Na koniec pięknie się uśmiechnęła

s. Donata Koska

publikacja 22.11.2015 00:02

Trwa Rok Życia Konsekrowanego. Wspomnienie Ofiarowania Matki Bożej, obchodzone w kalendarzu liturgicznym 21 listopada, zachęca do szczególnej pamięci i modlitwy za zakony kontemplacyjne. Zaglądamy więc do przasnyskiego klasztoru mniszek Klarysek Kapucynek.

S. Celestyna przy pracy w cieplarni z bukietem kwiatów Archiwum Klarysek Kapucynek S. Celestyna przy pracy w cieplarni z bukietem kwiatów

Jadwiga Genowefa Przychodzeń urodziła się 6 kwietnia 1925 r. w Grabowie pow. Ostrołęka, w wielodzietnej rodzinie rolniczej. Rodzicami jej byli Władysław Przychodzeń i Stefania z Wysockich.

Chrzest święty przyjęła 16 kwietnia 1925 r. w kościele parafialnym pw. Nawiedzenia Najśw. Maryi Panny w Ostrołęce. Sakrament bierzmowania otrzymała w czerwcu 1946 r. również w kościele parafialnym w Ostrołęce. Ukończyła 7 letnią szkolę podstawową w Nakłach.

Do klasztoru kapucynek w Przasnyszu wstąpiła 20 września 1947 r., otrzymawszy pozytywne świadectwo od proboszcza ostrołęckiego ks. Eugeniusza Gosiewskiego.

Oto słowa świadectwa: "Niniejszym stwierdzam, że Genowefa Przychodzeniówna, córka Władysława i Stefanii, ur. w 1925 r. i zamieszkała we wsi Grabowo, należącej do parafii Ostrołęka, znana jest mi jako dziewczyna pobożna i moralna. Nic ujemnego o niej nigdy nie słyszałem. Proboszcz Parafii Ostrołęka ks. E. Gosiewski dn. 16.06.1946 r.".

Zachowało się także w archiwum klarysek kapucynek drugie świadectwo tegoż samego proboszcza, lecz z następnego roku: "Niniejszym stwierdzam, że Przychodzeń Genowefa, urodzona w 1925 r. we wsi Grabowo, parafii Ostrołęka, znana jest mi jako dziewczyna bogobojna i moralnie prowadząca się bardzo skromnie. Świadectwo niniejsze wydaje się celem przedłożenia przełożonym zakonu żeńskiego. Proboszcz Ks. Eugeniusz Gosiewski. Proboszcz Parafii Ostrołęka dn. 22 07 1947 r. Nr 35/47".

Natomiast dnia 12 sierpnia 1947 r. s. Celestyna otrzymała z Polskiego Czerwonego Krzyża - Ambulatorium w Ostrołęce - zaświadczenie o stanie zdrowia, w którym stwierdzono, że "jest wolna od chorób zakaźnych i skrytych". Dokument wystawił lekarz Kazimierz Maniszewski.

Jadwiga Genowefa Przychodzeń postulat w klasztorze kapucynek w Przasnyszu rozpoczęła 11 października 1947 r. Nowicjat zaś rozpoczęła 4 lipca 1948 r. i otrzymała imię zakonne Maria Celestyna od Niepokalanego Serca Maryi. Śluby zakonne czasowe złożyła 10 lipca 1949 r., a śluby wieczyste 13 lipca 1952 r.

Siostra Celestyna wszystkich chwytała za serce swoją wzorową dokładnością w pracy. Czy to było coś ważniejszego, czy drobnostka, wszystko było wykonane zawsze bez zarzutu.

Była bardzo wyczuwająca na potrzeby innych. O ile mogła, nigdy żadnej siostrze nie odmówiła pomocy. Siostry szły do niej ze swoimi prośbami z przyjemnością, pewne, że s. Celestyna nie odmówi i że prośba o pomoc w pracy będzie przyjęta i spełniona solidnie.

