłego dominikanina) oraz Szymona Hołownię. Temat dyskusji z serii o wszystkim i o niczym: „Kryzys kapłaństwa i wiary w Kościele”. W jednej dziesięciominutowej dyskusji pojawiają się kwestie: małżeństw niesakramentalnych, zapłodnienia in vitro, celibatu, odejść z kapłaństwa, zakonnego posłuszeństwa, braku młodzieży w kościołach, osobistych wyborów pana Tadeusza, problemów ojca Jacka, który od pierwszych minut programu spotyka się z docenieniem ze strony prowadzącej za to, że jest w Kościele „tym, który mąci”. Pani Pieńkowska od początku wyrasta na bacznego obserwatora życia Kościoła, bo w czasie niedzielnych mszy nie widzi (????) młodych ludzi. Pan Bartoś deklaruje, że w Kościele nie ma przestrzeni do dyskusji, a tym bardziej do krytyki biskupów. Na poparcie swojej tezy odsyła do kanonu 1273 KPK. Mamy pod ręką Kodeks. Pomyłka. Nic takiego tam nie ma. Dobrze, że obok mnie jest kolega doktorant prawa kanonicznego i podpowiada, że chodzi o bardzo osobliwą interpretację kanonu 1373. Zainteresowanych odsyłam do lektury. Ojciec Jacek, którego cenię za umiejętność stawiania (jakże ważnych przecież) krytycznych pytań, opowiada o opozycji, z jaką spotykają się jego artykuły wśród współbraci zakonnych. Szymon Hołownia stara się obiektywizować, wprowadzać ład i chwilami musi bronić nauczania Kościoła. Wszystko w dziesięć minut. Jak w dobrym serialu sensacyjnym. Nam po obejrzeniu programu pozostaje głęboki niesmak. Najpierw (tak to nazwijmy) metodologiczny. Bo albo sprawy wiary i moralności są kwestią tak doniosłą i wymagającą tak dojrzałej oraz spokojnej refleksji, że nie wolno za wszelką cenę dopuścić do ich „tabloidyzacji”, która w telewizyjnej formie przybiera kształt dziesięciominutowej pogaduszki, albo są tematem tak lekkim, że swobodnie pasują do nieuporządkowanych dyskusji w stanie picia „kawy na rozbudzenie”. Drugi problem jest natury personalnej. Jak mawiał mistrz Hans Urs von Balthasar prawda jest symfoniczna. Artykułuje się w postaci wielu głosów i przez różne style. Tu jednak trzeba zapytać o charakter symfonii, którą nie pierwszy raz funduje nam telewizja TVN. Kwestia osobistych ocen. Dla mnie bowiem ani pan Bartoś nie jest „powszednim” typem eks-księdza, ani ojciec Prusak wizytówką nieobcego jednak polskiemu Kościołowi krytycznego myślenia, które sam bardzo cenię.

Znam wielu braci, którzy porzucili kapłańskie szeregi. Wielu uczęszcza dziś regularnie na Eucharystię i dba o swoją modlitwę. Przypadek pana Bartosia jest jednak osobliwy, począwszy od jego wiary chrystologicznej (o. Prusak bronił w programie katolickości pana Bartosia, podkreślając, że nie jest on poza Kościołem), a skończywszy na naiwnym lansowaniu przez środowisko „Gazety Wyborczej”, której dziennikarze po dziś dzień wypowiadają się o panu Bartosiu jako cenionym teologu, podczas gdy ten ewidentnie całe swoje życie zajmuje się filozofią (jako teolog występował też w TVN). Teologiczne przyczynki o. Bartosia w codziennym wysoko nakładowym dzienniku zawsze budziły mój sprzeciw. Wystarczy wspomnieć lansowanie przebrzmiałej już dziś w teologii tezy o prymacie ortopraksji nad ortodoksją, dość egzotycznej pewno dla przeciętnego czytelnika codziennej prasy. Ojciec Joachim Badeni, nestor polskich dominikanów, po odejściu Bartosia z zakonu pisał tak: „Tej radości brakowało mi u Tadeusza Bartosia. Odprawiałem z nim mszę św. To była droga krzyżowa, Golgota. Celebrować Eucharystię z kimś, kto czyni to obojętnie, nonszalancko, a nawet bez wiary, to jest autentyczna liturgia krzyża. Dużo cierpienia sprawia nonszalancja w podejściu do najświętszych postaci chleba i wina. Bartoś mówił, że to tylko symbol. Taka wizja jest kusząca, bo po wierzchu może tak wyglądać, ale tam brakuje wiary” („W drodze”, kwiecień 2007). Jestem wierzącym kapłanem i to smutne świadectwo stanowi dla mnie ogromny czynnik w ocenie poglądów pana Bartosia. Ojciec Jacek Prusak, jak mniemam, dzieli mój los w tym sensie, że wciąż jest doktorantem. Zajmuje się psychologią i czyni to w sposób wywołujący moje szczere uznanie. Jednak nawet pobieżna lektura jego twórczości szybko przekonuje, że wypowiada się na każdy temat. W mojej ocenie, poważnie dyskusyjnym bywa jednak jego warsztat teologiczny (wskażę choćby na próbę zestawianie poglądów Węcławskiego / Polaka z luterańskim Christus pro me). W tej perspektywie, pytanie, z którym się zmagam jako czytelnik jego artykułów jest następujące: czy przy dzisiejszej polaryzacji stanowisk i prądów teologicznych można czuć się ekspertem we wszystkim? Jeśli zdecydowałem się na użycie argumentów ad personam, to tylko dlatego, iż uważam, że są one niezbędne do postawienia innych pytań – pytań o obiektywizm! Dlaczego do dzisiejszej dyskusji nie zaproszono żadnego kapłana, którego codzienną pasją jest powołanie do pracy z młodzieżą albo małżeństwami? Dlaczego nie poproszona socjologa religii? Dlaczego rzadko w programach telewizyjnych pojawiają się księża, którzy są w stanie dać piękne świadectwo swoim codziennym, niełatwym, ale przynoszącym owoce zmaganiom z celibatem? Dlaczego codzienne dyskusje medialne mają charakter młyna, który trzeszczy, bo co chwila dosypują mu inne ziarna? Tak, naturą Kościoła jest bycie symfonicznym. Wcześniej niż Balthasar mówili o tym Ojcowie Kościoła. Elementem katolickości, jak powiada Józef Ratzinger, jest także stawianie odważnych pytań i weryfikacja tego, czym na co dzień żyje Kościół, a co wypływa z naszych ludzkich interpretacji czy choćby z kościelnego prawa, które w wielu wypadkach nie ma charakteru dogmatycznego (jak np. dyscyplina celibatu). Wypadałoby jednak, aby do tych ważnych analiz zapraszać nie tylko modnych kontestatorów (co niestety jest wyraźną tendencją niektórych programów), ale też ludzi z codziennego „frontu” zmagań duszpasterskich. Tyle tam dobra i piękna. Czy nie ma takich, którzy gotowi byliby pojawić się w mediach? A może trzeba tylko lepiej poszukać? Tymczasem powracam do codziennych obowiązków. Obowiązków, które jak wielu mych braci kapłanów, spełniam z codzienną radością i w przekonaniu, że wciąż w Kościele jest wielu ludzi, którzy w pełni podzielają jego wiarę, a we mnie chcą widzieć dobrego kapłana i wiernego syna Kościoła. Wiernego, nie znaczy bezmyślnego. Tego potrzebują najbardziej. Ks. Wojciech Wójtowicz - kapłan diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, doktorant na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim, mieszkaniec Papieskiego Kolegium Polskiego.