Spór na linii Pałac-MSZ o ambasadorów

PAP |

publikacja 11.07.2009 18:05

Kolejny spór na linii Pałac Prezydencki-MSZ. Szef prezydenckiej kancelarii Piotr Kownacki zarzucił w sobotę ministrowi spraw zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu, że kłamał, mówiąc, iż Polsce brakuje 100 ambasadorów. Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski odpowiada, że szef resortu nigdy takich słów nie powiedział.

Minister Radosław Sikorski Jakub Szymczuk Agencja GN Minister Radosław Sikorski

"Prezydencki minister przypisuje ministrowi Sikorskiemu słowa, których nigdy nie powiedział" - zaznaczył w rozmowie z PAP rzecznik MSZ.

W piątek szef MSZ Radosław Sikorski powiedział w TVP1, że "nazbierało się trochę niepodpisanych nominacji i postanowień". "Dochodzimy do 100 podpisów brakujących, z tym że to jest po kilka podpisów na placówkę" - mówił minister.

Paszkowski wyjaśnił w piątek rozmowie z PAP, że minister nie mówił o 100 podpisach brakujących pod nominacjami ambasadorskimi, ale o podpisach, których prezydent nie złożył także m.in. pod listami uwierzytelniającymi dla przyszłych ambasadorów czy też odwołaniami ambasadorów.

Na sobotniej konferencji prasowej Kownacki zaapelował do Sikorskiego o "elementarną uczciwość i niewprowadzanie w błąd opinii publicznej" w sprawie nominacji ambasadorskich. Dodał też, że szef MSZ obraża prezydenta uwagami w stylu: "apeluję o większą sumienność".

Prezydencki minister podkreślał, że to prezydent zgodnie z konstytucją mianuje i odwołuje ambasadorów. "Mianuje i odwołuje, czyli podejmuje decyzje o mianowaniu i decyzje o odwołaniu. Nie jest to, przepraszam, dodatek do długopisu, który ma automatycznie podpisać każdy wniosek, który zechce się zrodzić w głowie ministra spraw zagranicznych" - mówił Kownacki.

Jak zaznaczył, nastąpiło "bardzo niedobre" odejście ze strony MSZ od praktyki konsultowania z prezydentem każdego zamiaru nominacji ambasadorskiej. Przypomniał, że to świetnie funkcjonowało za rządów AWS, gdy ministrem spraw zagranicznych był Bronisław Geremek, a prezydentem był Aleksander Kwaśniewski. "Tak się w cywilizowanych krajach nie dzieje" - ocenił Kownacki.

Powiedział też, że na podpis prezydenta czeka kilkanaście wniosków pod nominacjami ambasadorskimi, ale tylko czterech ambasadorów oczekuje w kraju na decyzję w prezydenta. "To dotyczy kluczowych zupełnie krajów dla naszej dyplomacji, mianowicie: Urugwaju, Paragwaju, Argentyny - jedna osoba; Egiptu, Sudanu, Erytrei - druga osoba; Niger i Libia - trzecia i OBWE w Wiedniu - czwarta" - wyliczał Kownacki.

Jak zaznaczył, w niektórych krajach - w Chinach i Serbii - na miejscu przebywa jeszcze poprzedni ambasador, który nie został odwołany, więc trudno - zdaniem ministra - mówić, że nie w danym państwie nie ma polskiego ambasadora.

Kownacki mówił też, że są ambasadorowie RP, którzy przebywają w jednym kraju, ale mają otrzymać powołanie do innych krajów, gdzie nie mamy swojej ambasady. Jako przykład podał panią ambasador w Meksyku, która czeka na nominacje do Belize, Gwatemali, Hondurasu, Kostaryki, Salwadoru i Nikaragui. "To są te kluczowe dla pana ministra Sikorskiego kraje" - mówił minister.

Jego zdaniem, dużo lepiej by zrobił minister, gdyby poinformował rząd premiera Donalda Tuska i rządzącą koalicję o tym, jak OBWE przyjęła ustawę medialną, którą - jak mówił Kownacki - "ta koalicja wbrew środowisku, wbrew osobom, którzy się znają na mediach siłą łamiąc różne ustalenia przepchnęła przez Sejm".

Według Kownackiego, rząd jednak musi gdzieś swoją propagandę uprawiać. "(On) rząd musi z kilku, w mojej ocenie, niezbyt kluczowych wakatów zrobić 100 podpisów, których brakuje. No ale po to trzeba za twarz wziąć dziennikarzy i naprawdę sterować już absolutnie ręcznie mediami publicznymi" - mówił minister.

Kownacki powiedział, że niestety "kluczowe decyzje" rządu podejmują specjaliści od czarnej propagandy.

W piątek rzecznik MSZ powiedział PAP, że brak prawie stu podpisów prezydenta pod aktami mianowania i odwołania ambasadorów, listami odwołującymi i uwierzytelniającymi nie pozwala na uregulowanie relacji Polski z 36 krajami, a za kilka dni już z ponad 40.

Paszkowski poinformował, że jeśli Lech Kaczyński nie podpisze brakujących nominacji ambasadorskich, to nowi szefowie placówek będą kierowani do nich w randze charge d'affaires, by kierować zespołem i przygotowaniami do prezydencji, choć - jak zaznaczył - MSZ ma świadomość ograniczeń takiego rozwiązania. "Szczególnie niepokoi nas konieczność takiego rozwiązania wobec poważnych partnerów Polski i placówek regionalnych - Chiny, Egipt, Afganistan, Argentyna, Libia, ONZ/OBWE Wiedeń, ale też wielu innych" - podkreślił.

Rzecznik zwrócił też uwagę, że 14 ambasadorów akredytowanych w Polsce, których przedstawicielstwa znajdują się jednak poza Polską, jest gotowych do złożenia listów uwierzytelniających prezydentowi. W przypadku niektórych - według Paszkowskiego - okres oczekiwania wynosi już prawie półtora roku, pierwszy z listy zaległości oczekuje od marca 2008.

Od redakcji Wiara.pl

A wystarczyłoby dokładniej słuchać. co kto powiedział....