W domu rodzinnym, chociaż była jeszcze młodziutka, całe gospodarstwo było na jej rękach, po prostu bez niej obejść się nie było można. Była jedyną córką swoich rodziców, ale miała jeszcze czterech braci.

Matka wyręczała się córką we wszystkim. Dowodem tego był fakt, że w kilka dni po wstąpieniu s. Celestyny do klasztoru w Przasnyszu, przyjechało dwóch jej braci z zapytaniem, kiedy wróci do domu, bo bardzo bez niej trudno przy gospodarstwie. Zamierzali ją wyciągnąć z klasztoru.

Siostra Celestyna w odpowiedzi braciom uśmiechnęła się i powiedziała: "Ja już wcale do domu nie wrócę, bo ja chcę być w klasztorze i służyć Panu Jezusowi". Bracia odjechali z ciężkim sercem.

Na uroczystość obłóczyn zakonnych 4 lipca 1948 r., podczas których otrzymała imię s. Maria Celestyna od Niepokalanego Serca Maryi, przyjechała do Przasnysza jej mama Stefania Przychodzeń.

Wówczas do obłóczyn przystąpiły cztery siostry: s. Maria Antonina, s. Maria Konrada, s. Maria Ludwika i s. Maria Celestyna. Przyjechały też matki wszystkich czterech sióstr.

Każda matka wpatrzona była w swoją córkę, ale chyba matka s. Celestyny najbardziej była w nią wpatrzona, a przy każdym odezwaniu się s. Celestyny, podczas gościny w rozmównicy klasztornej, chwaliła córkę mówiąc: "Ona wszystko potrafi dobrze zrobić".

Ponieważ główny dochód klasztoru po wojnie stanowiło przygotowywanie kwiatów, wiązanek i wieńców pogrzebowych, przełożona zdecydowała, aby przeznaczyć s. Celestynę, jako sumienną pracownicę, do cieplarni, do pomocy s. Józefinie Sadowskiej.

Przełożona liczyła na to, że s. Józefina, jako dobry fachowiec, nauczy s. Celestynę dobrze prowadzić cieplarnię, że się nic nie zmarnuje, a zgromadzenie liczące ponad 40 sióstr będzie miało dochód i zapewnione utrzymanie. Tak też się stało.

Gdy w jakiś czas potem, jedna z sióstr zaciekawiona zajrzała do cieplarni i zapytała s. Józefinę, czy s. Celestyna już umie hodować kwiaty, s. Józefina odpowiedziała: "Ona już wszystko wie i potrafi sama poprowadzić cieplarnię".

W 1959 r. s. Józefina ciężko zachorowała i s. Celestyna całkowicie objęła wtedy prowadzenie cieplarni i wykonywanie wieńców pogrzebowych. Pracę tę s. Celestyna wykonywała już przez całe swe życie zakonne, aż do ostatniej choroby.

Była zakonnicą cichą, skromną, nie wymagającą niczego dla siebie. W swoim notesiku z myślami duchowymi napisała słowa, które tak wiernie ją charakteryzowały: "Nisko siadaj, mało jadaj, nic nie gadaj".

Ale jednak potrafiła być stanowcza i domagać się sumienności w pracy i wykonywaniu obowiązku od sióstr przeznaczonych jej do pomocy.

Niektórym siostrom to nie odpowiadało, bo uważały, że można zrobić tak samo dobrze, lecz według ich sposobu, a nie jak życzyła sobie s. Celestyna. Ona jednak miała doświadczenie, więc lepiej było jej słuchać.

Całe swe życie wzorowo się sprawowała, odznaczała się wielką miłością Boga i bliźniego.

Praktykowała ubóstwo zakonne w stopniu doskonałym, była bardzo rozmodlona, szczególnie kochała modlitwę brewiarzową w nocy, po odmówieniu której wspólnie z siostrami, pozostawała jeszcze sama w chórze długo w nocy na adoracji Najświętszego Sakramentu.

