W piecu

GN 49/2015 |

publikacja 03.12.2015 00:15

O słowach, przy których gardło ściska wzruszenie, i diable, który słyszy: „Morda!”, z dominikaninem o. Tomaszem Nowakiem rozmawia Marcin Jakimowicz

Tomasz Nowak – dominikanin, rekolekcjonista, mieszka w Łodzi, 
jeden z animatorów 
Warsztatów Kaznodziejskich roman koszowski /foto gość Tomasz Nowak – dominikanin, rekolekcjonista, mieszka w Łodzi, 
jeden z animatorów 
Warsztatów Kaznodziejskich

Marcin Jakimowicz: Kiedy o. Tomasz Nowak usłyszał po raz pierwszy: „Tyś jest mój syn umiłowany, w tobie mam upodobanie”?


O. Tomasz Nowak: W dniu wagarowicza. W parku w Kielcach. Poszliśmy z kolegą na wagary i w parku spotkaliśmy dziewczynę. Jak się okazało, „nawróconą”. (śmiech) Ja – ogromna gaduła – przez dwie godziny zdążyłem zadać jedynie pięć pytań. Zmiażdżyła mnie. Jak potwierdzali koledzy z internatu – skutecznie. 


Czy trzeba usłyszeć słowa: „Kocham cię i podobasz mi się”, by wyjść do ludzi z Dobrą Nowiną? 


Myślę, że to jest konieczne. Musisz najpierw to usłyszeć, potem przejść etap oczyszczenia, a potem możesz wychodzić. To ewangeliczny schemat: chrzest – głos z nieba potwierdzający twą tożsamość, pustynia, a potem idziesz do synagogi i mówisz: to jest napisane o mnie…


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.