A miało być tak pięknie…

Bogumił Łoziński


GN 39/2015 |

publikacja 24.09.2015 00:15

W książce „Nie przeproszę, że urodziłam” Karolina Domagalska opisuje historie ludzi, którzy skorzystali z in vitro. Ta książka miała pokazać wszystkie dobrodziejstwa płynące z tej metody. 
Pokazała coś zupełnie innego.


A miało być tak pięknie… canstockphoto Jednym z problemów związanych ze sztucznym zapłodnieniem jest zjawisko anonimowego dawstwa spermy. Niektórzy dawcy są biologicznymi ojcami nawet kilkudziesięciorga dzieci

Gosia i Mariusz poznali się, gdy mieli ok. 40 lat. Ona miała już dwie córki. Bezskutecznie starali się o dziecko. Po półtora roku wybrali się do kliniki in vitro. Dwie próby zakończyły się fiaskiem. Wówczas jedna z córek zaproponowała, że mogą skorzystać z jej komórki jajowej. Mieli wątpliwości. Gosia spytała lekarza, czy to nie jest problem, że dawczynią komórki jajowej będzie córka. Lekarz problemu nie widział. Odpowiedział, że dla męża to osoba obca. W Niemczech taka praktyka jest zabroniona, w Polsce nie ma problemu. 
Do organizmu Gosi został wszczepiony embrion, który powstał z komórek jej córki i męża. Urodziły się dwie dziewczynki. Tworzą związek, w której biologiczną matką dwóch córek jest Gosia, a dwóch kolejnych jej córka. 
Nie ma zbyt dużo danych dotyczących dawstwa wewnątrzrodzinnego. W Wielkiej Brytanii częsta jest praktyka korzystania z komórki jajowej siostry. W większości krajów nie ma szczegółowych regulacji w tej sprawie. Opierając się na prawie o kazirodztwie, często zabronione jest dawstwo krewnych pierwszego stopnia, np. brata i siostry, czy ojca i córki.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.