Prawdziwa wojna

Franciszek Kucharczak

GN 35/2015 |

publikacja 27.08.2015 00:15

Wojna światowa zaczęła się, gdy człowiek popełnił grzech.

Prawdziwa wojna rysunek franciszek kucharczak /gn

Przed uroczystością Wniebowzięcia Maryi opublikowałem na stronie gosc.pl tekst, w którym argumentowałem, dlaczego Cud nad Wisłą to był cud. Na to zareagowali sceptycy i kpiarze, pytając, czemu w takim razie Matka Boża nie zrobiła cudu we wrześniu 1939 roku.

Pozwalam sobie zauważyć, że Maryja odpowiedziała na to pytanie już w 1917 roku w Fatimie. Zaczęła od pokazania trojgu dzieciom piekła. I nie chodziło o wizję przyszłych rządów PiS ani o konsekwencje wyboru Andrzeja Dudy na prezydenta, tylko o najprawdziwsze piekło. To był widok tak okropny, że dzieci – jak same przyznawały – bez łaski Bożej natychmiast by umarły. Następnie Maryja powiedziała im, że tam „idą dusze biednych grzeszników”, po czym wyjaśniła, że Bóg chce dla ratowania grzeszników ustanowienia nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi. Zapowiedziała, że trwająca wtedy wojna (pierwsza światowa) się skończy. I dodała: „Ale jeżeli się nie przestanie obrażać Boga, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga, gorsza”. W orędziu Maryi była też mowa o Rosji, która, jeśli ludzie się nie nawrócą, „rozszerzy swoje błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła”.

Mamy więc odpowiedź na pytanie, dlaczego we wrześniu 1939 roku nie było ocalenia podobnego do tego, które zdarzyło się w roku 1920: ludzie się nie nawrócili. Rzecz jasna takie coś nie mieści się w głowach rozmemłanym postchrześcijanom, którzy sądzą, że zadaniem Boga – o ile jeszcze wierzą w Jego istnienie – jest bezustanne organizowanie ludziom na ziemi „dobrostanu”. Ma być miło, niezależnie od tego, co ludzie myślą, co mówią, co robią i czego nie robią.

Otóż nie – gdy mimo wielokrotnych ostrzeżeń ludzie upierają się przy swoim, Bóg w końcu uszanuje ich wolę i pozwoli im skosztować piwa, które nawarzyli. To jednak może się wydawać dziwne, że Bóg dopuścił wojny, i to takie straszne, z powodu ludzkich grzechów. Przecież wydaje się, że one spowodowały jeszcze więcej grzechów.

Racja – wydaje się. Gdy ludzie w sercach kryją złe zamiary, ich „niewinność” nie ma wielkiej wartości. Pasuje do nich definicja cnoty jako chronicznego braku okazji. Kto ma w sercu przyzwolenie na zbrodnię, dokona jej, gdy zdarzy się okazja. No i w XX wieku zdarzyły się takie okazje na wielką skalę. I w drobny mak prysł mit o tym, że ludzie są coraz lepsi, wrażliwsi, moralniejsi. Bo to nie było tak, że do września 1939 roku tylko nieliczni mieli mentalność bolszewików i esesmanów, a potem nagle przybyło złych ludzi. Serca były nienawrócone i dlatego gotowe do zbrodni.

Wojna nie tyle spowodowała zło, ile je ujawniła. Ale wcześniej ono buzowało pod przykryciem miłych uśmiechów i układnych manier. Wojna wyzwoliła to, co liczni ludzie hodowali w swoich sercach. Owszem, sprowadziła cierpienia i śmierć na wiele milionów ludzi, ale to nie jest najgorsze, co człowieka może spotkać. Najgorsze jest to, co Maryja pokazała dzieciom w Fatimie. I przed tym Bóg chce ludzi ochronić.

Zmiana programu

Szefowa MEN Joanna Kluzik-Rostkowska zamierza „wzbogacić” podstawę programową przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie o „treści antydyskryminacyjne”. Jest to konsekwencja kilkuletniej ciężkiej pracy środowisk liberalnych, homolobby, feministek i zwolenników ideologii gender nad zdyskredytowaniem tego przedmiotu w obecnej formie i nad wprowadzeniem do polskich szkół demoralizującej „edukacji seksualnej”. W przekonaniu „światłych edukatorów” obecny program WdŻ utrwala „stereotypowe role płci” (czyli męskie i kobiece), pomija natomiast problematykę „rodzin jednopłciowych” i nic nie wspomina o „rodzinach nowoczesnych” (np. patchworkowych – czyli takich, gdzie w zgodzie żyją tatusiowie z „ciociami”, mamusie z „wujkami”, a „wszystkie dzieci są nasze”). MEN chce wprowadzić zmianę mimo tego, że zlecone wcześniej badania wykazały, iż nauczyciele i uczniowie są zadowoleni z obecnego kształtu przedmiotu. No ale skoro tak, to znaczy, że Polacy są wciąż jeszcze ciemni i niedouczeni – i to jest najlepszy dowód, że potrzebują seksedukacji.

Ważne pojęcia

Do edukowania Polaków włączyła się sieć sklepów „Biedronka”. Otóż można tam kupić „Mały słownik ważnych pojęć”. Dzieci mogą się z niego dowiedzieć, że ważnymi pojęciami są m.in. „homoseksualista” albo „homofob” – rzecz jasna informacje te są podane w sposób „tolerancyjny” i „antydyskryminacyjny”. W tej sytuacji jasne się staje, dlaczego pani premier zachwalała zakupy warzyw w „Biedronce”, a także dlaczego ministerstwo spraw zagranicznych przyznał „Biedrze” (konkretnie dyrektorowi operacyjnemu Jeronimo Martins w Polsce) Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej. „Biedronka” to po prostu wychowawca nadwiślańskich tubylców.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.