Misjonarki Polonii

Stanisław Zasada

KAI |

publikacja 13.07.2009 20:25

O ich powstaniu myślał już przed wojną kardynał August Hlond. Zamiar Prymasa wypełnił po jego śmierci ojciec Ignacy Posadzy. Siostry Misjonarki Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej posługują na kilku kontynentach.

Logo Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej Kboguslaw/Wikimedia (CC 2,5) Logo Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej

 „Jezu Chryste, Ty znasz los wszystkich emigrantów. Prosimy, by nasi bracia rozproszeni po całym świecie, nie oddalali się od Ciebie i od Twego Kościoła” – taką modlitwę za Polaków na obczyźnie Misjonarki Chrystusa Króla odmawiają codziennie w kilkudziesięciu domach zgromadzenia w różnych zakątkach świata.

– Naszym powołaniem jest troska o zbawienie naszych rodaków, którzy żyją z dala od ziemi ojczystej i praca apostolska wśród nich – tłumaczy matka Edyta Rychel, przełożona generalna Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. 14 lipca zgromadzenie świętować będzie w swojej głównej siedzibie w Poznaniu-Morasku 50-lecie działalności. Ich założyciel, ksiądz Ignacy Posadzy jest kandydatem na ołtarze.

Jubileusz mógł być większy

Chociaż wspólnota obchodzi złoty jubileusz, jej historia rozpoczyna się w latach międzywojennych. W 1932 roku kardynał August Hlond zakłada Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej. Chrystusowcy mają nieść polskim emigrantom Ewangelię oraz pielęgnować wśród nich język ojczysty i kulturę. Bo jak mawiał Prymas Hlond: „Na wychodźstwie polskie dusze giną”.

Pierwszym przełożonym Chrystusowców Prymas mianuje księdza Posadzego, poznańskiego kapłana diecezjalnego. Trzydziestokilkuletni duchowny był obyty w świecie i zetknął się z niedolą rodaków, którzy wyemigrowali za chlebem. Jak mało kto nadawał się na organizatora nowej wspólnoty. Niedawno w Poznaniu zakończył się jego diecezjalny proces beatyfikacyjny.

Wróćmy do lat 30. ubiegłego wieku. Ksiądz Posadzy, który wstępuje do nowego zgromadzenia i zostaje zakonnikiem, zabiera się ostro do pracy. Jeszcze przed wojną pierwsi Księża Chrystusowcy wyjadą na zagraniczne misje. Ich rozwój przerwie na jakiś czas wybuch wojny. Dziś pracują wśród Polaków na sześciu kontynentach.

Co wspólnego mają narodziny Chrystusowców z Siostrami Misjonarkami? – Bo kardynał Hlond wspominał, że żeńskie zgromadzenie może odegrać piękną rolę w pracy apostolskiej na emigracji – mówi matka Edyta. – A z chrystusowcami łączy nas charyzmat i wynikająca z niego misja.

Kto wie, czy gdyby nie wybuch wojny, Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla nie świętowałoby dziś na przykład 70-lecia? Matka Edyta mówi, że jest to możliwe.

Dla władz miały być Felicjankami

O nowym zgromadzeniu żeńskim ksiądz Posadzy mówi oficjalnie w 1951 roku, na pierwszej Kapitule Generalnej Towarzystwa Chrystusowego. Ale czasy są nieodpowiednie. W Polsce trwa stalinizm – władze usuwają religię ze szkół, odbierają zakonom szkoły, szpitale, konfiskują klasztory. Za dwa lata komuniści aresztują kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Myślenie w tych realiach o nowym zakonie musiało być dla wielu utopią. Ale ksiądz Posadzy potrafił wybiegać daleko w przyszłość. – Wierzył, że złe czasy muszą kiedyś przeminąć – powtarza ksiądz Bogusław Kozioł, postulator procesu beatyfikacyjnego ojca Ignacego.

W 1956 roku skończył się w Polsce stalinizm i zelżała polityka antykościelna. Dwa lata później ojciec Posadzy umieszcza pierwsze kandydatki do nowego zgromadzenia w klasztorze Sióstr Salezjanek w Rokitnie, gdzie znajduje się słynne sanktuarium maryjne, by mogły odbyć roczny kurs katechetyczny. Latem 1959 roku przyjmuje 17 aspirantek do nowego zgromadzenia.