Ręce s. Celestyny, gdy nie pracowały fizycznie, nieustannie przesuwały paciorki różańca. Pan Jezus pośpieszył się ją zabrać w stosunkowo młodym wieku. Miała 63 lata jeszcze nie ukończone, gdy odeszła do domu Ojca.

Mogła jeszcze żyć i pracować, ale widocznie potrzebna była Bogu jej ofiara życia i cierpienie dla ratowania dusz, skoro tak szybko Pan wezwał ją do Siebie. Była przygotowana na spotkanie z Bogiem w wieczności i świadoma, że odchodzi do domu Ojca.

Ostatnie miesiące choroby s. Celestyny przepełnione były ogromnym cierpieniem. Odwiedzające ją siostry prosiła, aby czytały jej jakieś pobożne teksty z literatury religijnej, zwłaszcza Pismo Święte. Żywa lampka dopalała się cichutko i świadomie dla Boga, leżąc w trumnie w maleńkiej zakonnej celi…

Nawet wtedy, gdy otrzymała coś ze słodyczy od rodziny odwiedzającej ją, potrafiła się podzielić tymi darami z innymi siostrami.

Jedna z sióstr wspomina, że razu pewnego wróciwszy wieczorem do swej celi, zobaczyła pod poduszką słodycze i małą karteczkę napisaną ręką zbolałej s. Celestyny. Oto treść tej karteczki: "Droga Kochana Siostro, Smacznego! Z serca miękkiego choć chorego składa sąsiadka. Proszę najpokorniej osłodzić mi życie… Celestyna".

Siostra Celestyna bardzo kochała Matkę Najświętszą. Gdy prosiła bibliotekarkę o książki do czytania, zawsze było zastrzeżenie: "Coś o Matce Bożej". Często w rozmowach z siostrami zwierzała się, że nieustannie nosi w swym sercu pragnienie, aby ujrzeć na tym świecie Maryję.

Pan Jezus zabrał s. Celestynę do Siebie po dosyć długiej i ciężkiej chorobie nowotworowej. Odeszła do Boga w rocznicę objawienia się Matki Bożej św. Bernadecie Soubirous w Lourdes.

A Niepokalanie Poczęta na pewno, jak ufamy, wyszła jej na spotkanie w niebie i jakby chciała potwierdzić pragnienie s. Celestyny, ukazała się jej w rocznicę Swego objawienia w Lourdes - 11 lutego 1988 r. ok. godziny 10.

W ostatnim momencie swego życia na tej ziemi, gdy leżała zbolała na ubogim posłaniu, ożywiła się, szeroko otworzyła oczy, wpatrzyła się w jeden punkt na ścianie w celi, i nagle na jej ustach pojawił się piękny uśmiech, który rozjaśnił jej twarz. Z tym uśmiechem oddała Bogu ducha.

W odczuciu sióstr otaczających konającą s. Celestynę było przekonanie, że jej śliczny uśmiech to znak, że ujrzała ona w ostatniej chwili swego ziemskiego życia Matkę Bożą, którą tak kochała i tak bardzo zobaczyć pragnęła...

Ostatni jej uśmiech na ziemi był nieziemskim uśmiechem na pewno do Maryi, który zadziwił też czuwające przy niej współsiostry.

Pogrzeb s. Celestyny odbył się 13 lutego 1988 r. w kościele kapucynek w Przasnyszu. Przyjechało sześciu ojców kapucynów, którzy wraz z kapelanem klasztoru ks. Eugeniuszem Jachną, odśpiewali egzekwie w kościele przy trumnie zmarłej.

Przybyli też wszyscy czterej bracia s. Celestyny z rodzinami, razem ok. 30 osób. Rodzina była zaszczycona, że s. Celestyna została uczczona i doceniona podczas ostatniego pożegnania. W klasztorze wśród sióstr pozostawiła po sobie wspomnienie wzorowej kapucynki.