Własność nade wszystko?

Andrzej Macura

Benedykt XVI ponowił prośbę do rządów państw bogatych o umorzenie długów najuboższym. Nie wierzę, że odniesie sukces.

Własność nade wszystko?

Nie chodzi tylko o to, że w dobie kryzysu rządy państw są zapatrzone przede wszystkim w to, jak ratować gospodarki własnych państw. To jest w sumie jeszcze jakoś zrozumiałe. Gdy pojawiają się kłopoty, liczy się każdy, nawet uzyskany za cenę ludzkiej krzywdy grosz. Obawiam się jednak, że nie zdobyłyby się na taki gest nawet wtedy, gdyby gospodarki kwitły. Pieniądz stał się bożkiem dzisiejszego świata tak bardzo, że niewielu już wstydzi się pazerności.
 
Od lat przyglądam się dyskusji na temat praw autorskich. Nie jestem zwolennikiem niczym nieograniczonego korzystania z cudzej pracy. Coraz częściej wydaje mi się jednak, że dochodzimy do jakiegoś absurdu. Jeśli wszystko pójdzie w tym kierunku, niebawem nie tylko przyjdzie nam zamknąć wszystkie biblioteki, ale niechybnie będziemy zmuszeni do uiszczania opłat za korzystanie z chodnika, patrzenie na budynki i płacenia co roku kolejnej raty inżynierowi, który opracował silnik naszego samochodu. Nie widzę bowiem powodu, by myśl inżyniera czy projektanta traktować inaczej niż pomysł kompozytora.
 
Skoro muzyka czy film mają być towarem, to postuluję objęcie tego rodzaju działalności normalnymi dla towarów i usług zasadami gospodarczymi: precz z wyższymi kosztami uzyskania przychodu dla twórców. Koniecznie trzeba też wprowadzić przetargi na organizowane przez jednostki państwowe czy samorządowe koncerty. Jeśli utwór muzyczny nie różni się od worka kartofli czy usługi hydraulika (twórcy mówią o empetrójkach jak towarze i żalą się, że z czegoś musza żyć), jak worek kartofli albo usługa hydraulika powinien być traktowany. I przestańmy nazywać to kulturą, bo jest nią w nie większym stopniu niż wybudowanie mostu czy obsianie pola.
 
W dyskusji o prawach autorskich nawet katolicy zapominają, że w teologii moralnej święte jest nie prawo własności, ale zasada powszechnego przeznaczenia dóbr. Jak mają o tym pamiętać przywódcy najbogatszych państw świata? Jak mają wytłumaczyć swoim obywatelom, że nowa studnia i szkoła w afrykańskim buszu są ważniejsze niż trzeci samochód i zagraniczne wczasy bankowego urzędnika?