By ominąć zakaz tworzenia nowych wspólnot, Posadzy posłużył się fortelem – poprosił Siostry Felicjanki, by ukryły nową wspólnotę pod swoim szyldem. Siostry podawały w sprawozdaniach do Urzędu do Spraw Wyznań nową wspólnotę w spisie swoich domów jako Misjonarki-Felicjanki.


Dlaczego założyciel wybrał Felicjanki? – Ponieważ to zgromadzenie ma piękne osiągnięcia w działalności apostolskiej wśród Polonii – tłumaczył. Miał na myśli to, że Felicjanki już pod koniec XIX wieku podjęły pracę apostolską wśród polskiej emgiracji w Stanach Zjednoczonych.

Podczas procesu beatyfikacyjnego ojca Posadzego, kiedy trzeba było także przejrzeć akta Instytutu Pamięci Narodowej, okazało się, że komuniści i tak wiedzieli o tym, że powstaje nowe zgromadzenie. – Tak duża była wtedy inwigilacja – mówi ksiądz Kozioł.

Mimo to, 21 listopada 1959 roku w uroczystość Chrystusa Króla, arcybiskup Antoni Baraniak zatwierdził zgromadzenie na prawach diecezjalnych. 37 lat później – także w uroczystość Chrystusa Króla – Misjonarki dla Polonii otrzymały prawa papieskie.

Siostry zamieszkały w XVIII-wiecznym dworku w Morasku, który przez 40 lat był ich główną siedzibą. Pod koniec ubiegłego wieku postawiono obok niego nowy Dom Generalny. W dworku mieści się nowicjat, a każda misjonarka darzy to miejsce dużym sentymentem, bo tam rozpoczynała drogę zakonną. – To nasz Dom Macierzysty, bo jest kolebką zgromadzenia – mówi matka Edyta.

Z Moraska do Kalifornii

W ciepły lipcowy dzień 1978 roku trzy pierwsze misjonarki wyjechały z Moraska do Kalifornii. Siostry: Barbara, Gertruda i Michalina rozpoczęły pracę przy polskiej parafii w Los Angeles. Do dziś pracują w Stanach Zjednoczonych.

Zgromadzenie czekało na to wydarzenie ponad 20 lat. Socjalistyczne państwo blokowało bowiem wyjazdy duchownych za granicę. Trzy lata później następne dwie misjonarki pojechały do Anglii. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych powstają placówki zgromadzenia w Kanadzie, Niemczech, Australii i Brazylii, we Włoszech, a ostatnio w Belgii i Grecji.

Gdy kruszy się komunizm, siostry podejmują odważne wyjazdy do istniejącego jeszcze Związku Radzieckiego. Pod koniec lat osiemdziesiątych wyjeżdżają na Ukrainę. – By nie rzucać się w oczy władzom i nie narażać osób, które je zaprosiły, pojechały bez habitów – opowiada matka generalna. – Stroje zakonne ukryły staranie wśród świeckich ubrań.

Matka Edyta, która była wtedy zwykłą zakonnicą, udała się latem 1991 roku z dwiema siostrami do Nieświeża na Białorusi. Miejscowemu księdzu pomagały przygotowywać dzieci do Pierwszej Komunii. Praca była ciężka, bo analfabetyzm religijny był ogromny. Nie było też parafialnych dokumentów. Żeby potwierdzić chrzest, trzeba było wołać świadków. Gdy nadeszła upragniona uroczystość – dzieci przystępowały do Pierwszej Komunii, a ich rodzice brali ślub kościelny.

Działalność sióstr nie uszła uwadze komunistycznych władz. KGB wzywało je na przesłuchania do Mińska. – Tłumaczyłyśmy się, że przyjechałyśmy tylko na wypoczynek – wspomina matka Edyta. – Ale oni i tak wszystko o nas wiedzieli.

