Bilet w jedną stronę

Joanna Bątkiewicz-Brożek

GN 42/2015 |

publikacja 15.10.2015 00:15

Z Dawoodem Yousefim, Afgańczykiem, który przeprawił się na pontonie do Europy. rozmawia Joanna Bątkiewicz-Brożek

Bilet w jedną stronę facebook

Joanna Bątkiewicz-Brożek: Od 12 lat mieszkasz we Włoszech. Uciekłeś z Afganistanu?

Dawood Yousefi: Miałem wtedy 17 lat. To była decyzja desperacka, ale przemyślana. Ruszyliśmy z kolegami w kierunku Iranu, potem do Turcji. Większość drogi przebyliśmy pieszo, szliśmy dzień i noc. Gdy nadarzała się okazja, podjeżdżaliśmy w ciężarówkach, pod plandekami. Z Turcji przepłynęliśmy pontonem do Grecji, potem do Włoch.

Obraliście Włochy celowo?

Nie. Chodziło tylko o to, żeby przedostać się do Europy. I dotrzeć tam żywym. We Włoszech zdecydowałem, że tu zostanę.

Jak długo trwała ta wędrówka?

Prawie rok.

Czemu zdecydowałeś się na taką ucieczkę?

Afganistan od lat 80. jest w stanie wojny. Mieszkałem w małej miejscowości. Normalne życie nie istniało. Nie mogłem na przykład chodzić do szkoły. Zwykłe poruszanie się po mieście też było niemożliwe. Strach to w moim kraju chleb powszedni. Boisz się, że stracisz życie. Kilkakrotnie miałem śmierć w oczach.

Zostawiłeś rodzinę?

Tak, w Afganistanie zostali moi rodzice, dwóch braci i dwie siostry. Do Europy ruszyliśmy w piątkę, z przyjaciółmi. Wszyscy mniej więcej w tym samym wieku.

Przyjaciele też żyją dzisiaj we Włoszech?

Dwóch przedostało się do Niemiec, jeden do Szwecji. A jeden utonął w morzu.

Jak to się stało?

Do dziś widzę, jak tonie... Były bardzo wysokie fale i nie panowaliśmy nad pontonem. Takim małym płynęliśmy. Kolega wypadł i przykryła go wzburzona woda. Na wodzie spędziliśmy dwie noce i dwa dni. Bez picia, jedzenia, całkowicie przemoczeni. I gdyby nie statek, który nas uratował, pewnie też byśmy zginęli.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.