W nocy z 18 na 19 sierpnia 1991 roku twardogłowi przywódcy ZSRR dokonali zamachu stanu, aresztowali Michaiła Gorbaczowa i ogłosili, że będą bronić komunizmu. Świat wstrzymał oddech. – Miejscowi radzili nam, żebyśmy wyjechały do Polski, bo w przeciwnym razie może nam grozić wywózka na Syberię – opowiada po latach matka Edyta. Polskie zakonnice postanowiły jednak zaryzykować i zostały. – Nie chciałyśmy opuszczać tych ludzi – mówi przełożona generalna.

Kilka dni później pucz się załamał. Siostry Misjonarki pracują na Białorusi do dziś.


Tylko Polki

Żeby zostać Misjonarką dla Polonii Zagranicznej trzeba najpierw zdać maturę. Do zgromadzenia przyjmowane są tylko Polki bądź cudzoziemki z polskimi korzeniami. Taka sama praktyka istnieje też w Towarzystwie Chrystusowym. – Nasze zgromadzenia powołane są do pracy wśród Polonii, więc musimy znać polską duszę – tłumaczy matka Edyta.

Wśród obecnych nowicjuszek jest Grażyna z Białorusi. – To powołanie, to też owoc naszej pracy w tym kraju – mówi przełożona generalna.

Kandydatki do zgromadzenia odbywają najpierw roczny postulat, który ma im pomóc w pogłębieniu życia chrześcijańskiego. Potem dwa lata nowicjatu – poznają wtedy życie zakonne i utwierdzają się w powołaniu. Po nowicjacie składają pierwsze śluby: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, które są ponawiane. Rozpoczynają też wtedy kolejny okres formacji zakonnej, który nazywa się junioratem i trwa pięć lat. Po nim składa się śluby wieczyste, czyli na całe życie.

Staż zakonny można rozpoznać po strojach, jakie noszą Misjonarki. Postulantki dostają szare sukienki, nowicjuszki przywdziewają szare habity z białymi welonami, zaś junioratki – welony w kolorze habitu z białą wypustką i krzyżyk na piersi. Po ślubach wieczystych dostaje się obrączkę – symbol zaślubin z Chrystusem.

– Dopiero wtedy też można wyjechać na stałe do pracy na placówkę zagraniczną – mówi przełożona Misjonarek. Wcześniej niektóre siostry wyjeżdżają tylko na praktyki.

Nie tylko w zakrystii

Spośród prawie 200 Sióstr Misjonarek ponad połowa pracuje poza krajem. Realizują w ten sposób swoją podstawową misję, która zawiera się w dewizie: „Wszystko dla Boga i Polonii Zagranicznej”.

W Europie Zachodniej siostry działają głównie przy Polskich Misjach Katolickich. Pracują z dziećmi i młodzieżą, katechizują, uczą języka polskiego, prowadzą grupy duszpasterskie, zespoły dziecięce i młodzieżowe, przygotowują liturgię. – Dzieląc los polskich emigrantów, pomagamy rodakom zachować polskie tradycje, ojczysty język, a przede wszystkim wytrwać w wierze, którą wynieśli z rodzinnego domu – mówi matka Edyta.

– Tamtejsze duszpasterstwo ma często charakter weekendowy – kontynuuje matka generalna. – Dlatego w pozostałe dni tygodnia nasze siostry pracują w różnych miejscach, by zarobić na swoje utrzymanie. Na przykład w Mediolanie siostry z Moraska pracują od poniedziałku do piątku we włoskim przedszkolu, w Bolonii – w kurii biskupiej, a w Budapeszcie w nuncjaturze.

W Wielkiej Brytanii i Australii, gdzie liczna jest tak zwana „stara emigracja” z czasów II wojny światowej, opiekują się też osobami starszymi. Odwiedzają je w domach, bądź zajmują się nimi w domach opieki społecznej lub domach starców.

Najwięcej sióstr pracuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie istnieją największe skupiska Polonii. Misjonarki Chrystusa Króla posługują aż w siedmiu parafiach w Chicago – prowadzą dom samotnej matki, szkoły polskie i przedszkole dla dzieci z rodzin polonijnych. Pracują także w Los Angeles, Phoenix i Detroit. Obecne są też w największym mieście Kanady – Toronto, a ponadto w Brampton, Oshavie, Mississauge i Vancouver.

W Brazylii siostry z Polski pracują nie tylko wśród rodaków i Brazylijczyków w Rio de Janeiro, ale także dla miejscowej ludności w odległych wioskach na prowincji. Z powodu braku księży w tym największym katolickim kraju świata rozdają Komunię i prowadzą nabożeństwa paraliturgiczne oraz przygotowują katechistów, czyli osoby odpowiedzialne za katechezę w parafii. Organizują też pomoc dla biednych oraz trędowatych w favelach – brazylijskich dzielnicach nędzy.



Do wyjazdu na placówki polonijne siostry sposobią się od wstąpienia do zgromadzenia. Postulantki i nowicjuszki mają obowiązkowy język angielski. Wiele sióstr studiuje – obok teologii także kierunki świeckie, na przykład pedagogikę, by móc potem pracować w przedszkolu lub szkole. Każda Misjonarka składając śluby wyraża gotowość na wyjazd na zagraniczną placówkę.

Misjonarki Chrystusa Króla można spotkać także w kilkunastu miastach w Polsce. Siostry z Moraska uczą religii w szkołach, opiekują się chorymi, pracują w biurach parafialnych, instytucjach kościelnych, a niektóre są zakrystiankami i organistkami

Szansa i ryzyko

– Emigracja ma dwa oblicza – mówi matka Edyta. – Dla wielu ludzi jest szansą na znalezienie pracy i utrzymanie rodziny. Ale grozi także zatraceniem podstawowych wartości moralnych i religijnych, a przede wszystkim niesie ryzyko dla rodziny.

Misjonarki znają wiele rodzinnych dramatów, które przeżywają emigranci bądź ich bliscy pozostawieni w kraju. – Trzeba mieć ogromną siłę woli, żeby z dala od domu dochować wierności żonie albo mężowi – nie ukrywa przełożona generalna Misjonarek. – A trzeba jeszcze pamiętać o dzieciach, które wychowują się bez ojca lub matki.

Kiedy po wejściu Polski do Unii Europejskiej nasiliła się emigracja, Misjonarki zaczęły odwiedzać regiony, skąd wyjeżdża najwięcej osób. – Staramy się otoczyć opieką i wsparciem wyjeżdżających, dotrzeć do rozdzielonych rodzin, pozostawionych dzieci i tych, którzy w „poczuciu nieudanej” misji powrócili do kraju – opowiada matka Edyta. – Mówimy, że jeśli to możliwe, lepiej jest, by emigrowały całe rodziny. Będzie im trudniej materialnie, ale na pewno ocalą trwałość swoich więzi.

Siostry informują też potencjalnych emigrantów o polskich parafiach i kościołach na obczyźnie. Matka Edyta: – Często to jedyne miejsce, gdzie zagubiony w obcym kraju przybysz z Polski może liczyć na konkretną pomoc i życzliwość.

Zakonnice modlą się też za emigrantów oraz za pracujących wśród nich księży i siostry. – Jesteśmy duchowym zapleczem modlitewnym dla całej Polonii – mówią Misjonarki Chrystusa Króla.

Księga czynów

We wtorek podczas Mszy świętej w moraskim kościele parafialnym Ścięcia świętego Jana Chrzciciela siostry złożą na ołtarzu Księgę Czynów Jubileuszowych. To spis zobowiązań, które Misjonarki Chrystusa Króla podjęły dla uczczenia złotego jubileuszu zgromadzenia.

– Karty tej księgi składają się z opisów akcji propagujących osobę Założyciela i charyzmat naszego zgromadzenia – wyjaśnia matka generalna. Siostry odnotowały spotkania z dziećmi i młodzieżą, rekolekcje, prelekcje o tematyce emigracyjnej, nabożeństwa i czuwania modlitewne w intencji Polaków żyjących na obczyźnie.

Matka Edyta: – To była nasza dodatkowa praca, którą chciałyśmy podziękować Bogu za pół wieku naszej działalności i za to, że wciąż jesteśmy potrzebne.